[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śmiechem.
- Sam! Od jak dawna nie śpisz? - zawołała Callen.
- Dość dawno się obudziłem. - Uśmiechnął się, wstając. -
Chodzcie. Chyba już czas się zbierać. Skoro mam nie jechać zbyt
szybko, powrót do domu zajmie nam trochę czasu.
Wyciągnął rękę. Callen ujęła jego dłoń. Chwycił ją w ramiona i
pocałował mocno.
Callen próbowała się wyrwać jedynie przez krótką chwilę, po
czym oddała mu pocałunek. Gdy wreszcie odsunęli się od siebie,
powiedziała z udawanym oburzeniem:
- Co sobie pomyślą Natalie i Ted?
- %7łe lubię cię całować. I że ty też to lubisz.
Znów pochylił się nad jej twarzą. Policzki Callen zaróżowiły się.
- Sam, zaczyna się ściemniać. Jedzmy już.
Słońce schodziło już nisko nad horyzont. Ta idylla, złoty okres
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
ich małżeństwa, dobiegała końca. Czy Callen odejdzie od niego, czy
też zostanie, Sam wiedział, że wszystko między nimi się zmieni.
Cały ostatni tydzień przed adwentem Callen spędziła, kłócąc się z
Samem. Usiłowała go przekonać, że zachowuje się nierozsądnie. On
jednak nie chciał ustąpić nawet na krok. W ostatnim dniu przed wizytą
w Sokolim Gniezdzie Callen wytoczyła najcięższe działa. Pozwoliła,
by łzy spłynęły strumieniami z jej oczu, choć wiedziała; że gdy płacze,
nigdy nie wygląda dobrze. Ale ta sytuacja wymagała desperackich
środków.
Niemal udało jej się dopiąć swego. Sam patrzył na jej zalaną
łzami twarz z rozdartym sercem. Miał ochotę powiedzieć: do diabła z
tym wszystkim, i ustąpić. Ale w tej chwili jego wzrok padł na
niewielką plamkę na deskach podłogi, tam, gdzie krew EJ. wsiąkła w
drewno. To miejsce przykryte było dywanikiem, który jednak
przesunął się nieco. Znów sobie przypomniał, że zaprzysiągł zemstę
Garthowi Whitelawowi i na Boga, dotrzyma słowa!
W końcu nadszedł fatalny dzień. W ostrym porannym świetle
Sam leżał pośród pomiętej pościeli i patrzył na żonę, która ubierała się
do wyjścia.
- Więc jednak idziesz.
- Tak.
Sam stwierdził, że Callen wygląda okropnie. Oczy miała
podkrążone i zaczerwienione od płaczu. Ciemne sińce na twarzy
powiedziały mu, że nie spała. On także nie mógł zasnąć tej nocy. Nie
chciał tracić ani chwili z godzin, które mogły być ostatnimi, jakie
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
spędził, mając żonę obok siebie w łóżku.
- Nie chcę, żebyś tam szła, Callen.
- Sam, czy nie rozumiesz, że muszę? To moi rodzice. Gdyby EJ.
nadal żył, czy unikałbyś go tylko z tego powodu, że ja nie chciałabym
się z nim spotykać?
Postawiony w ten sposób cały problem rzeczywiście wydawał się
bezsensowny. Ale sedno sprawy leżało w tym, że to właśnie jej ojciec
był przyczyną śmierci EJ. A skoro Samowi nie udało się utrzymać
Callen z dala od Gartha, musiał wprowadzić w życie drugą część planu
i sprawić jej cierpienie. Wówczas Garth będzie musiał żyć ze świa-
domością, że stał się przyczyną nieszczęścia swej córki. Powinien na
zawsze usunąć Callen ze swego życia. Musi się z nią rozwieść.
Była już gotowa do wyjścia.
- Jeśli wyjdziesz z tego domu, nie wracaj tu nigdy więcej -
powiedział Sam ochrypłym głosem.
- Nie mówisz chyba tego poważnie - odrzekła Callen chłodno.
W jej oczach lśniła miłość. Sam miał wrażenie, że na piersiach
zaciska mu się obręcz i zaczyna tracić oddech. Na dzwięk jej
następnych słów zamarł, przerażony.
- Bo jeśli opuszczę ten dom i nigdy już nie wrócę, razem ze mną
odejdzie twój syn albo córka. Callen wyszła z sypialni, zamykając za
sobÄ… drzwi.
Cisza była ogłuszająca.
W następnej chwili Sam wyskoczył z łóżka i nałożył dżinsy.
Zapiął zamek tylko do połowy, zapominając o guziku, i pobiegł za nią.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Co ty powiedziałaś?
Dogonił ją w kuchni i obrócił twarzą do siebie. W jej oczach
znów błyszczały łzy. Porwał ją w ramiona i mocno przytulił. Miała
zamiar go opuścić.
Nie brał pod uwagę dziecka. Za każdym razem, gdy się kochali,
używał zabezpieczenia. Oprócz tego jednego dnia. Tylko raz o nim
zapomniał. I ten jeden raz spowodował takie konsekwencje.
Musiał teraz podjąć decyzję. Co jest ważniejsze: zemsta czy całe
życie z Callen i dzieckiem, które nosiła w swym łonie? O wiele łatwiej
było zrzucić ten ciężar na nią. Puścił ją i odsunął się o 'krok.
- Callen, nie odchodz. ProszÄ™ ciÄ™, nie idz tam.
- Muszę, Sam - wykrztusiła z trudem, po czym odwróciła się i
wybiegła na zewnątrz.
Sam patrzył za nią w milczeniu.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
ROZDZIAA ÓSMY
Garth i Candy przywitali swą córkę z otwartymi ramionami,
ponad jej głową wymienili jednak zatroskane spojrzenia. Wprowadzili
Callen do salonu i zaproponowali szklankÄ™ wina przed obiadem.
- Nie, dziękuję za wino - powiedziała. - Napiję się wody.
Candy nalała jej wody mineralnej i wrzuciła do szklanki kostkę
lodu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •