[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zauważyłam - dodała, przysłaniając oszkloną ścianę
firaneczką.
- Ja też się cieszę - wyjąkałam skonsternowana. - Atak
ogólnie o co chodzi?
- Dzieciaku, dyrektorka szuka cię po całej szkole, jest
wściekła jak osa. Wiesz, co nawywijała twoja klasa?
- Nie, ale zapewne, niestety, zaraz się dowiem -
mruknęłam, zastanawiając się, co też wymyśliła moja genialna
druga B i co ja będę musiała wymyślić, żeby wyplątać z tego i
siebie, i ich.
- Pewnie, że się dowiesz, cała szkoła o tym huczy. Twoja
klasa jak jeden mąż ubrała się na różowo. A w dodatku dziś
jest ważna wizytacja z kuratorium. No i pierwsze, co
zobaczyli wizytujący, to była właśnie twoja różowiutka klasa.
Zrobiła się afera. Gospodarz już był wzywany do dyrektorki i
powiedział, że po rozmowie z tobą postanowili się ujednolicić,
żeby nikt się negatywnie nie wyróżniał. Podobno to jest ich
protest przeciwko dyskryminacji twórczych jednostek.
- O cholera! - jęknęłam i opadłam na stojący za mną
taboret. - I tak wszyscy bez wyjątku się ujednolicili? - Z
niedowierzaniem potrząsnęłam głową.
- Wszyscy. I co więcej, wyszło na to, że ty ich do tego
namówiłaś.
- Bo rzeczywiście wczoraj mówiłam, że czasami warto się
nie wyróżniać, ale chodziło mi raczej o coś odwrotnego.
Dziękuję, pani Alicjo. Zawsze lepiej jest być przygotowanym
na takie niespodzianki... A swoją drogą są solidarni, nie uważa
pani?
- Ha, bo to są dobre, inteligentne dzieciaki - stwierdziła z
szelmowskim błyskiem w oku pani Aagoda. - I ty też o tym
pamiętaj - dodała znacząco ku mojemu zaskoczeniu, bo jej
słowa niewątpliwie oznaczały poparcie dla nieszczęsnego pink
protestu. - Uważaj, żeby cię dyrektorka nie złapała. Idz
wejściem dla uczniów, może uda ci się pogadać z dzieciakami,
zanim zostaniesz wezwana - doradziła mi dobrotliwie.
Właściwie nie wiem, dlaczego jej posłuchałam i zamiast
jak uczciwy człowiek wejść do miejsca własnej pracy, ja
niczym złoczyńca przemykałam po korytarzu, żeby tylko
dostać się niezauważona pod klasę, gdzie powinna być moja
różowa trzódka. I była. Trudno jej było nie dostrzec.
Zwłaszcza barczysty Jureczek prezentował się okazale w
przyciasnej różowej bluzeczce. Chłopcy wykazali się
szczególną inwencją, bo w ich strojach królowały koronki,
kokardki i koraliki. Gdy już myślałam, że udało mi się
pozostać niezauważoną, poczułam, jak ktoś z tyłu chwyta
mnie za ramię. Byłam pewna, że ujrzę zaciętą twarz
dyrektorki, ale za mną stał Michał wuefista. Do tej pory
znaliśmy się słabo, ogólnie jakoś tak nie nawiązałam bliższych
stosunków z kolegami po fachu. Nie było okazji.
- No cześć. Idz spokojnie, ja cię zasłonię, żeby nie było
cię widać - wyszeptał konspiracyjnie ku mojemu wielkiemu
zdziwieniu. - Postoję tak, jak będziesz rozmawiała z
dzieciakami - wyjaśnił, widząc moją mało inteligentną minę.
- Czyli jednym słowem będziesz robił za żywą tarczę? -
Uśmiechnęłam się słabo.
- Jak zwał, tak zwał - zniecierpliwił się. - Zaraz będzie
dzwonek, więc się pospiesz.
No cóż, nie zamierzałam z nim dyskutować, bo nie było o
czym, miał facet rację. Podeszłam do mojej klasy i zażądałam
wyjaśnień.
- A bo my, pani profesor, mamy tego dość - wystąpiła
odważnie Justyna, która do tej pory wydawała mi się
nieśmiała. Jak widać, pozory czasami mylą. - Nie możemy
dopuścić, żeby kogokolwiek z nas prześladowano. A Filip jest
niesprawiedliwie traktowany tylko i wyłącznie za to, jak się
ubiera, i osądzany za decyzje swojego ojca.
- Właśnie - wtrącił Michałek, obciągając na swym
kościstym grzbiecie rozkloszowaną ku dołowi różową
bluzeczkę zakończoną powiewnym tiulem. - Wczoraj pani
profesor stwierdziła, że czasami dobrze jest się nie wyróżniać,
no to Filip już nie odstaje. Nie chcemy, żeby pani musiała
jeszcze kiedyś za nas kłamać. Chcemy za to móc być sobą. I
dlatego prosimy, żeby pani to włożyła - dokończył, podając mi
torebkę, w której była różowa bluzka.
- Chyba że nie chce pani ryzykować, my to zrozumiemy -
dodał Jureczek.
Tym zdaniem przypieczętował moją decyzję. Nie mogłam
ich zawieść, jedynym słusznym posunięciem było
ujednolicenie się z nimi. Ponadto jak zrozumiałam, niechęć
dyrektorki do Filipa miała podłoże osobiste, a to kłóciło się z
moim pojęciem sprawiedliwości. Bez słowa sięgnęłam po
różowy łaszek, co spotkało się z aplauzem całej klasy
wyrażonym spontanicznymi brawami. Cóż, to ostatni moment
chwały przed klęską, pomyślałam, wciągając bluzkę przez
głowę. Od dziś mogłam szukać nowej pracy, bo nie miałam
ani cienia wątpliwości, że dyrektorka mnie wyleje. Gdy
ujednolicona odwróciłam się, by podziękować wuefiście,
okazało się, że już go nie ma. Widocznie zmył się, gdy dotarło
do niego, że zamierzam przyłączyć się do pink protestu.
Trudno było mu się dziwić. Każdy normalny uciekłby stąd
gdzie pieprz rośnie i jeszcze parę kilometrów dalej. Tylko nie
ja, ostatnia sprawiedliwa, niedługo bezrobotna kretynka.
Pani dyrektor dopadła mnie na lekcji z pierwszą A i
widząc moją różową bluzkę, niebezpiecznie poczerwieniała.
- Przepraszam, ale jestem zmuszona prosić panią do
gabinetu - wycedziła, mrużąc oczy.
- Prosić zawsze można - rzucił od niechcenia Krzyś, który
z widocznym zainteresowaniem przyglądał się twarzy
dyrektorki. Rzeczywiście buraczkowy kolor na jej policzkach
wyglądał intrygująco.
- Dobrzański, z tobą porozmawiam pózniej - warknęła w
jego stronę. - A panią zapraszam.
- Już idę. - Potoczyłam po klasie uspokajającym
wzrokiem. - Dopóki mnie nie będzie, zróbcie trzy pierwsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •