[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Strach schwycił ją za gardło.
- Co mówił?
- To co zawsze. %7łe prędzej czy pózniej cię dopadnie i pożałujesz, że go tak
potraktowałaś. Same bzdury.
- Chce się zemścić za to, że od niego odeszłam.
Chociaż nie mieszkali razem już prawie od trzech lat, jej były mąż często
przychodził, by jej grozić. Nie był dobrym jezdzcem i nigdy nie doszedł do finałów
S
R
rodeo. Kiedy przegrywał, miał pretekst, żeby się upić. Nie kochał jej ani Lane'a i
lubił się nad nimi znęcać. Zrzekł się wszelkich praw do dziecka, gdy Kara podpisa-
ła oświadczenie, że nie będzie domagać się pieniędzy na utrzymanie syna.
Powrót Josha Riddleya do Oklahomy był czymś gorszym niż spotkanie Lane'a
z Murdockiem.
Westchnęła głęboko i powiedziała:
- Spakuj rzeczy Lane'a. Już po niego jadę.
John otarł rękawem kurz, który osiadł mu na twarzy, gdy czerwony samochód
Kary przejechał pędem obok jego ciężarówki. Kara nawet nie spojrzała w jego
stronę.
- Ciekawe, gdzie się tak spieszy - zastanawiał się siedzący na drabinie Matt.
John patrzył z bólem serca za znikającym samochodem.
- Pewnie wraca do Oklahomy.
- Niedługo tu zabawiła, co?
John pochylił się, żeby pozbierać porozrzucane narzędzia. Zepsuł wszystko.
Jeśli Kara odjechała na zawsze, stracił szansę, żeby spłacić dawne długi.
Bezmyślnie kopnął kawałek kolczastego drutu.
S
R
ROZDZIAA PITY
Kiedy Kara wróciła z Oklahomy, bolała ją szyja i czoło nad prawym okiem.
Ranczo pogrążone było w ciemności.
Lane zażył lekarstwa przepisane przez pediatrę i spał na tylnym siedzeniu
samochodu. Kara spojrzała na niego i westchnęła ze zmęczenia. Biedny mały miał
całe ciało w krostach. Najbliższe dni nie będą dla niego łatwe.
Nie zadając sobie trudu, żeby zamknąć samochód, poniosła śpiące dziecko w
kierunku domu. Na podwórku było ciemno, ale znała drogę na pamięć. Zwierszcze
cykały, a z kryjówki w zarośniętej grządce kwiatów wyskoczył królik.
Kiedy weszła na schody, światło na ganku zapaliło się. Ze zdziwieniem unio-
sła do góry głowę.
W otwartych drzwiach stał John. Wydawało się, że patrzy z ulgą. Gdy się
odezwał, jego głos był cichy i pogodny, jakby widok jej i dziecka wcale go nie
zdziwił.
- Przywiozłaś Lane'a?
Natychmiast stała się czujna. Nigdy nie myślała, że Murdock będzie stał parę
kroków od jej dziecka - jego dziecka - i ogarnął ją strach. Przytuliła do siebie śpią-
cego synka i powiedziała:
- Lane jest chory.
Otworzył szeroko drzwi i wyciągnął ręce.
- On jest ciężki. Pozwól, że go wezmę.
- Nie - prawie krzyknęła, odchylając się do tyłu tak gwałtownie, że chłopiec
poruszył się i wymamrotał coś przez sen.
John spojrzał zaskoczony, więc spróbowała się opanować.
- Mógłby się przestraszyć, że ktoś obcy trzyma go na ręku.
- No tak. - John opuścił ręce i cofnął się. - W którym pokoju chcesz go poło-
żyć?
S
R
Odetchnęła z ulgą. Im szybciej położy syna do łóżka, tym lepiej.
- Oczywiście w moim. Tak będzie najwygodniej.
John ruszył przodem, a Kara za nim. Już wkrótce tego pożałowała, bo zamiast
martwić się o dziecko, zaczęła podziwiać zgrabną sylwetkę kowboja. Czarny pod-
koszulek podkreślał szerokie ramiona. John chyba właśnie wyszedł spod prysznica,
bo czuła zapach mydła. Do diabła, dlaczego on zawsze musiał tak ładnie pachnieć?
Szarmancko otworzył przed nią drzwi do sypialni, podszedł do łóżka i odchy-
lił kołdrę. Gdyby nie zmęczenie, znienawidziłaby go jeszcze bardziej za to, że od-
grywa rolę gospodarza w jej własnym domu. Położyła ubranego w piżamę Lane'a
na prześcieradle i przykryła go kołdrą.
- Co mu jest? - spytał cicho John, spoglądając na chłopca.
- Ma wietrzną ospę.
John zesztywniał i zrobił krok w tył.
- Wietrzną ospę?
- Tak. - Zauważyła jego niepokój. Zupełnie zbladł. - Czy coś się stało?
- Och, nie. - Cofnął się do drzwi i ujął klamkę, nie spuszczając wzroku z
dziecka. - Nic.
- To dlaczego zachowujesz się tak dziwnie?
- Nie jestem pewien, czy chorowałem na wietrzną ospę.
- Nie jesteś pewien? - Przytknęła dłoń do ust, próbując opanować śmiech.
Na ten dzwięk Lane poruszył się, mrucząc coś przez sen. Spojrzeli na niego z
niepokojem i wyszli na palcach z pokoju. Kara zapaliła jeszcze światło, na wypa-
dek gdyby mały się obudził.
- To wspaniałe - powiedziała. - Wielki kowboj z wysypką na twarzy.
Nic nie sprawiłoby jej większej przyjemności niż widok jego poznaczonej
krostami twarzy. John wcale nie był ubawiony.
- Czy dzieci nie szczepi się przeciwko chorobom zakaznym?
- Lekarz powiedział, że szczepienia są nieskuteczne. Wirusy murują... - Po-
S
R
cierając obolałą szyję, zapaliła światło w kuchni. Była zadowolona, że John tak się
przejął ospą. - Napijesz się kakao?
Powinna była ugryzć się w język. Nie miała pojęcia, czemu jest dla niego taka
miła. Może dlatego, że cieszyła się z powrotu do rodzinnego domu.
John skinął z roztargnieniem głową.
- Chyba powinienem porozmawiać z matką. Ona będzie pamiętała, na co
chorowałem w dzieciństwie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •