[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wymiotował, miał wszystko na koszuli. Próbował wstać ale, nogi chwiały się pod nim.
Był bardzo słaby. Bolało go gardło.
Potem usłyszał kroki. Chyba wraca Mysz. Mo\e zabierze go do domu.
- Wstawaj, synu.
To nie była Myszka. Zobaczył policjanta.
- Co pan tu robi? Powiedziałem, by pan wstał. Opierając się o pokruszone
cegły wokół drzwi, Steve zdołał wstać. Policjant oświetlił go latarką.
- Jezus Maria - powiedział ze wstrętem na twarzy. - Jest pan w paskudnym
stanie. Gdzie pan mieszka?
Steve pokręcił głową, patrząc na swą zarzyganą skórę jak skarcony uczeń.
- Jak się pan nazywa?
Nie mógł sobie przypomnieć.
- Nazwisko, chłopie?
Próbował. śeby tylko policjant nie strzelał.
- Idziemy, wez się w garść.
Słowa niewiele mu mówiły. Steve czuł łzy zbierające się w kącikach oczu.
- Dom.
Beczał teraz i pociągał nosem, czuł się zupełnie zapomniany. Chciał umrzeć;
poło\yć się i umrzeć.
Policjant potrząsnął nim.
- Uderzyłeś się? - zapytał, ciągnąc Steve'a pod latarnię uliczną i oglądając
jego zapłakaną twarz. - Lepiej chodzmy stąd.
- Mama - powiedział Steve - chcę do mamy.
Te słowa zmieniły wszystko.
Policjant uznał nagle całą scenę za wstrętną i \ałosną. Ten mały łobuz z
przekrwionymi oczami i kolacją na koszuli naprawdę przesadza. Za du\o pieniędzy,
za du\o paskudztwa w \yłach, za mało dyscypliny.
"Mama" była ostatnią kroplą. Walnął Steve'a w \ołądek, gładkie, ostre,
skuteczne uderzenie. Steve zgiął się w pół i zaskomlał.
- Zamknij się, synu.
Drugim ciosem ostatecznie unieruchomił dzieciaka, a potem chwycił go za
włosy i przyciągnął do siebie oszołomioną twarz.
- Chcesz być wyrzutkiem, co?
- Nie. Nie.
Steve nie wiedział, co to znaczy "wyrzutek", chciał tylko, by policjant go
polubił.
- Proszę - powiedział znów we łzach - zabierz mnie do domu.
Policjant się zmieszał. Dzieciak nie awanturował się ani nie odwoływał do
praw obywatelskich, jak to przewa\nie robili inni. Zwykle tak kończyli, na ziemi, z
krwawiącymi nosami, wzywając opiekuna społecznego. Ten tylko płakał. Policjant
zaczaj: go \ałować. Chyba jest psychiczny. A on walnął tego małego gnoja. Pieprzyć.
Teraz poczuł się odpowiedzialny za niego. Chwycił Steve'a za ramię i zaciągnął
przez ulicę do samochodu.
- Właz.
- Zabierz mnie.
- Zabiorę cię do domu, synu. Zabiorę cię do domu.
W nocnym przytułku przetrząśnięto ubranie Steve'a, szukając jakiegoś
dokumentu z nazwiskiem. Niczego nie znaleziono. Potem zbadano, czy nie ma pcheł
i wszy. Wreszcie policjant odszedł, co sprawiło Steve'owi ulgę. Nie lubił go.
Ludzie w przytułku rozmawiali o nim, jakby był nieobecny. Mówili, jaki jest
młody, oceniali jego poziom umysłowy i wygląd. Potem dali mu kawałek mydła i
pokazali prysznic. Po dziesięciu minutach stania w zimnej wodzie wytarł się brudnym
ręcznikiem. Nie ogolił się, choć po\yczono mu brzytwę. Zapomniał, jak się to robi.
Dali mu jakieś stare ubranie. Spodobało mu się. Nie byli tacy zli, choć mówili o
nim, jakby go nie było. Jeden się nawet do niego uśmiechnął, krępy mę\czyzna ze
szpakowatą brodą. Uśmiechnął się jak do psa.
Dostał dziwne ciuchy. Za du\e albo za małe. Bardzo kolorowe: \ółte skarpetki,
brudną białą koszulę, spodnie w drobne paski uszyte na grubasa, wyświechtany
sweter, cię\kie buty. Lubił się ubierać i gdy nikt nie patrzył nało\ył dwie kamizelki i
dwie pary skarpetek. Czuł się bezpieczniej, opatulony w kilka warstw bawełny i
wełny.
Wreszcie zostawiono go z kwitkiem na łó\ko w ręku, by zaczekał na otwarcie
sypialni. Nie był taki niecierpliwy, jak niektórzy inni na korytarzu. Wrzeszczeli coś
nieskładnie, rzucali oskar\enia, pluli na siebie. Bał się ich. Chciał tylko spać. Poło\yć
się i zasnąć.
O jedenastej jeden z pielęgniarzy otworzył drzwi do sypialni i wszyscy
bezdomni rzucili się do \elaznych łó\ek. Wielka, słabo oświetlona sypialnia
śmierdziała środkami dezynfekującymi i starymi ludzmi.
Unikając oczu i machających rąk innych wyrzutków, Steve znalazł dla siebie
niezgrabne łó\ko przykryte jednym cienkim kocem i poło\ył się. Wszędzie wokół [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •