[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na byle jakiej posadce, ale co najmniej na fotelu wiceprezesa lub kogoś równie ważnego.
- Prawdopodobnie myśli, że jeśli jej zięć uzyska wysokie stanowisko, ona i reszta będą
mieć wreszcie coś do powiedzenia - zauważyła Angie. - Na razie są zdani na dobrą wolę i
poczucie odpowiedzialności Owena.
- Widzę, że zdążyłaś już rozgryzć tę zwariowaną rodzinkę - parsknął śmiechem Glen.
- Jeszcze nie całkiem, ale się staram. Ciągle pozostaje jeszcze jedna zasadnicza
kwestia.
- Jaka?
- Chciałabym wiedzieć, co wywołało przed trzydziestu laty wojnę między naszymi
rodzinami. Nikt nie potrafi mi tego wyjaśnić.
- Raczej nikt nie chce. Ta szajka potrafi być bardzo skryta. Zwłaszcza Helen i Derwin.
- Zauważyłam. - Chciała powiedzieć coś więcej, ale przeszkodził jej Derwin, który w
tym momencie podszedł do sofy.
- Wygląda na to, że się niezle bawicie - mruknął ponuro. Jego krzaczaste brwi były
ściągnięte w prostą linię.
- Dobrze, że przynajmniej wy dwoje.
- Trochę smętny nastrój tu panuje, prawda? - zgodziła się Angie. - Czy zawsze tak
przyjemnie spędzacie czas po kolacji?
- Uważasz się za bardzo dowcipną, co, młoda damo?
- nasrożył się Derwin. - Ale nie jesteś ani w połowie tak sprytna, jak ci się wydaje.
- Tak też podejrzewałam - przyznała Angie. Gdyby była sprytna, nie znalazłaby się w
tej sytuacji.
Derwin poczerwieniał.
- Zmiej się, śmiej, ale my i tak swoje wiemy. Ciekawe tylko, jakim cudem udaje ci się
tak wodzić Owena za nos. Jaki on jest, taki jest, ale nie sądziłem, że da się omotać przez
pierwszą lepszą wygadaną panienkę. I to do tego z rodziny Townsendów. Jak widać, nie
miałem racji. Glen zmarszczył brwi.
- Wystarczy, Derwin.
- To jeszcze nie wszystko - oświadczył Derwin. - Panna Townsend wyobraża sobie, że
udało jej się wywieść nas w pole, ale się myli. I chcę, żeby o tym wiedziała.
Angie bardzo starannie odstawiła filiżankę.
- Możesz mi wyjaśnić, w jaki to mianowicie sposób usiłowałam wywieść was w pole?
Twarz Derwina poczerwieniała jeszcze bardziej. Jego oczy uciekły w bok.
- Nie jesteś wcale żoną Owena - wysyczał. - W każdym razie prawdziwą żoną.
Gospodyni powiedziała Kimberly, że nawet ze sobą nie śpicie. Ha! Dość dziwne zachowanie
jak na nowożeńców, gdyby mnie kto pytał.
- Nikt cię nie pytał, Derwin - przerwał szorstko Glen. - Trochę się zagalopowałeś, nie
uważasz?
- Bynajmniej. - Derwin jeszcze nie skończył. - Ona pochodzi z Townsendów, a
wiadomo, że nie można im ufać ani na jotę. Jeśli nawet udało jej się omamić Owena, niech
nie myśli, że wszyscy jesteśmy zaślepieni. Wiemy, że na pewno coś knuje, ale nie ujdzie jej
to na sucho. Owen prędzej czy pózniej odzyska rozum.
Derwin odwrócił się i odszedł sztywno do żony. Twarz Helen była stężała z napięcia.
Nastąpiła krótka, kłopotliwa cisza, którą po chwili przerwał Glen.
- Nie przejmuj się Derwinem. Od lat jest zgorzkniały, bo ani ojciec Owena, ani sam
Owen nigdy nie powierzyli mu żadnego stanowiska w firmie.
- Skąd on pochodzi?
- Biedny, stary Derwin pochodzi z dobrej, znanej rodziny właścicieli winnic z doliny
Napy. Ale nigdy nie interesował się wyrobem wina. Lubi majsterkować.
- Majsterkować?
- Tak, zajmuje się konstruowaniem rozmaitych gadżetów. Ma nawet parę patentów,
ale żaden z wynalazków nie przyniósł mu większych pieniędzy. Ojciec Owena, jak twierdzi
Kim, uważał go za ekscentrycznego zwariowanego naukowca, czy kogoś w tym rodzaju.
Można powiedzieć, że łączy nas przynajmniej jedna rzecz.
- Chodzi ci o to, że żaden z was nie dostał wysokiego stanowiska w rodzinnej firmie?
- Tak. Różnica między nami polega na tym, że Derwin oddałby duszę za to, żeby
traktowano go jako ważnego członka rodziny, a ja za to, żeby zaoferowano mi pracę.
- Wydaje się, że cały problem polega na tym, że ani Owen, ani jego ojciec nie zadali
sobie trudu, aby w jakiś taktowny sposób załatwić sprawę wujka Derwina. Ich polityka
sprowadzała się do ignorowania go, co z pewnością oboje z Helen bolało. - Angie potrząsnęła
głową. - Co za beznadziejna sytuacja.
- Nie da się ukryć. - Glen podniósł filiżankę w ironicznym toaście. - Witaj na polu
bitwy, Angie. Jak widzisz, jesteśmy wszyscy jedną wielką, szczęśliwą rodziną.
Nie wiedzieć czemu, ujawnienie faktu, że śpi w osobnym pokoju, bardzo Angie
wzburzyło. Właściwie nie powinno jej to obchodzić, mówiła sobie. Ostatecznie, ucierpiała na
tym duma Owena, a nie jej. Ona od początku nie chciała utrzymywać fikcji tego małżeństwa.
Duma Owena. Angie wychowywała się pod kuratelą energicznego brata i
wpływowego ojca. Wiedziała, że męska duma jest czymś potężnym, a zarazem kruchym. Ma
ścisły związek z ego i potrzebą panowania nad swoim życiem i nad światem. Matka
wytłumaczyła jej kiedyś, że duma mężczyzny jest zródłem jego siły i jego największej
słabości. Mądra kobieta powinna umieć się z nią obchodzić z największą ostrożnością.
Angie zerknęła przez pokój i zobaczyła, że Owen wyszedł na taras. Ktoś - zapewne
Kim - niewątpliwie go już powiadomił, że cała rodzina szepcze po kątach o ich osobnych
łóżkach. Dumie Owena wymierzono ciężki cios.
Angie uśmiechnęła się przepraszająco do Glena i wstała.
- Pozwolisz, że cię opuszczę?
- Oczywiście. - Glen spojrzał na nią spod oka. - Nie chcę się wtrącać między ciebie a
Owena, ale radzę ci, nie przejmuj się zanadto jego rodziną.
- Jedyna osoba, którą się przejmuję, to Owen - powiedziała Angie miękko.
- Znam to. Jedyna, którą ja się przejmuję, to Kim.
Angie kiwnęła głową ze zrozumieniem i ruszyła w stronę drzwi tarasowych.
Wychodząc w mrok, czuła na sobie oczy całego klanu Sutherlandów.
Nie widząc nigdzie Owena, podeszła do murku ogradzającego taras, a potem zeszła na
ścieżkę wiodącą do przystani.
- Witaj, Angie. Czyżbyś usiłowała wymknąć się stąd łodzią pod osłoną nocy?
- Dobry Boże, Owen, nie zauważyłam cię.
Stał nieruchomo pod drzewem i byłaby go minęła, gdy - by się nie odezwał.
- Wyszedłeś zaczerpnąć świeżego powietrza? - spytała niepewnym głosem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •