[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeffa. Nakryła srebrną tacę. Jeff na pewno miałby ochotę na coś lekkiego. Może
kruchą sałatę z plasterkami pysznego sera - o czym właściwie Alex z nim
rozmawiał - pokroiła kromki chleba w sześciokąty. Jeff jako mały chłopiec
uwielbiał maleńkie wymyślne kanapeczki.
Znalazła niewielkie niebieskie serwetki, które świetnie pasowały do kwiatków
na porcelanie, przybrała szklankę z mrożoną herbatą plasterkiem cytryny, a po
chwili namysłu postawiła jeszcze niewielki niebieski wazonik. Zastawiona taca
skusiłaby poszczącego mnicha. Wnosząc ją na górę, Stephanie przez chwilę
znowu poczuła się zadowolona z siebie.
To co, że ubiegłej nocy o mały włos nie dała się uwieść byłemu mężowi, który
przez te wszystkie lata nigdy nie dał po sobie poznać, że mu na niej choć
odrobinę zależy. To co, że odkryła, iż jej czternastoletni syn marzył o ich
pogodzeniu. Tym zajmie się pózniej. Przede wszystkim jest matką, zwłaszcza
teraz i... do licha, zawsze była i będzie dobrą matką.
Alex siedział zgarbiony na krześle przy łóżku Jeffa i rozdawał karty. Grali w
pokera, obstawiając wykałaczkami. Stephanie przyglądała im się chwilę z
dziwnym uczuciem. Byli do siebie tak podobni - te same gęste, ciemne loki
przeczesane palcami, ten sam kosmyk z tyłu głowy, ten sam śmiertelnie
poważny wyraz twarzy. Czegokolwiek miała dotyczyć ich poważna rozmowa,
już się zakończyła i najwyrazniej ku zadowoleniu obydwu. Stephanie nigdy nie
miała konfliktów z Jeffem, aż do chwili, gdy wszedł w wiek dojrzewania. Teraz
RS
wydawało się, że ojciec i syn w naturalny sposób należeli do siebie. Najlepszym
dowodem było to, że ona nigdy nie wpadła na pomysł zagrania z Jeffem w
pokera. Nawet nie potrafiła.
- Jedzenie - powiedziała pogodnie. Ekstra. Jestem głodny jak wilk!
- Jeff odłożył karty, robiąc miejsce na kolanach. Rzucił okiem na tacę, a potem
popatrzył na ojca.
Stephanie natychmiast pożałowała, że postawiła ten idiotyczny wazonik. W tej
samej chwili uświadomiła sobie, że nie powinna była kroić kanapek. Jeff nie był
już dzieckiem. Będzie musiała o tym pamiętać. Problem w tym, że kiedy
skończył czternaście lat, jednego dnia zachowywał się jak rozhukany
dziewięciolatek, a następnego -jak dojrzały mężczyzna. Najlepszy jasnowidz nie
byłby w stanie przewidzieć, w jakim nastroju obudzi się rano. Wszystko to
prawda, ale w tej chwili niewiele jej to pomogło.
- Wygląda świetnie, co Jeff? - Alex ponaglił syna.
- Wspaniale. Po prostu wspaniale - Jeff szeroko uśmiechnął się do Stephanie.
- Jeśli masz ochotę na coś innego, kochanie... Myślałam, że nie zechcesz nic
ciężkostrawnego, ale jeżeli jesteś bardzo głodny...
- Nie, to będzie w sam raz. Właśnie miałem ochotę na sałatę.
- Wiem, że kwiatek wygląda głupio, ale chciałam cię rozśmieszyć.
- Kwiatek jest piękny, mamo.
- To dobrze - dotknęła broszki i spojrzała w stronę Alexa. - Jak chcesz, mogę ci
też coś przygotować...
- Nie trzeba. Właśnie powiedziałem Jeff owi, że chcę wyjść na parę godzin.
Muszę się przebrać i załatwić kilka rzeczy w warsztacie...
- Ale wróci wieczorem, mamo. Nie masz nic przeciwko temu, prawda? - w
głosie Jeffa zabrzmiała ostrożna uprzejmość. Z pewnością dostał na ten temat
pewne wskazówki.
RS
- Oczywiście. Zgadzam się na wszystko, czego ty i twój ojciec sobie życzycie -
będzie po prostu musiała zaopatrzyć się w większy zapas proszków od bólu
głowy.
Alex wstał, a w pokoju jakby powiało chłodem. Nic szczególnego. Coś się
jednak stało, kiedy dotknął jej ramienia. Poczuła się winna, -jak skarcone
dziecko, które kradnie łakocie. No no, Stephanie.
Kropla wody drąży skałę. Przez wszystkie te lata Alex mógł ją przypadkiem
dotykać, lub nie - nie zwracała na to uwagi. Jednak od zeszłej nocy najlżejsze
muśnięcie rozbudzało jej miłosne marzenia. Tym bardziej cudowne, im bardziej
zakazane.
Alex szybko pożegnał się z Jeffem. Mocniej uścisnął jej ramię. Stephanie
zrozumiała, że Alex chce, żeby z nim wyszła. Kiedy odeszli od drzwi, położył
jej obie dłonie na ramionach. Z pewnością coś było z nią nie w porządku, bo
mogłaby przysiąc, że dostrzegła w jego oczach natężony, intymny blask. Jego
głos też zabrzmiał dziwnie łagodnie.
- Jeżeli masz się czuć skrępowana, nie przyjadę wieczorem.
- Ależ nic podobnego.
- Pewnie zatrzymam się w zajezdzie na parę dni. Jeśli uda mi się załatwić kilka
spraw dziś po południu, będę miał więcej czasu dla Jeffa. Odciążę cię trochę.
- Nie potrzebuję, żebyś mnie odciążał", ale możesz być z Jeffem, ile tylko
zechcesz. Dobrze o tym wiesz, Alex. On uwielbia być z tobą.
- Chcesz, żebym sprowadził twój samochód spod szpitala?
- Mogę sama. - Zupełnie wyleciało jej to z głowy.
- Ja się tym zajmę.
Skinęła głową. Mógł robić, co mu się podobało, byle tylko zabrał ręce z jej
ramion. I to zaraz. Byłoby głupio, gdyby się odsunęła. Przecież Alex stał tak
blisko tylko po to, żeby Jeff ich nie usłyszał. I to przecież nie dlatego dreszcze
przebiegły jej po plecach.
RS
Zawsze była odporna. Ale to nie świadomość, że był dla niej atrakcyjny, tak ją
denerwowała. Ludzie, którzy się nawet nie znają, mogą odczuwać do siebie
pociąg fizyczny, ale to nie znaczy, że muszą się mu poddawać. Czuła, że jest
słaba, i wcale jej się to nie podobało.
- Boston?
- Mm? - pomyślała, że może będzie łatwiej, gdy zamiast w jego oczy spojrzy na
usta. Błąd. Przypomniała sobie, jak pierwszy raz kochali się w starym MG'53.
Była to nie lada sztuka - kochać się na tych niewygodnych siedzeniach i mimo
dzwigni biegów sterczącej w podłodze. W ogóle nie powinno to być możliwe.
Ale to właśnie jego niebezpieczne oczy i usta sprawiły, że jednak to zrobiła.
Pragnęła go tak bardzo, że niestety wszystko okazało się wykonalne i tak
nieistotny szczegół jak moralność, czy niewygodny fotel nie miał najmniejszego
znaczenia.
- Czy mogłabyś mnie uważnie wysłuchać?
- Skupiasz całą moją uwagę - zapewniła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]