[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Szkoda, \e nie widziałeś jej maili.
- Przyślij mi kopie - powiedział Roddy.
- Och, skasowałem je - odparł pośpiesznie Alain, poniewa\ w rzeczywistości
nie widział \adnych maili od Madeline.
- Spodziewałem się - zaczął Roddy, spoglądając na swoją  plecionkę - \e
przemyślą swoje zachowanie po kilku dniach i przebaczą biednemu
 wyobcowanemu członkowi Grupy. Ale tego nie zrobili. - Roddy znów rzucił
Alainowi ostre spojrzenie. - Myślałem, \e ich do tego nakłonisz.
- Próbowałem stanąć w twojej obronie, Rod. Nie chcieli mnie słuchać.
- Widocznie słabo się starałeś... - Jego głos nabrał nagle dziwnej miękkości.
Patrzył na spiralę DNA, przesuwając ją między rękami, ale du\o wolniej.
Alain pokręcił głową. - Roddy, oni wszyscy byli przeciwko tobie. Nie
chciałem zostać wyrzucony z grupy, a mało brakowało, \eby kilkoro z nich wyszło z
taką właśnie propozycją!
- Có\, myślę, \e ju\ pora zało\yć nową grupę - powiedział Roddy
rozzłoszczonym głosem. - Taką, w której ludzie będą słuchali tego, co mam do
powiedzenia... a nie zmuszali mnie do dopasowywania się do ich wyobra\enia o
 odpowiednim zachowaniu . Mam ju\ tego po dziurki w nosie. Moje nowe
laboratorium będzie zawierało zaczątek nowej grupy... takiej, do której zapragnie
dołączyć ka\dy, kto robi symulacje. Pod koniec tygodnia wszyscy się przekonają. I ty
te\... jeśli znajdziesz czas, \eby tam wpaść.
Alain spojrzał na niego, czując się trochę nieswojo. Taka buńczuczna postawa
była u Roddy'ego nowością... nie kwapił się te\ z przyjacielskimi gestami w stosunku
do Alaina, jak to zwykle bywało. Co jest tego przyczyną? Alain przez chwilę
zastanawiał się, co te\ się mo\e dziać w domu Roddy'ego.
- Hej - zawołał nagle Roddy. - Aap. - Rzucił Alainowi oderwany kawałek
DNA, którym się bawił.
Zaskoczony Alain chwycił kawałek podwójnej helisy, zanim pomyślał, co
robi. Wbił w nią wzrok, obracając łańcuch DNA w rękach. Była wyjątkowo piękna.
Zwieciła, otaczając blaskiem jego ręce. - Przyjemna rzecz - powiedział i odrzucił ją z
powrotem.
Roddy rzucił mu ponure spojrzenie, łapiąc splot. - Fakt - zgodził się -
przyjemna. - Przeniósł wzrok na kupkę podobnych splotów, częściowo opartych o bok
tronu.
- OK. Muszę wracać do pracy nad moim nowym laboratorium.
- Rod, oni nie przyjdą - powiedział z westchnieniem Alain. - Nawet ja nie
powinienem przychodzić. Nie od razu - dodał jakby z pośpiechem, sam nie będąc
pewnym czemu. - Ale jak tylko Madeline doprowadzi do porządku symulację,
sytuacja powinna się poprawić. - Pokręcił głową i nagle uśmiechnął się ze szczerym
podziwem.
- Niezle ją załatwiłeś. Nie zdziwiłbym się, gdyby potrzebowała pomocy, \eby
to naprawić. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. - A gdyby ktoś podrzucił jej kilka
wskazówek... nie zdradzając jednocześnie, \e wie, gdzie dokładnie le\y problem?
- No nie wiem - odpowiedział Roddy. - Myślę, \e powinna to zrobić sama, nie
sądzisz? To jej pomo\e dorosnąć. Dobrze jej zrobi takie doświadczenie.
Jeszcze raz obrzucił Alaina tym osobliwym, ponurym spojrzeniem i ponownie
skupił się na  plecionce . - A co do laboratorium - dodał niedbałym tonem - to do
zrobienia czego mnie wtedy zmusiła, nie będzie miało znaczenia ani dla niej ani dla
reszty grupy, przynajmniej jeśli chodzi o laboratorium. Wszyscy prędzej czy pózniej
tu przyjdą. Nie będą mogli się oprzeć. Znam ich lepiej, ni\ im się wydaje... i jest
pewna rzecz, która zmusi ich do przybycia.
Alain spojrzał na niego, nie rozumiejąc, o co mu chodzi i zastanawiając się, co
się właściwie z Roddym dzieje. Coś zupełnie nowego... jakby większa samokontrola.
Alain zamierzał zająć się tym, zanim Roddy się usamodzielni, przynajmniej od jego
wpływu.
- Co to jest? - spytał.
- To samo, co kazało tobie dzisiaj tu przyjść - powiedział Roddy.
Czy on ma na myśli lojalność? - zastanowił się w duchu Alain.
Dobre sobie.
- Przyjdą - przekonywał go Roddy. - Poczekaj tylko, a zobaczysz, co dla nich
przygotowałem. Wszyscy pękną z zazdrości. Nawet ty...
- Najpierw - zaczął Alain - zobaczę, co wymyśliłeś. Nie tak łatwo wzbudzić
we mnie zazdrość.
Roddy uśmiechnął się. Alain poczuł ciarki na plecach, poniewa\ nie był to
typowy uśmiech Roddy'ego. Widniała w nim jedynie radość, a brakowało
złośliwości... co zupełnie zbiło Alaina z pantałyku.
- Myślę, \e to ci zaimponuje - powiedział Roddy.
- Zobaczymy - odparł Alain. - Tylko upewnij się, \e nikt z pozostałych nie
dowie się o naszej rozmowie.
- To by im nigdy nie przyszło do głowy - stwierdził Roddy. - Nie zatrzymuję
cię. Przyślę ci maila, kiedy wszystko będzie gotowe. Nie powinno mi to zająć więcej
ni\ kilka dni. Ju\ prawie skończyłem.
- W porządku - powiedział Alain. - Mo\e ci w czymś pomóc? Oszczędzić
czasu, kiedy będziesz skoncentrowany na czymś innym?
- Och, nie - powiedział Roddy niemal słodkim głosem.
- Mam wszystko, czego mi potrzeba, uwierz mi. Ale dzięki za propozycję.
- W takim razie, do zobaczenia - powiedział Alain.
- Niebawem - powiedział Roddy zrelaksowanym tonem, brzmiącym tak, jakby
jego właściciel nie miał najmniejszych problemów. Alain machnął mu ręką i udał się
do wyjścia, przechodząc przez długą Grotę Władcy Gór. Potworki uciekały przed nim
w popłochu. Nie zwracał na nie uwagi, poniewa\ czekał na znajomy chichot
Roddy'ego, który powinien zaraz usłyszeć.
Ale nic takiego nie nastąpiło. Dziwne... biorąc pod uwagę fakt, \e Roddy z
upodobaniem odgrywał czarny charakter: tu i ówdzie podłoga rozstępowała się, a ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •