[ Pobierz całość w formacie PDF ]

liśmy ją także skutecznie, pośmieliśmy się... pocieszyliśmy się sobą. Jednak ja tego nie
potrafię pojąć - ty wyczyniałaś te numery ze mną, wiedząc że występujesz o rozwód? Nawet,
gdybym miał skończyć sto lat, nie pojmę was, kobiet, chyba już nigdy!!!
- To nie jest skomplikowane. Wystąpiłam o rozwód po naszej ostatniej kłótni.
Pomyślałam sobie, że jeśli będę jeszcze czekać, to znowu pogodzimy się i nigdy tego nie
zrobię.
- Okay, baby. Podziwiam was, te wszystkie tak piekielnie szczere kobiety. Czy to aby
nie ten z czerwoną szpilką przy krawacie?
- To jest ten - z tą czerwoną szpilką do krawata.
Zaśmiałem się. Ale nie był to śmiech ani wesoły, ani przyjemny, ani radosny.
Przyznaję to. Ale nie stać mnie było na inną reakcję.
- Wiem, to wiem, że jeden samiec może łatwo krytykować innego samca, ale ty
będziesz miała z nim niemałe kłopoty i zmartwienia. %7łyczę tobie szczęścia, mała! I jak to już
dawno wiesz, dużo było w tobie tego, co naprawdę bardzo kochałem. I nie były to wyłącznie
twoje pieniądze.
Zaczęło się na dobre. Szlochanie, łzy, okrzyki duszone poduszką, histeria na brzuchu,
histeria na plecach, całe ciało w drgawkach, tylko drgające kończyny górne albo dolne, albo
wszystkie naraz. Nie była przecież nikim więcej, jak tylko dziewczyną z małego miasteczka,
do tego rozpieszczoną, do tego zagubioną, i w świecie, i w sobie. Leżała na łóżku płacząc, w
spazmach i w hektolitrach łez. Taki mały teatr. Okropne i okrutne. Kołdra zsunęła się na
podłogę, ja siedziałem gapiąc się w jej białe plecy, jej łopatki wystawały, jakby chciały
przemienić się w skrzydła, przebijając skórę. Niewielkie, kościste łopatki.
Była bezradna i bezbronna.
Usiadłem koło niej, zacząłem głaskać i masować jej plecy, głaskałem, uspokajałem - a
potem przyszło następne załamanie, rozpacz i łzy.
- Hank, tak cię kocham, ja cię naprawdę kocham, ja cię kocham, jest mi tak przykro,
tak bardzo przykro!
Cierpiała rzeczywiście niebywale. Po chwili miało się wrażenie, jakbym to ja chciał
tego rozwodu, a nie ona.
A potem, jak za starych dobrych czasów, trzasnęliśmy parę numerów. Ona miała
pozostać w domu, zatrzymać geranie, psa i muchy. Nawet pomogła mi się spakować.
Troskliwie układała spodnie w walizce, mościła w niej moje majtki, włożyła przybory do
golenia. Kiedy byłem już spakowany, znowu beczała i wyła. Ugryzłem ją więc w ucho prawe
i wyniosłem bagaże z domu. Wsiadłem do samochodu i wolno ruszyłem. Jezdziłem ulicami
tam i z powrotem, szukając szyldu z napisem  wolne pokoje do wynajęcia . Nie było to dla
mnie nic nadzwyczajnego ani nowego.
ROZDZIAA III
1
Postanowiłem nie robić Joyce żadnych kłopotów z tym rozwodem, nie poszedłem
także na rozprawę sądową. Joyce dała mi w prezencie stary i zużyty już samochód. I tak nie
miała przecież prawa jazdy. Trzy czy cztery miliony przeszły mi koło nosa, no, ale praca w
urzędzie pocztowym była jeszcze moja. Na ulicy spotkałem Betty.
- Widziałam cię kiedyś z tą twoją nową flamą. Ty, to nie jest kobieta dla ciebie!
- Chyba już żadna nie jest dla mnie!
Opowiedziałem jej, że właśnie przeprowadzamy rozwód.
Wypiliśmy po piwie. Betty zestarzała się. I stało się to bardzo szybko. Roztyła się.
Zmarszczki pokryły już całe jej ciało. Fałdy tłuszczu zwisały jej z gardła. Tak. To było
smutne. Smutne było także i to, że ja także posunąłem się w latach. Betty straciła pracę. Pies
wpadł pod samochód i zginął. Pracowała także jako kelnerka, ale straciła i tę pracę, kiedy
knajpę rozwalono, a na jej miejscu postawiono biurowiec. Mieszkała w wynajmowanym w
rozwalającym się hotelu pokoju. Czyściła w nim toalety i zmieniała pościel. Piła wino w
dużych ilościach. Dała mi do zrozumienia, że moglibyśmy znowu żyć i mieszkać razem. Ja
dawałem jej do zrozumienia, że może warto by było trochę jeszcze poczekać. Muszę dojść do
siebie po tej wpadce z Joyce.
Kazała na siebie poczekać i poszła do swojego mieszkania. Wróciła w swojej
najlepszej sukni, oczywiście w butach na wysokich obcasach, wymalowana i wypindrzona jak
nigdy. Wszystkie te jej wysiłki nie dawały dobrego efektu, wręcz przeciwnie, były
przerażająco żałosne i tragiczne.
Kupiliśmy butelkę whisky, trochę piwa i poszliśmy do mojego mieszkania na
czwartym piętrze starej czynszowej kamienicy. Zadzwoniłem na pocztę i poinformowałem
tych tam, że niedobrze się czuję i że prawdopodobnie będę chory. Usiadłem vis - a - vis Betty.
Ona przerzuciła lewą nogę na prawą, wydawała mi się być trochę zakłopotana. Uśmiechała
się. Przypominały mi się wtedy nasze dobre stare czasy. Prawie. Bo jakby czegoś teraz
brakowało.
Zarząd urzędów pocztowych pielęgnował starą tradycję, że wysyłał do swoich
chorych pracowników pielęgniarkę, która miała się upewnić, czy chory jest rzeczywiście
chory, czy też może szwenda się po nocnych klubach i rżnie w pokera. Moje mieszkanie było
bardzo blisko siedziby Głównego Urzędu Poczt, więc bardzo niewielkim nakładem czasu i
pracy mogłem być skontrolowany. Dwie godziny gaworzyliśmy i piliśmy z Betty, kiedy nagle
ktoś zastukał do drzwi.
- Co jest?
- Spokojnie - wyszeptałem - nic nie mów! Zciągaj te swoje obcasy, idz do kuchni i
wstrzymaj oddech!
- ID... ID! - darłem się w stronę drzwi.
Szybko zapaliłem papierosa, żeby przytłumić mój alkoholowy oddech, poszedłem do
drzwi i otworzyłem je, ale nie na całą szerokość. Oczywiście, że była to pielęgniarka. Ta sama
co zawsze. Ona znała mnie, a ja ją.
- Co dolega tym razem? - spytała rzeczowo.
Wypuściłem dym w okolice jej nosa.
- Kłopoty z żołądkiem.
- Jest pan tego pewien?
- To jest chyba mój żołądek, nie?
- Czy mógłby pan podpisać ten formularz, stwierdzając, moją tu obecność, a także i to,
że zastałam pana chorego w domu?
- No, jasne.
Pielęgniarka wsunęła jakiś papier. Podpisałem to i szybko wypchnąłem na zewnątrz.
- Czy będzie pan mógł dzisiaj pracować?
- Tego, nawet gdybym bardzo chciał, nie mogę jeszcze powiedzieć. Jeśli będę czuł się
lepiej, pójdę do pracy. Jeśli nie, to chcę zostać w domu.
Spojrzała na mnie z dezaprobatą i niezadowoleniem i poszła. Wiedziałem, że musiała
poczuć mój przepity oddech. Czy mogła to wykorzystać przeciwko mnie? Prawdopodobnie
nie, za dużo różnych papierów musiałaby wypisywać, a może pokładała się ze śmiechu teraz,
z tego wszystkiego, co tu zobaczyła, wsiadając do samochodu z tą swoją małą czarną
walizeczką.
- Wszystko w porządku - powiedziałem - zakładaj buty i wyłaz.
- Kto to był?
- Pielęgniarka pocztowa.
- Poszła?
- Mhmmm!
- I chce się tak im łazić po godzinach pracy?
- O mnie nie zapomniała! A teraz chlapniemy sobie po całym!
Poszedłem więc do kuchni, nalałem po pełnym. Wręczyłem szklankę Betty.
- Salut - powiedziałem.
Podnieśliśmy szklanki i stuknęliśmy się. I wtedy właśnie zaterkotał budzik. A była to
niebywała maszyna. Hałas spowodował skurcz wszystkich moich mięśni na plecach. Betty
podskoczyła w górę - prawie pół metra. To metalowe cholerstwo ledwo dało się wyłączyć.
- O rany - powiedziała - pewnie posikałam się ze strachu! Wybuchnęliśmy oboje
gromkim wrzaskliwym śmiechem, a raczej rechotem.
- Miałam przyjaciela - powiedziała nagle. - Pracował w zarządzie dzielnicy. Ci, którzy
wysyłali specjalnego inspektora, nie lubili, jak pracownicy brali wolne czy chorowali.
Wieczorem siedzieliśmy z Harrym w jego mieszkaniu, lekko już na, gazie, a tu ktoś puka do
drzwi. Harry krzyknął tylko:  o, Boże ! i wskoczył w ubraniu i w butach pod kołdrę. Ja
schowałam butelkę i kieliszki pod łóżko. Ten typ wlazł już do mieszkania i usiadł przy
Harrym na łóżku:  Jak się więc pan czuje, Harry? . Harry spokojnie odpowiedział: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •