[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mężczyzny jak nikogo na świecie. Spojrzała na niego. W oczach Rafe'a zobaczyła
odbicie własnych myśli. A przecież nie byli sami! Dzieci i pies... Na wszelki wypadek
natychmiast się od Rafe'a odsunęła.
- Chyba nie zmieścimy się wszyscy do jednego samochodu - powiedziała nieco
drżącym głosem. - Proponuję, żebyśmy pojechali dwoma samochodami. Ja zabiorę
Camryn i Kaylin, a Trent i Tony pojadą z tobą.
- Pozwolisz mi prowadzić, Holly? - zapytała Kaylin. - Mam prawo jazdy.
- 75 -
- Jasne - odparła bez wahania Holly.
Rafe i dziewczynki patrzyli na nią ze zdumieniem.
- Naprawdę? - Kaylin nie wierzyła własnemu szczęściu. Holly wiedziała, że
dziewczynka tylko po to pytała ją o zgodę, żeby mieć pretekst do awantury, kiedy jej
odmówią. Była zupełnie zbita z tropu. Rafe zresztą też.
- Czy ty aby naprawdę wiesz, co robisz? - zapytał. - Nie musisz jej dawać
samochodu. Zbili ci szybę, rozwalili telewizor...
- Jeśli władze stanu Dakota uznały, że można Kaylin wydać prawo jazdy, to
dlaczego ja miałabym kwestionować jej umiejętności? - zapytała Holly. - Zresztą jeśli
nie zacznie jeździć, to nigdy nie zostanie dobrym kierowcą.
- Fakt - przyznała Camryn. - Ale ja z nią nie jadę. Za bardzo się denerwuję.
Pojadę z Rafe'em, bo chociaż nienawidzę zoo, to wolę dotrzeć tam w całości.
- Naprawdę nie musisz tego robić - powiedział Rafe, kiedy dzieci usadowiły się
w samochodach, a on i Holly zamykali drzwi od domu.
- Chodzi ci o wyprawę do zoo czy o to, że Kaylin poprowadzi mój samochód?
- Jedno i drugie.
Byli tak blisko siebie, że Rafe mógłby wziąć ją za rękę i nikogo by to nie
zdziwiło. Poza nim samym. Już miał to zrobić, ale Holly zeszła ze schodków.
Jeszcze jedna stracona szansa, westchnął, podążając za nią.
- Jeśli masz inne plany, to sama pojadę z nimi do zoo. - Holly błędnie
zrozumiała jego westchnienie.
- A co niby miałbym robić? Pojechać za Flintem i tymi jego panienkami?
- Naprawdę nie masz na to ochoty? - droczyła się z nim Holly.
- Naprawdę. Są za łatwe.
- Nie rozumiem. - Holly udała zdziwienie, choć miło jej się zrobiło.
- Jest taka stara indiańska legenda o wilku, który wolał gonić zdobycz, niż zjeść
tę, która siedziała nieruchomo.
Więc może nie wszystko stracone, pomyślała. W zasadzie nie była zazdrosna,
ale przykro jej było patrzeć na pożądliwe spojrzenia, jakimi Piękna i Piękniejsza
pożerały obu braci.
- 76 -
Holly szybko wsiadła do samochodu. Ucieszyła się nawet, że będzie jechała z
niedoświadczonym, młodym kierowcą. Taka terapia szokowa była jej potrzebna, żeby
znów stać się spokojną, opanowaną doktor Casale, która nie bywa zazdrosna i zawsze
zachowuje się rozsądnie.
- Jak minął tydzień? - zapytała z nadzieją w głosie Helene Casale. Holly
rozmawiała z matką co niedziela i zawsze słyszała to samo pełne nadziei pytanie.
- Wczoraj pojechałam po zakupy z dziećmi sąsiadów. Kupiliśmy zeszyty i
wszystko, co potrzebne do szkoły. Dzisiaj poszliśmy do kina, a po południu jesteśmy
zaproszeni na przyjęcie. Dopiero co wróciłam do domu.
Holly miała za sobą kilka miłych dni, w ciągu których ani przez chwilę się nie
nudziła. Wiedziała jednak, że nie zadowoli matki.
- Chcesz powiedzieć, że całe dwa dni spędziłaś z sąsiadami? Znowu? -
przeraziła się Helen. - Odkąd przyjechałaś do Sioux Falls, spędzasz z tymi ludźmi
każdą wolną chwilę. Nie uważasz, że pora zająć się własnymi sprawami? Powinnaś
dokądś chodzić. Broń Boże nie do zoo ani po zakupy z dziećmi sąsiadów. W ten
sposób nigdy nie poznasz żadnego samotnego mężczyzny.
Holly omal nie wybuchnęła śmiechem. Dotąd nie wspomniała matce, że dzieci,
z którymi spędza tyle czasu, są pod opieką samotnego mężczyzny. Helen była
przekonana, że jej córka zaprzyjaźniła się z normalną rodziną, lecz Holly nie miała
zamiaru wyprowadzać jej z błędu.
Stosunki pomiędzy nią i Rafe'em nadal były przyjacielskie. Od tamtego
pierwszego wieczoru w motelu nawet nie spróbował jej pocałować. A jednak przyjaźń
z tym mężczyzną w niczym nie przypominała tej, jaka łączyła ją z Devem. Ta nowa
przyjaźń była nasączona seksem jak gąbka.
- Opowiedz mi lepiej, jak tam przygotowania do ślubu Heidi. - Holly wolała
zmienić temat.
- Nie wszystko idzie gładko, ale Honoria jakoś sobie radzi. Nie mogę się
doczekać, kiedy znów cię zobaczę.
Holly zmieszała się. Wprawdzie umówiła się z kolegami, że przez te dwa dni
nie będzie dyżurować, ale zrobiła to właściwie tylko na wszelki wypadek. Wciąż
jeszcze nie była pewna, czy pojedzie do domu. Na użytek rodziny przygotowała sobie
- 77 -
bajeczkę o pacjentce z psychozą maniakalną, która bardzo się do niej przywiązała i
akurat dzisiaj dostała ataku, więc Holly w żaden sposób nie może jej zostawić pod
opieką innego lekarza.
Rozległo się łomotanie w ścianę.
- Przepraszam cię, mamo, ale ktoś się dobija do drzwi - powiedziała Holly. Jak
miała wytłumaczyć matce, że dzieci sąsiadów stukają w ścianę, kiedy czegoś od niej
potrzebują?
- Zadzwonię do ciebie później, dobrze?
- Idź, otwórz te drzwi, Holly. Aż tutaj słychać łomot. I nie musisz już do mnie
dzisiaj dzwonić. W przyszłym tygodniu sobie porozmawiamy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •