[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tunel rozgałęział się. Jedna z dróg prowadziła
w stronę strumienia, urywając się nad
brzegiem. Jaskinia była tutaj wypełniona wodą,
która po drugiej stronie stykała się z
sufitem. Jason wycofał się i odnalazł ślad w
następnym odgałęzieniu.
To był długi marsz. Jason usiadł na chwilę i
nie zdając nawet sobie z tego sprawy, zasnął.
Zbudził się nie mogąc opanować dreszczy.
Zmusił się, by wstać i iść dalej. Zegarek
ukryty w pasie zapewne nadal działał, lecz
Jason nie spojrzał na niego. Czas nie był
ważny w tych niekończących się korytarzach.
Idąc w dół jednego z nich, nie różniącego się
od innych, znalazł człowieka, za którym szedł.
Spał na kamiennej posadzce. Był to
barbarzyńca, ubrany w futra.
- Cześć! - powiedział w języku "pomiędzy".
Zamilkł podchodząc bliżej.
Był to wieczny sen. Człowiek nie żył już od
dawna. Lata, a może dziesiątki lat leżał w
chłodnym, pozbawionym bakterii powietrzu
jaskini. Nie było sposobu, by określić, jak
długo się tu znajduje. Jego ciało i skóra były
doskonale zakonserwowane. Wyciągnięta ręka
leżącego wskazywała przed siebie, a między
rozchylonymi palcami leżał nóż, pokryty cienką
warstwą rdzy.
To co musiał zrobić nie było łatwe, lecz
konieczne, żeby przeżyć. Zdjął z trupa
futrzane okrycie. Nieboszczyk nie protestował.
Kiedy Jason miał już futra, odszedł dalej w
głąb jaskini, rozebrał się do naga i przebrał
Planeta Zmierci III
- 195 -
się w suche rzeczy. Jeśli chciał żyć, nie mógł
kierować się uprzedzeniami. Rozciągnął własne
rzeczy aby wyschły, podłożył futro pod głowę,
ściemnił światło - nie wytrzymałby całkowitej
ciemności - i natychmiast zapadł w sen.
Planeta Zmierci III
- 196 -
Rozdział XVII
"Mówią, że jeśli coś jest niezmienne
dostatecznie długo, to nie można określić
upływu czasu, ponieważ nic się nie zmieniło.
Jednak jestem ciekaw, jak długo tu jestem". -
Powlókł się jeszcze parę kroków, by w nowym
miejscu spokojnie rozważyć ten problem. -
"Chyba jednak już dość długo". Jaskinia znowu
się rozgałęziała. Skręcił w prawo, ale
przedtem zrobił wyrazny znak na ścianie.
Wybrany tunel kończył się ślepo nad znajomym
jeziorkiem. Zanim zawrócił ukląkł i napił się
do syta. W miejscu rozwidlenia wydrapał słowo
"woda" i skręcił w drugi korytarz.
- Tysiąc osiemset trzy... tysiąc osiemset
cztery... - Teraz liczył już co trzeci krok,
było ich tak wiele. Oczywiście nie miało to
żadnego znaczenia, ale dawało pretekst, by
mówić, a dzwięk własnego głosu był mniej
męczący niż wieczna cisza.
%7łołądek w końcu przestał go boleć. Na początku
czuł burczenie w brzuchu i nieprzyjemne
skurcze, ale teraz i to ustało. Przynajmniej
wody było pod dostatkiem. Powinien był
pomyśleć o mierzeniu czasu nacięciami na
pasie.
- Już widziałem te cholerne rozstaje.
Splunął w stronę trzech znaków na ścianie. Pod
spodem wydrapał czwarty. Już tu nie wróci.
Znał teraz kolejność w tym labiryncie.
Przynajmniej miał taką nadzieję.
"Cuglio*3, ma tylko jedną strefę... Fletter*
dwie, lecz bardzo dziwaczne... Harmill*..." -
3
nazwy gwiazd.
Planeta Zmierci III
- 197 -
rozważał maszerując. Co takiego miał Harmill?
Jakoś mu to uciekło. Wyśpiewywał po kolei
wszystkie stare piosenki, ale z jakiegoś
powodu zaczynał zapominać słowa. Z jakiegoś
powodu! Ha! Roześmiał się szyderczo. Powód był
oczywisty. Ogromny głód - i ogromne zmęczenie.
Człowiek może długo wytrzymać bez jedzenia,
pijąc tylko wodę, lecz jak długo może iść?
- Odpoczniemy? - zapytał sam siebie.
- Odpoczywamy! - odpowiedział. - Tylko
chwileczkę.
Tunel schodził w dół. Jason poczuł zapach
wody. Ostatnio bardzo poprawił mu się węch. W
pobliżu wody zwykle był miękki piasek, na
którym spało się znacznie lepiej niż na gołej
skale.
Zwietnie. Woda rozlewała się szeroko i była
chyba głęboka - prawie sadzawka. Ale smakowała
zawsze tak samo. Wygrzebał legowisko w piasku,
wyłączył latarkę, schował ją do kieszeni i
poszedł spać. Na ogół nie gasił światła, lecz
teraz nie robiło mu to żadnej różnicy. Już
nie. Jak zwykle spał krótko, budził się i znów
zasypiał. Ale tym razem coś było nie w
porządku. Leżał z otwartymi oczyma, wpatrując
się w aksamitną ciemność. Potem odwrócił się i
spojrzał na wodę. Delikatnie, bardzo
delikatnie, woda połyskiwała błękitnawym
światłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •