[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Już to mówiłaś.
- I bez końca będę to powtarzać. Nie potrafię wyrazić, ile dla mnie znaczy to
wszystko, co zrobiłaś. Ty i Roarke, i Peabody, McNab, Baxter, ten słodziutki
Trueheart. Mam nadzieję, że ci okropni ludzie będą siedzieli w więzieniu we
własnych ekskrementach, aż zgniją.
- Misiaczku - mruknął Leonardo i skrzywił się z niesmakiem.
- Wiem. Muszę się pozbyć złej energii i naładować dobrą. - Mavis poprawiła się w
fotelu. - Ale nic nie mogę na to poradzić.
Opowiedziała mi o wszystkim, co ją spotkało.
- Koniec sprawy. Wszyscy się przyznali z wyjątkiem Madeline Bullock. Ale zbyt
mocno jej nie naciskałam. Niepotrzebne mi to, chętnie sobie popatrzę, jak będzie
się wiła i skręcała.
- Mała, pracowita pszczółka - wtrącił Roarke.
- Zaraz opuścimy wasz ul. - Mavis znów zmieniła pozycję i się skrzywiła.
- Mavis? - Leonardo uniósł się lekko ze swojego fotela.
- Tylko było mi niewygodnie. Ostatnio trudno mi znalezć wygodną pozycję. Zostało
tylko dziesięć dni. Pomóż mi wstać, skarbie, żebym mogła rozprostować kości.
Kiedy pomagał jej się podnieść, weszła Tandy.
- Przepraszam. Och, witajcie, Dallas, Roarke. Chcę wam bardzo podziękować, mam
wam tyle do powiedzenia. Ale zdaje się, że właśnie odeszły mi wody.
- Naprawdę? - zapiszczała Mavis, a Eve zbladła. - O rany, Tandy! - Podbiegła
najszybciej, jak mogła, do przyjaciółki i ujęła jej dłoń. - Będziemy mieli
dziecko! Chcesz, żebyśmy zadzwonili do Aarona?
- Tak. - Na twarzy Tandy pojawiła się radość. - Naprawdę.
- O nic się nie martw, Leonardo wstąpi po drodze do ciebie i wezmie torbę, a ja
pojadę z tobą do szpitala. I... Oho.
Mavis przycisnęła rękę do brzucha, lekko się skuliła i zrobiła głęboki wydech.
- O, rany. Jezu. Coś mi się zdaje, że ja też zaraz zacznę rodzić.
Eve przycisnęła palce do powiek, a Leonardo przebiegł przez pokój niczym
szarżujący byk.
- Bardzo ładnie.
- Obie? - Roarke ścisnął jej dłoń, a potem wstał i pociągnął Eve za sobą. -
Teraz? Obie?
- Bardzo ładnie, nie ma co.
Czy dopiero co nie zakończyła śledztwa i nie ujęła dwójki przestępców? Czy
podczas ich aresztowania osobiście nie kopnęła zabójcy w jaja? Czy dopiero co
nie przeżyła koszmaru, przesłuchując Bullock i widząc twarz własnego ojca?
Nie poradzi sobie z tym. Boże, litości.
Ale w jej salonie dwie kobiety zaczynały rodzić, piszczały i mówiły tak szybko,
że ich słowa się zlewały, a przyszły szczęśliwy ojciec wyglądał tak, jakby w
każdej chwili miał zemdleć. Natomiast jej własny mąż, zawsze taki opanowany,
dosłownie doprowadzał ją do szaleństwa.
Kiedy spojrzała przez ramię i rzuciła mu gniewne spojrzenie, tylko popatrzył na
nią i jednym haustem dopił wino.
- Dobra, przestańcie! Przestańcie! Oto, co zrobimy. Piski i paplanina urwały się
jak nożem uciął, oczy wszystkich zwróciły się ku niej. Ponieważ w pierwszej
chwili jedyne, co jej przyszło do głowy, to wezwać Summerseta, bezwzględnie
stłumiła ogarniającą ją histerię.
- A więc wszyscy wsiądziemy do jednej terenówki i pojedziemy do szpitala
położniczego.
- Ale potrzebna mi moja torba. - Tandy masowała brzuch i sapała. - Muszę ją
mieć. Mam tam nagraną muzykę i...
- Ja też, ja też. - Mavis przycisnęła dłoń do krzyża. - Jeśli nie będziemy miały
toreb...
- Zaraz każę Peabody i McNabowi, by przywiezli wam torby.
Ale my jedziemy. I to już!
- Moje panie, musicie włożyć płaszcze. - Roarke położył dłoń na ramieniu Eve, by
dodać jej otuchy. - Przepraszam, że stchórzyłem - powiedział do niej. - Ach,
Summerset! Właśnie cię potrzebujemy.
Natychmiast podstaw samochód.
- Czy zaczęłaś rodzić, Tandy?
- Odeszły mi wody, a Mavis dostała skurczy.
- Jak cudownie - powiedział z takim spokojem, że Eve miała ochotę zdzielić go
jeszcze mocniej niż zwykle. - Razem urodzicie dzieci. Mavis, co ile masz
skurcze?
- Zapomniałem mierzyć czas. - Leonardo nie krył paniki. - Zapomniałem mierzyć
czas!
- Nie szkodzi. Skurcze zaczęły się dopiero co? - spytał ją Summerset.
- Wydaje mi się, że mam je od dwóch godzin. Może od trzech.
- Od dwóch godzin?! - Eve usłyszała w swoim głosie panikę. - Jezus, Maria!
- Wszystko w porządku. - Summerset rzucił Eve potępiające spojrzenie. - Tandy,
kiedy miałaś ostatni skurcz?
- Akurat teraz go mam. - Tandy wolno nabrała powietrza w płuca.
- Muszę mierzyć czas! - Leonardo wyrzucił w górę swoje wielkie ręce. - Muszę
mierzyć czas.
- Nie. - Eve wskazała palcem Leonarda. - Musimy jechać.
- Czy ktoś zadzwonił do położnej? - zapytał Summerset.
- Cholera. - Eve złapała się za głowę. - Ty do niej zadzwoń - poleciła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •