[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie dlatego tu przyjechałam. Przyjechałam, bo... - Urwała zła na siebie i zamknę-
ła oczy. - Alim, już dłużej nie mogę się okłamywać i udawać, że...
R
L
T
- %7łe co, Hano? - zapytał. - Mieszkasz u rodziny, która cię kocha i wspiera, nato-
miast ja jestem sam i uczę się wszystkiego od nowa. Harun dosłownie zapadł się pod
ziemię, w niczym mi nie pomaga. Sypiam trzy godziny na dobę, ledwo trzymam się na
nogach, więc...
Zobaczyła przed sobą człowieka na skraju załamania, który rozpaczliwie potrzebu-
je jej przy swoim boku, lecz jest zbyt dumny, aby ją o to prosić. Który boi się odmowy.
Zrozumiawszy to, Hana zapomniała o swoich lękach i podeszła jeszcze bliżej. Ka-
setę, którą z sobą przyniosła, postawiła na biurku, i objęła Alima w pasie.
- Nie jesteś sam - szepnęła, całując go w policzek. - Jestem z tobą. I też mam dla
ciebie prezent.
- Ucieszę się? - Trzymał ją mocno, jakby była jego kołem ratunkowym.
- Mam nadzieję. - Sięgnęła za siebie. - Otwórz.
Popatrzył na kasetę z drzewa sandałowego, którą kilka tygodni temu podarował jej
w samochodzie.
- Ale...
- Otwórz.
Z wierzchu leżała jej burka, pod nią zestaw kryzysowy. Alim zdziwiony przeniósł
spojrzenie na Hanę.
- Przeczytaj kartkę.
Znalazł ją pod burką. Bez tych rzeczy Hana nie ucieknie".
Ponownie utkwił w niej wzrok. Albo nie zrozumiał, co usiłowała mu powiedzieć,
albo chciał, by powiedziała to wprost. Wspiąwszy się na palce, pocałowała go w jedną
powiekę, potem w drugą.
- Powierzam ci moje skarby. Bez nich nie ucieknę. Ani bez ciebie. Jesteś moim
przyjacielem, moją jedyną miłością. - Zacisnęła dłonie na jego policzkach. - Nigdy wię-
cej nie będę tchórzem. Kocham cię, Alim. I pragnę być z tobą.
Alim cisnął kasetę w odległy róg pokoju i pocałował Hanę w usta.
- Mam nadzieję, że wiesz, co mówisz, bo już nigdy nie pozwolę ci odejść.
- To dobrze. Chcę spędzić z tobą każdy dzień do końca mojego życia. Jeżeli naród
nie pozwoli nam się pobrać...
R
L
T
Odsłonił zęby w uśmiechu.
- Chyba nie czytałaś gazet? Ludzie są oburzeni artykułami na twój temat. Wiedzą,
że gdyby nie ty, nie wróciłbym do Abbas al-Din. To, co zrobiłaś, jest dla nich ważniejsze
niż twoje pochodzenie. Ale nawet gdyby cały kraj był przeciwko nam, i tak bym się z
tobą ożenił, Sahar Thurayya. Naród potrzebuje mnie, ale ja potrzebuję ciebie.
- A ja ciebie. Kocham cię do szaleństwa. - Przytuliła się mocno. - Pocałuj mnie.
- Bałem się, że nie wrócisz - szepnął między pocałunkami. - %7łe nie mam nic, co
mógłbym ci ofiarować...
- Masz siebie. Niczego więcej nie pragnę.
- Nie będzie ci łatwo, moja Gwiazdo. Ale razem możemy zmienić świat. Możemy
sprawić, żeby ludziom żyło się lepiej.
- Propozycja nie do odrzucenia - powiedziała ze śmiechem. - Ale muszę cię
ostrzec. Nie będę grzeczną królową, która na wszystko potulnie się zgadza. - Królową?
Miała wrażenie, że śni. - Czasem będę łamała reguły.
Parsknął śmiechem.
- Ja też zamierzam kilka złamać.
Rozległo się pukanie, po czym drzwi się otworzyły.
- Panie, powinieneś koniecznie... - Na widok władcy obejmującego kobietę, która
uratowała mu życie, intruz urwał i zaczął się wycofywać w pokłonach.
- Jestem zajęty, Ratibie - oznajmił chłodno Alim. - Jeżeli więc nie jest to sprawa
niecierpiąca zwłoki...
- Ależ nie, panie...
Drzwi się zamknęły.
- Za pięć sekund cały pałac będzie wiedział, że tu jesteś. - Opuściwszy ręce, z szu-
flady biurka Alim wyjął podłużną szkatułkę. - To twój prezent zaręczynowy. Moja matka
przed śmiercią wybrała ten zestaw dla mojej przyszłej żony. Oglądałem go codziennie,
próbując uwierzyć, że jednak do mnie wrócisz.
Hana wstrzymała oddech. W milczeniu patrzyła na złoty pierścionek z brylantem,
na bransoletę, naszyjnik i kolczyki.
- Alim...
R
L
T
Z uśmiechem wsunął jej na palec pierścionek.
- Nareszcie. %7ładnych rozterek, żadnych ucieczek.
- Kocham cię, Alim. - Twarz Hany promieniała miłością. - Proszę, nie każ mi cze-
kać na wielki ślub.
Już nie był mężczyzną, który dziwi się, że jakakolwiek kobieta mogłaby go pożą-
dać, ale kiedy poczuł, jak Hana drży w jego objęciach, przeszył go dreszcz.
- Będziesz żoną władcy, królową. Ludzie chcą się cieszyć naszymi zaręczynami.
Musimy też zaprosić głowy państwa... Nie chciałbym nikogo urazić. Przygotowania zaj-
mą od czterech do sześciu miesięcy.
- Tego się właśnie obawiałam. Trudno będzie to wytrzymać... - Przytuliła twarz do
jego piersi. - Przepraszam, nie powinnam, ale tak bardzo cię kocham i tak mocno pragnę.
- Mnie też będzie trudno, ale jakoś to zniesiemy.
- Masz rację. - Na moment zamilkła. - W tej sytuacji nie powinniśmy przebywać
sam na sam, bo ilekroć mnie dotykasz... Pragnę być z tobą od świtu do nocy, ale kiedy
cię widzę, chcę się przytulić, a kiedy się przytulam, pragnę się z tobą kochać.
Popatrzył jej głęboko w oczy.
- Trafnie cię rodzice nazwali, Hano. Jesteś szczęściem, moim szczęściem.
- Twoi też cię trafnie nazwali. - Uśmiechnęła się. - Jesteś bardzo mądrym człowie-
kiem, mój kochany.
Odwrócił ją do siebie tyłem, aby zapiąć jej na szyi brylantowy naszyjnik, następnie
wsunął jej na rękę wysadzaną brylantami bransoletę, a na końcu, zgodnie ze zwyczajem,
przykrył jej głowę złotym welonem.
R
L
T
EPILOG
Osiem lat pózniej
- Jest brzydka i pomarszczona - stwierdził Tariq, patrząc z lekkim obrzydzeniem na
swoją jedyną siostrę, która urodziła się poprzedniego wieczoru.
- Głupi! Wszystkie noworodki są brzydkie. Ty dalej jesteś brzydki, mimo że masz
już cztery lata - rzekł najstarszy chłopiec, sześcioipółletni Fadi, popychając Tariqa. Ten
wpadł na dwuletniego Samiego, który się rozpłakał.
- Przestańcie, chłopcy. Mama jest zmęczona. - Alim wziął na ręce najmłodszego
syna. - I chyba nie chcecie obudzić Johary?
Hana wszystkie dzieci karmiła piersią. Nalegała na to, aby oboje z Alimem spędza-
li z nimi co najmniej kilka godzin dziennie. Do tradycji należały również wspólne kola-
cje, oczywiście w dni, kiedy Alim nie miał ważnych gości. Początkowo bardziej trady-
cyjni mieszkańcy Abbas al-Din sprzeciwiali się jej małżeństwu z Alimem, ale ich opór
szybko zmalał. Ludzie kochali Hanę, bo była jedną z nich, pamiętała, skąd się wywodzi i
nie wstydziła się swoich korzeni. Kochali ją też dlatego, że nie ukrywała miłości do mę-
ża. I dlatego, że zawsze mówiła, co jej leży na sercu.
Alim uwielbiał, że dzieci siadają mu na kolanach i biegną przytulić się do niego,
zamiast do niani, kiedy nabiją sobie guza. Tworzyli szczęśliwą rodzinę.
- Powiedziałem, że mama jest zmęczona - rzekł, przerywając walkę starszych sy-
nów. - I wciąż obolała.
Fadi popatrzył z zatroskaniem na Hanę.
- Skaleczyłaś się, mamusiu?
Hana uśmiechnęła się.
- Nie, skarbie. Po prostu poród zawsze trochę boli. Ale warto pocierpieć, żeby mieć
tak cudowne dzieci jak wy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]