[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poprawienia osobistej sytuacji, zrobienia kariery w służbie dyplomatycznej,
poprawienia własnego losu biednej krewnej bogatej rodziny. Ubrdała sobie,
że wykonując zlecone jej zadanie, zwróci na siebie uwagę Winstona
Fairchilda, który dzięki swojej pozycji mógł jej zapewnić dostatnie życie.
S
R
Ale czy to był prawdziwy powód? I jaki jest powód rezygnacji po tak
wielkim wysiłku?
Co ją wytrąciło ze spokojnego trybu postępowania?
Odpowiedz przyszła nagle. Pocałunek! Ten przedwczorajszy pocałunek
zupełnie obcego mężczyzny wytrącił ją z równowagi. Pocałunek ją zmienił.
Od przedwczoraj podświadomie pielęgnuje jego wspomnienie, a teraz
przyszła chwila, że wspomnienie to trzeba pogrzebać. I oto powody
wczorajszego i obecnego zachowania.
A przecież nie był to pierwszy pocałunek w jej życiu. I nie powinien być
niczym specjalnym. Zwłaszcza że jego ofiarodawca uczynił to tylko po to,
aby udowodnić kilku dostojnikom, iż jest nieokrzesanym głupkiem, którego
nie wolno pokazywać publicznie. To nie był pocałunek ofiarowany jej, ale
publiczna demonstracja bohatera, który nie chciał światła reflektorów, lecz
spokoju po strasznych przeżyciach.
- Powiedz mi prawdę, Chessey, ale szczerą prawdę: dlaczego ci tak
bardzo zależało, bym pojechał z tobą do Nowego Jorku?
- Bo moje życie jest pogmatwane, w strzępach - odpowiedziała, nawet
nie zdając sobie sprawy, że przecież odkrywa własne myśli i że nigdy, ale to
nigdy nie powinna była czegoś podobnego ujawniać.
Derek spojrzał na nią ciepło, ze zrozumieniem w oczach.
- Tak bywa. Każdy miewa taki okres w życiu, że myśli, iż wszystko
nagle zaczyna iść zle. Ale to minie.
- U mnie jest to stan permanentny - burknęła. W głowie czuła zamęt. -
Jestem życiową nieudacznicą. Ilekroć pojawia się jakaś szansa, to ją
marnuję.
S
R
- Czy chcesz mi powiedzieć, że twoja rodzina ma pieniądze, a ty
chciałabyś mieć jeszcze więcej i nie udaje ci się?
- Ach nie. Powiedziałam, że jestem z biednego odgałęzienia rodziny.
- Bo to odgałęzienie ma miliony, a główne miliardy?
- %7łartujesz. Jest znacznie gorzej.
- Nosisz drogą odzież...
- To, czego nie chcą już nosić moje kuzynki i zamiast do Armii
Zbawienia, wysyłają z litości do mnie.
- Grałaś w bilard w Hampton. A  Kosmos" jest ekskluzywnym klubem.
- Moi wujowie czuli się w obowiązku zapraszania mnie na letnie wakacje.
Resztę roku spędzałam w szkole z internatem.
- To nadal nie brzmi jak życie w nędzy.
- Ale się o nią ociera. Moja babka mówiła mi, że wszystko zaczęło się od
mojego ojca. Pojechał do Las Vegas. Miał pohulać sobie z tancereczkami,
ale z żadną się nie żenić. Ożenił się jednak z mamą, mimo że był ostrzeżony,
iż w takim wypadku zostanie skreślony z testamentu.
- I został skreślony?
- Skreślony, wymazany. Adwokaci otrzymali polecenie sporządzenia
nowego testamentu i pozbawienia go innych apanaży. Po otrzymaniu
telegramu z Las Vegas o ślubie babka natychmiast wydała odpowiednie
polecenie.
- I co twój ojciec wtedy zrobił?
- Nie mógł zrobić wiele. Jako Banks Bailey nigdy nie nauczył się żadnego
konkretnego zawodu. Nie mógł nawet zostać szoferem, ponieważ nie umiał
prowadzić. Po co Banks Bailey ma prowadzić, skoro na każde jego skinienie
S
R
czeka wykwalifikowany szofer. Nie mógł pracować w restauracji, ponieważ
myślał, że gotuje się studolarowymi banknotami. Wiedział tylko, że trzeba
znać imię maitre d'hotel. Nie mógł uczyć, bo sam nigdy nie nauczył się
niczego wartego przekazania innym.
- No więc, jak twoi rodzice przeżyli...?
- yle. Na początku moja matka jeszcze tańczyła. Potem zaszła w ciążę i
zaczął się slalom ku absolutnej nędzy. Oboje zginęli podczas pożaru
mieszkania. Miałam wtedy osiem lat. Pili i palili przez trzy czwarte nocy i
zaprószyli ogień... Babka przejęła nade mną prawną opiekę. We wrześniu,
przed odjazdem do szkoły, wysłuchiwałam zawsze tego samego wykładu o
konieczności zamążpójścia za kogoś zamożnego, abym mogła zwrócić jej to,
co na mnie wydaje...
Derek był wyraznie zaskoczony i poruszony.
- Wyszłaś za mąż młodo? Spłaciłaś długi?
- Ani jedno, ani drugie. Nie wyszłam za mąż, mimo że babka zapłaciła za
huczne przyjęcie mające ufetować moją pełnoletność i obwieścić, że oto
jeszcze jedna Banks Bailey jest do wzięcia. Zciągnięto na to przyjęcie
kompanię potencjalnych kandydatów. Nic z tego nie wyszło, więc wysłano
mnie do college'u, bym potem rozpoczęła karierę w administracji pań-
stwowej. Moje kuzynki i kuzyni mają zapisane spore sumki, z których mogą
korzystać od pełnoletności, ja nic nie dostałam. Płacę za grzech ojca.
Wszyscy, którzy wiedzą, czym są Banks Baileyowie, wiedzą również, że
mnie należy unikać, bo mnie nic nie zapisano. I wielu myśli, że lada moment
machnę ręką na Waszyngton i pojadę do Las Vegas, by pójść śladami matki.
A wielu sądzi, że mogą sobie ze mną poczynać, jakbym była...
S
R
- Tancerką z Las Vegas?
- Tak, ale nigdy nie pozwoliłam sobie...
- Nigdy?
- Nigdy! I mówię to tobie tylko dlatego, że... nigdy już się nie spotkamy,
a ty nie znasz nikogo z mojej rodziny...
- Stop! Jakie ty masz o mnie wyobrażenie? Nie jestem człowiekiem,
który by o podobnych rzeczach rozmawiał z twoimi przyjaciółmi. Ani z
wrogami. Z kimkolwiek.
- Bardzo mnie to cieszy.
- Ale nie mogę... Bo wiesz, Chessey, masz dwadzieścia i jeszcze parę lat
i nigdy...?
- Tak jest, mam dwadzieścia cztery lata i jestem dziewicą. No to co?
Derek zdębiał.
- Panno Banks Bailey, winien pani jestem gorące przeprosiny za moje
zachowanie w gabinecie tego fircyka Fairchilda Trzeciego czy któregoś tam
z rzędu. Nie powinienem był cię wykorzystać w ten sposób dla osiągnięcia
celu.
- Jaki to był cel?
- Przekonać tych dostojników, że nie jestem człowiekiem, który
powinien publicznie reprezentować armię Stanów Zjednoczonych,
- W tym celu wystarczyło chyba podrzucanie orzeszków i chwytanie ich
jak małpa.
- Jeszcze jak.
Derek westchnął i odwrócił wzrok.
S
R
Po długo trwającej ciszy Chessey powiedziała półgłosem, jakby do
siebie:
- Może to śmieszne, ale w innych okolicznościach nie miałabym nic
przeciwko temu pocałunkowi... - Patrzyła przez szybę na deszczowy
krajobraz. - To nie znaczy, że chciałabym tego, ale oceniłabym go... No
dobrze, koniec wyznań, koniec rozmowy. Na mnie czas. Ujęła klamkę
drzwiczek, żeby je otworzyć, ale Derek szybko sięgnął przez fotel i chwycił
jej przegub.
- Chessey, dobra z ciebie dziewczyna - powiedział. - Jesteś mądra, ładna,
bardzo się starasz wykonać to, co uważasz za swój obowiązek, i jesteś dla
mnie miła, nawet wtedy gdy na to nie zasługuję. Wracaj do Waszyngtonu.
Tam na pewno spotkasz mężczyznę, który będzie na ciebie zasługiwał. Może
nawet pod- łapiesz tego Fairchilda. Wyjdziesz za mąż, będziesz miała dzie-
ci... Zapomnisz o tym, co cię teraz gryzie...
- Ma pan rację, poruczniku. Pewno tak się stanie...
- Nie wierzysz mi?
- Nie wierzę. Usiłowałam być odpowiedzialna, godna nazwiska Banks
Bailey, ale mi nie wyszło.
- Mogłabyś zostać farmerką... - Słowa były wypowiedziane lekko, w
formie żartu, ale... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •