[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przycisnął usta do jej szyi. Zadrżała.
Uniósł głowę i napotkał spojrzeniem jej wzrok.
- Cóż, sądzę, ze będziesz martwa, ale niedługo. Niedługo.
Och, Boże. Nie.
- Powiedz mi, Mirando, sądzisz, że twoje zwierzę będzie cię chciało, gdy
staniesz się tym czego nienawidzi najbardziej na świecie?
* * *
Coś było nie w porządku. Cain spojrzał przez ulicę, na Manicini Grill,
świadomy uczucia niepokoju powoli wspinającego się po jego kręgosłupie.
Rezerwacja została zrobiona w imieniu wampira, więc Roberts powinien
pokazać się niedługo.
I wejść prosto w ich pułapkę.
Ale Cainowi nie podobało się czekanie. Nie podobało mu się, że nie ma
Mirandy w polu widzenia.
Nie podobało mu się przeczucie, że wydarzenia wymykają mu się spod
kontroli.
~ 99 ~
Grzeszne szlaki
Translate by Mikka
Jego komórka zawibrowała. Nie odrywając spojrzenia od restauracji,
otworzył telefon i przysunął go do lewego ucha.
- Lawson.
- Straże& ranni  Zatrzeszczało na linii.
Jego ciało natychmiast zamieniło się w kamień.
- Sam?  szczeknął.  Sam, to ty?  Połączenie było fatalne, jak zwykle w
Cherryville.
- Znal& Mir& an& - Linia zamilkła.
Zrozumienie zaświtało zbyt pózno.
To była piekielnie dobra pułapka, ale nie na wampira.
Na Mirandę.
Pobiegł, bestia warczała a mężczyzna walczył ze strachem i wściekłością.
* * *
Sam zaklął i rzucił telefon. Gówno nigdy nie działało jak trzeba, a był w
swoim cywilnym samochodzie& bez cholernego policyjnego radia.
Sprawdził puls plus na szyi Foresta. Słaby, drżący. Jak u Dunna.
Mężczyzni zostali zdjęci, twardo.
Ale ciągle żyli. A Miranda? Boże, lepiej żeby tak było.
Drżące światła werandy oświetlały oficerów. Ich radia i telefony zostały
zmiażdżone.
Biorąc głęboki oddech, Sam wstał. Wejdzie do środka, znajdzie Mirandę i
zadzwonią po karetkę i jakieś poważne wsparcie.
Chciał krzyknąć do niej, ale wiedział lepiej. Roberts, bo wiedział, że ten świr za tym stał, musiał być
gdzieś w pobliżu i na pewno nie chciał zdradzić swojej pozycji zabójcy.
W prawej ręce trzymał pistolet. Lewą sięgnął do klamki. Otwarte. Spojrzał
w dół, zobaczył słabe zadrapania wokół dziurki od klucza.
Wtedy krzyk przedarł noc. Krzyk, który sprawił, że obrócił się i pobiegł z sercem w gardle, a jego
palce zacisnęły się na broni.
Kobiecy krzyk. Jego mama tak krzyczała. Tuż zanim ten skurwiel, jego ojciec, zatrzymał jej krzyki na
zawsze.
~ 100 ~
Grzeszne szlaki
Translate by Mikka
Obiegł róg domu, z uniesionym pistoletem i zobaczył mężczyznę, który
przygwozdził Mirandę do ziemi.
- Biuro Szeryfa!  Krzyknął i głowa faceta szarpnęła się w jego stronę. 
Odsuń się, kurwa, od kobiety, teraz!
Ale gość się nie ruszył. Uśmiechnął się i skurwiel miał coś nie tak z
ustami. Jego zęby& były wyszlifowane, zaostrzona albo coś.
Wyglądały jak zęby zwierzęcia. Zwiatło lało się z otwartych tylnych
drzwi domu Mirandy, tworząc jasne koło wokół szarpiących się postaci.
Miranda walczyła. Skręcała się. Uderzała głową w swego napastnika. Klęła.
A uśmiech skurwysyna tylko się poszerzał.
- Powiedziałem odsuń się od kobiety!  Wsadzi kulę w faceta, jeśli będzie
musiał. Nie był w nastroju do pieprzenia się z jakimś naćpanym zabójcą.
- Zmuś mnie  kpiący szept.
Jedną ręką przygważdżał nadgarstki Mirandy do ziemi. Drugą uniósł do
jej gardła i, Chryste& czy to były szpony?
- Zastrzel go!  krzyknęła Miranda.
Szpony przesunęły się po jej tętnicy szyjnej.
Sam strzelił. Kula trafiła skurwiela w ramię i ręka opadła znad gardła
dziewczyny.
- Znowu!  krzyczała.  Strzelaj, strze& .
Mężczyzna uniósł się znad niej. Wstał jednym ruchem. Uśmiech zniknął.
Czarne oczy patrzyły w jego stronę.
- To kłuje, dupku.
Kłuje? To kula, nie pszczoła.
- I to naprawdę, naprawdę mnie wkurwia  Odchylił wargi, warcząc i te
pieprzone zęby wyglądały nawet ostrzej.
Sam wycelował prosto w serce świra.
- Na kolana. Ręce za głowę.
Facet zrobił krok naprzód. Chryste, on rzeczywiście wyglądał dokładnie
jak na zdjęciu Paula Robertsa. Więc skurwiel udawał martwego. Już to wiedziałeś.
Włosy na karku Sama się uniosły. Coś było tu nie tak. I to bardzo.
Za skurwysynem, Miranda stałą.
- Nie mów do niego  krzyknęła.  Po prostu go zastrzel!
~ 101 ~
Grzeszne szlaki
Translate by Mikka
Nie tak pracowały rzeczy, wiedziała to. Miał odznakę. Facet, cóż, poza
szponami i zębami, wyglądał na nieuzbrojonego. Jeśli może go zdjąć we
właściwy sposób, zrobi to.
Wziął głęboki oddech.
- Na kolana!  nakazał znów.
- Jestem bogiem  facet, Roberts, parsknął.  Nie klękam przed nikim. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •