[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się wzburzyło, po czym zszedł na dno ładowni w towarzystwie mistrza ciesielskiego.
Tam ku swemu najwyższemu zadowoleniu stwierdził, iż nie doszło do żadnego prze-
cieku. Zewnętrzna powłoka  Alaski ochroniła jej kadłub wewnętrzny, a środki ostroż-
ności, przedsięwzięte z myślą o lodach polarnych, skutecznie stawiły czoła armorykań-
skiej rafie. Wprawdzie uszkodzona na skutek straszliwego wstrząsu maszyna przestała
pracować, lecz nie doszło do wybuchu, a to oznaczało, że nie uległa najpoważniejszemu
uszkodzeniu. Z wysadzeniem ludzi Erik postanowił poczekać do rana  o ile okaże się
to konieczne  a na razie kazał wystrzelić z działa, prosząc w ten sposób o pomoc wy-
spę Sein, i spuścić na wodę szalupę parową, by wysłać ją do Lorient.
 Nigdzie nie znajdę  rozumował słusznie  środków ratowniczych szybszych
i skuteczniejszych niż w tym wielkim morskim arsenale zachodniej Francji!
Tak oto w tej tragicznej chwili, kiedy współtowarzysze sądzili, że wszystko bezpow-
rotnie stracone, w nim już budziła się nadzieja. A raczej jego nieulękła dusza należała
do tych, którym obce jest zwątpienie i które nigdy nie dają za wygraną.
 Niech tylko uda się oswobodzić  Alaskę  myślał  a zobaczymy, kto będzie
miał ostatnie słowo!
Lecz jeszcze nie dzielił się z nikim swą nadzieją, zdając sobie sprawę, że inni niewąt-
pliwie uznaliby ją za szaleństwo. Wróciwszy z przeglądu ładowni powiedział tylko, że na
98
razie wszystko jest w porządku i mogą spokojnie czekać na nadejście pomocy. Następ-
nie zarządził, aby całej załodze podano herbaty z rumem.
Nie trzeba było więcej, by wprawić te duże dzieci we wspaniały humor. Toteż
z ogromną werwą zabrali się do spuszczania na wodę szalupy.
Właśnie kończyli, gdy dwie wystrzelone z latarni morskiej na wyspie Sein rakie-
ty zapowiedziały nadchodzącą pomoc. Wkrótce w ciemności nocy ukazały się czer-
wone światła i przesunęły na zawietrzną  Alaski . Słychać było nawołujące głosy. Kie-
dy im odpowiedzieli, okazało się, że ulegli katastrofie na ławicy skalnej o nazwie Bas-
se-Froide, która jest częścią długiej rafy będącej przedłużeniem wyspy Sein. Ponad go-
dzinę trwał niebezpieczny manewr pokonywania silnej fali przybojowej, ale wreszcie
łódz zbliżyła się do  Alaski , a sześciu ludziom, którzy nią przypłynęli, udało się schwy-
cić linę i wspiąć na pokład.
Było to sześciu twardych rybaków z wyspy Sein, rosłych i nieustraszonych chwatów,
dla których akcja ratunkowa to nie pierwszyzna. Pochwalili pomysł poproszenia o po-
moc Lorient, ponieważ mały port wyspy nie dysponował niezbędnymi środkami ratun-
ku. Ustalono, że dwóch z nich popłynie parową szalupą z Hersebomem i Ottonem, jak
tylko księżyc wyłoni się zza horyzontu, a tymczasem podali kilka szczegółów dotyczą-
cych teatru wydarzeń.
Długa podwodna skała na przedłużeniu wyspy Sein jest płycizną w kształcie cy-
pla wychodzącego z wyspy i ciągnącego się na odległość dziewięciu mil ku zachodowi.
Dzieli się na dwie części: Pont de Sein i Basse-Froide.
Pont de Sein mierzy około czterech mil długości i półtorej szerokości. Jest łańcu-
chem dość wysokich skał wystających nad powierzchnią morza. Basse-Froide to prze-
dłużenie Pont de Sein, o długości pięciu mil i średniej szerokości dwóch trzecich mili.
Składa się także z wielu podwodnych skał, z których tylko nieliczne odsłaniają się pod-
czas odpływu. Najważniejsze z nich to: Cornengen, Schomeur, Cornoc-ar-Goulet, Bas-
Ven, Madiou i Ar Men. Są najmniej grozne, bo widoczne. Liczba i nierównomierny roz-
kład podmorskich wierzchołków, jeszcze nie w pełni znanych, ogromna siła fal na mie-
liznie, prądy, które ją oblewają ze wszystkich stron, czynią to miejsce wyjątkowo nie-
bezpiecznym i obfitującym w katastrofy. Toteż latarnie morskie wyspy Sein i przylądka
Raz zostały ustawione w taki sposób, by wytyczały linię rafy, dzięki czemu statki przy-
pływające z zachodu mogą ją w porę zauważyć i uniknąć katastrofy. Jednak dla statków
przybywających z południa pozostała nadal niebezpieczna, dlatego od dawna prowa-
dzone są prace zmierzające do oznaczenia jej krańca specjalnym światłem. Niestety, nie
ma tam ani wysepki, ani skały, na której można by cokolwiek zbudować, a nieustanne
wzburzenie morza nie pozwala nawet marzyć o umieszczeniu tam pławy świetlnej. Po-
stanowiono więc wznieść latarnię na skale Ar Men, w odległości trzech mil od najdalej
wysuniętego wierzchołka. Lecz nawet tam prace napotykają tak duże trudności, że bu-
99
dowa latarni, rozpoczęta w roku 1867, w 1879, czyli dwanaście lat pózniej, osiągnęła za-
ledwie połowę wysokości, to jest trzynaście metrów nad poziom morza. Był taki rok, że
można tam było pracować tylko przez osiem godzin, choć robotnicy nieustannie czato-
wali na sprzyjającą chwilę. Toteż w momencie katastrofy  Alaski latarnia istniała wciąż
jeszcze wyłącznie w sferze projektów.
Nie tłumaczyło to jednak wystarczająco faktu, że wychodząc z Brestu, podąży-
li wprost na równie niebezpieczne wody. Erik obiecał sobie zbadać dogłębnie tę spra-
wę zaraz po odpłynięciu szalupy parowej, co też się wkrótce stało, jako że księżyc wła-
śnie się ukazał. Młody kapitan zadecydował wówczas, że na pokładzie pozostanie tylko
obsługa wachty, a zmiennicy pójdą jak zwykle wypoczywać. Następnie zszedł do kaju-
ty kapitana. Czuwający przy zwłokach Bredejord, Malarius i doktor podnieśli się na wi-
dok wchodzącego Erika.
 Na Boga, chłopcze, cóż to za tragedia? Jak do tego doszło?  zapytał doktor.
 To zdumiewające  odrzekł Erik, pochylając się nad mapą rozłożoną na biur-
ku zmarłego.  Czułem instynktownie i powiedziałem, że nie jesteśmy na dobrej dro-
dze. Lecz według rozeznania mojego i wszystkich innych znajdujemy się o co najmniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •