[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Winnepago.
· Możliwe  przytaknÄ…Å‚ Moker.
· W nocy trzeba jÄ… odbić  powiedziaÅ‚ zdecydowanie Liść.
· Spróbujemy  zgodziÅ‚ siÄ™ Andy.
Jechali ciągle na północ, równolegle do Missisipi. Szlak biegł przez lasy, rozmiękłe tereny porosłe
krzakami i prościutko przecinał szmaragdowe łąki.
Zapadał zmierzch. Wlekli się stępa, aż w dali zamigotał blask obozowych ogni. Ujechawszy jeszcze ze
dwie mile, rozłożyli biwak. Beż ogniska, w zupełnej ciemności leżeli zapatrzeni w migotanie gwiazd na
granatowym niebie. Około północy %7łółty Liść powiedział:
 Ruszamy, trzeba zbadać obóz Miczi-malsa.
Ostrożnie podjechali w pobliże żołnierskiego biwaku i ukryli konie wśród krzewów.
 Biały brat zaczeka przy mustangach, Winnepago rozejrzy się wokoło  powiedział Indianin i
oddalił się bezszelestnie.
Bez kłopotów dotarł pod obóz. Cztery ogniska tliły się zaledwie, rzucając nikłe światło na dwa małe
namioty. W jednym z nich, jak domyślał się Liść, musiała znajdować się Promyk Księżyca. Obok strzelb,
ustawionych w kozły, spali żołnierze. Na skraju biwaku kręciły się spętane wierzchowce. W ich pobliżu,
z derkami pod głową, leżeli dwaj Irokezi. Dziesięciu wartowników czuwało nad obozem.
%7łółty Liść analizował sytuację. Zastanawiał się nad możliwością wyrwania stąd dziewczyny. Szanse
były duże. Obóz spal. Straże nie przejawiały zbytniej czujności. %7łołnierze uważali, że są tu bezpieczni, w
odległości zaledwie jednego dnia drogi od Saint Louis. Postanowił zaryzykować,
Poczołgał się ku koniom. Mijał śpiących lrokezów, gdy natknął się na coś, co zwinięte w kształt kola
leżało na murawie.  Czyżby wąż?"  pomyślał zaskoczony.   Tak blisko ludzi i zwierząt? Niemożliwe".
Siwy obłok odsłonił tarczę księżyca. Srebrny blask oświetlił ziemię. W trawie leżał zwój rzemiennego
sznura. Pewnie któremuś z żołnierzy wypadł nie zauważony podczas zdejmowania ekwipunku. Czyż nie
byt to znak zwiastujący powodzenie przedsięwzięcia?... Tak to właśnie odczytał Winnepago.
Uśmiechnął się do błyskawicznie zrodzonego pomysłu. Rozwinął powróz i chwycił oba jego końce.
Ostrożnie, bardzo ostrożnie zbliżał się do lrokezów. Opierając się na dłoniach i palcach nóg, ciężar ciała
niósł ponad ziemią. Pozwalało to na uniknięcie szelestu przy przesuwaniu się po trawie. Zlany potem legł
w pobliżu śpiących i uniósłszy głowę, czujnie ich obserwował. Dziwił się, że obaj są pogrążeni w tak
głębokim śnie. Od rzekii powiał lekki strumień powietrza i wtedy %7łółty Liść poczuł zapach alkoholu.
Zrozumiał. Irokezi przed snem pili wodę ognistą. Teraz był! pewny, że zrealizuje swój plan.
Jeden z lrokezów miał podkulone ku górze kolana, drugi położył nogę na nogę w ten sposób, że stopa
sterczała nieco nad ziemią. Winnepago przeciągnął rzemień pod kolanem i zawiązał luzną pętlę. Podobnie
zrobił ze stopą. Czerwonoskórzy ani drgnęli. Alkohol uśpił całkowicie ich czujność.
%7łółty Liść bez przeszkód dotarł do koni. Strzygły uszami i parskały, ale były raczej spokojne. Stojący
w pobliżu wartownik nie zwracał na| nie uwagi. Winnepago przeciął ciągnięty za sobą sznur na dwie
połowy. Końce przywiązał do tylnych nóg dwóch wierzchowców. Teraz ostrożnie
poruszał się i przecinał pęta rumaków, przywracając im pełną swobodę ruchów. Gdy płachty chmur
zakryły księżyc i gwiazdy, przyłożył dłonie do warg. Złowrogi wilczy skowyt rozdarł noc. Zarżały
przerażone wierzchowce. Znów wilcze wołanie, wibrujące niesamowitymi nutami, popłynęło w dal.
Trwogą ogarnięte zwierzęta pomknęły w step. Dwaj Jrokezi, wleczeni przez konie, wrzeszcząc, usiłowali
uwolnić się od sznura. %7łołnierze, wyrwani ze snu, biegli po broń.
%7łółty Liść, uczepiony grzywy jakiegoś konia, zatoczył łuk i zatrzymał się po drugiej stronie
obozowiska. Wykorzystując zamęt wśród Amerykanów, ruszył ku namiotom. Większość żołnierzy
uganiała się za wierzchowcami. Porucznik Birgens wydawał jakieś rozkazy. Na dogasające węgle ognisk
rzucano chrust. Nikt nie zwrócił uwagi na przemykającą postać. Winnepa-go zatrzymał się przy namiocie.
Nikt nie pełnił tu straży. Zajrzał do środka: pusto. Podbiegł do drugiego. W wejściu stała Promyk
Księżyca. Przywarł do płótna namiotu i dotykając ramienia dziewczyny, powiedział:
 Twój Winnepago przyszedł po ciebie. Uciekajmy!
Gwałtownie odwróciła się. Nie zdołała nic odpowiedzieć, coś ścisnęło jej
krtań. Porucznik Birgens z pistoletem w ręce szedł w ich stronę. Płomienie jednego z ognisk poczęły
rozświetlać noc. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •