[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie. Jest też dobry na wiele innych spraw. Pomaga znalezć to, czego szukasz.
Na przykład drogę do domu, kiedy zabłądzisz. Jest naprawdę fantastyczny w
najróżniejszych sytuacjach.
Novalee wyciągnęła do chłopca rękę z kasztanem.
Niech pani sobie pomyśli jakieś życzenie.
%7łyczenie?
Tak. Trzymając w ręce kasztan, niech pani sobie pomyśli jakieś życzenie.
Ale to nie jest mój talizman, tylko twój.
Tak, ale on zadziała i dla pani. Warto spróbować.
Dobrze. Zacisnęła w dłoni kasztan i zamknęła mocno oczy, jak dziecko
oczekujące niespodzianki, po czym oddała chłopcu kasztan.
Co pani sobie pomyślała? zapytał.
Jak ci powiem, to się nie sprawdzi.
Nie ma obawy. To tak, jakby pani wyrażała życzenie, widząc spadającą
gwiazdę.
Czy mogę ci zrobić zdjęcie?
Chyba tak.
Stań tam, na tle drzwi samochodu, żeby wyszło i wasze nazwisko. O, tu.
Trochę bardziej w lewo. Dobrze.
Novalee pstryknęła zdjęcie akurat w chwili, kiedy ojciec chłopaka wrócił ze
sklepu.
Gotowy, Benny?
Gotowy. Chłopak otworzył drzwi, wsiadł do samochodu i uśmiechnął się do
Novalee. Do widzenia.
Do widzenia, Benny Goodluck.
Chłopiec machał do niej jeszcze przez chwilę, kiedy ciężarówka ruszała.
Novalee przeszła przez parking i udała się z powrotem do sklepu.
Proszę pani, proszę pani!
Odwróciła się i osłoniła oczy przed słońcem.
Proszę zaczekać! zawołał Benny Goodluck, biegnąc do niej z jednym z
drzewek. O, proszę. To dla pani.
Dla mnie? Jak to?
Tak. Na szczęście. Benny położył drzewko na miejscu parkingowym dla
niepełnosprawnych.
Och, Benny, zgadłeś moje życzenie.
Jasne, że zgadłem.
Chłopak odwrócił się i pobiegł z powrotem do samochodu.
Kiedy Novalee oglądała dziecięce ubranka, kliknął głośnik. Głos był jakiś
brzęczący, daleki, jak przy złym połączeniu telefonicznym.
Prosimy o uwagę klientów Wal-Martu. Jest godzina dwudziesta pierwsza.
Wkrótce zamykamy sklep.
Serce Novalee zamarło. Poczuła zawrót głowy.
Prosimy podchodzić z zakupami do...
W piersi uderzyła ją bolesna fala gorąca.
Przypominamy o godzinach otwarcia...
Serce zaczęło galopować jak oszalałe.
Zapraszamy jutro o dziewiątej rano...
W ustach miała lepki smak zimnych parówek.
I, jak zwykle, dziękujemy państwu za zakupy w Wal-Marcie.
Przełknęła, czując w gardle palącą gorycz, odwróciła się na pięcie i pobiegła w
głąb sklepu do toalety.
Kabina była wolna, ale w toalecie panowały ciemności, a Novalee nie miała
czasu szukać włącznika światła. Dostała ataku gwałtownych torsji, które wstrząsały
nią raz po raz, aż poczuła się całkowicie pusta. Usiadła w ciemnościach, usiłując
nie myśleć o tarapatach, w jakich się znalazła. Przez cały dzień odsuwała od siebie
tę myśl, ale teraz wszystko to nagle ją dopadło.
Musi być jakieś wyjście z tej sytuacji powtarzała sobie w kółko. Mogła na
przykład próbować odnalezć mamę Neli, ale nie znała nazwiska Freda. Musiało
istnieć coś w rodzaju klubu sędziów sportowych, do którego mogłaby zadzwonić,
jednakże z pewnością wielu sędziów miało na imię Fred.
Mogłaby też zadzwonić do stanowego poprawczaka dla dziewcząt i sprawdzić,
czy jest tam jeszcze Rhonda Talley. Ale kradzież samochodu z lodami była jej
pierwszym wykroczeniem, więc Rhonda niewątpliwie zdążyła już swoje
odsiedzieć.
Pozostawał jeszcze Red, ale przecież Red nie przyśle jej pieniędzy na powrót
do Tellico Plains. Na pewno zaangażował już kelnerkę na jej miejsce.
I wtedy Novalee pomyślała o Willym Jacku. A jakby tak dojechała do
Bakersfield autostopem, na własną rękę... Ale nie wiedziała, czy J. Paul ma na
nazwisko Pickens, czy Paul.
Zastanawiała się, czy Willy Jack naprawdę ją porzucił. A jeśli pojechał tylko
naprawić samochód? Albo po prostu zrobił jej kawał? Lubił sobie pożartować.
Może odjechał, żeby ją nastraszyć, a potem miał wypadek... Czy nie daj Boże
został porwany... Ktoś uzbrojony mógł go zmusić do... Widywała takie rzeczy w
telewizji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]