[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a chętnie oddam wam wszystkie pieniądze, jakie posiadam.
Wywołało to kolejną lawinę śmiechu, którą jednak przerwał spokojny głos
Melnibonéanina:
 Jeżeli jednak chcielibyście zabrać mi pieniądze, nie pozostawiając nic
w zamian, wiedzcie, że mam dobry miecz i umiem się nim posługiwać.
Tangijczyk wysilił się, by dorównać Elrykowi w ironii.
 Czyżbyś nie zauważał, panie Demonie, że przeważamy nad tobą liczebnie?
I to znacznie?
 Owszem  odparł miękko albinos.  Ale fakt ten nie wywarł na mnie
większego wrażenia.  Wypowiadając te słowa wyciągnął czarną klingę z po-
chwy, gdyż ruszyli na niego całą gromadą.
Tangijczyk zginął jako pierwszy, raniony w bok, tak że padł z przeciętym krę-
gosłupem. Zwiastun Burzy, pożarłszy jego duszę, począł śpiewać.
Następny umarł Chalalityjczyk, gdy wycelowawszy oszczep w Elryka skoczył
i nadział się prosto na ostrze jego miecza. Klinga zamruczała z rozkoszy.
Ale dopiero gdy Melnibonéanin gÅ‚adko Å›ciÄ…Å‚ gÅ‚owÄ™ z ramion uzbrojonego
w dzidę Filkharyjczyka, Zwiastun Burzy począł zawodzić swą pieśń i wstąpiło
weń życie; czarne ogniki pojawiły się na całej jego długości, dziwaczne runy roz-
błysły.
Teraz przeciwnicy wiedzieli już, że przyszło im zmagać się z magią i stali
się ostrożniejsi, chociaż nie zaprzestali walki. Elryk, zadając i odparowując ciosy,
tnąc i siekąc, potrzebował całej energii, której dostarczał mu miecz.
Bronił się przed lancami, mieczami, toporami i sztyletami; zadawał i otrzy-
mywał rany, lecz żywi wciąż jeszcze przeważali liczebnie nad poległymi. Elryk
został już odparty pod samą skałę, a nadal tuzin ostrzy wyciągał się chciwie ku
niemu.
W tym właśnie momencie, gdy Elryk zaczął już powątpiewać, czy da sobie
radę z tyloma przeciwnikami naraz, łysy wojownik, trzymając w odzianej w ręka-
58
wicę dłoni topór, a w drugiej miecz, wstąpił szybko w krąg światła i zaatakował
swych najbliżej stojących towarzyszy.
 Dziękuję ci, panie  zdołał krzyknąć Elryk, wykorzystując przerwę w wal-
ce, jaką spowodował ten nieoczekiwany rozwój sytuacji. Podniesiony na duchu
Melnibonéanin ponownie ruszyÅ‚ do ofensywy.
Lormyrianin został rozpłatany od biodra po miednicę, gdy właśnie składał się
do finty; Filkharianin, który powinien był umrzeć cztery stulecia wcześniej, padł
z krwią bryzgającą z ust i nosa. Wokół Elryka utworzyła się sterta trupów. Zwia-
stun Burzy nieprzerwanie śpiewał złowieszczą pieśń bitewną i nadal dostarczał
swemu panu całą pochłanianą przez siebie moc, tak że z każdym zabitym wro-
giem Elryk nabierał nowych sił do walki.
Pozostali przy życiu zaczęli teraz żałować zbyt pochopnego ataku. W miejsce
przekleństw i grózb z ich ust poczęły wydobywać się płaczliwe prośby o litość.
Ci, którzy śmiali się przedtem z zuchwałą chełpliwością, łkali teraz niczym małe
dziewczynki. Elryk jednak, którego jak za dawnych czasów przepełniał bitewny
zapał, nie oszczędzał nikogo.
W tym czasie człowiek z Wyspy Purpurowych Miast, nie wspomagany przez
magię, robił dobry użytek ze swego topora i miecza, walcząc jednocześnie z trze-
ma spośród swych byłych kompanów. Potyczka sprawiała mu taką radość, jak
gdyby już od jakiegoś czasu pielęgnował w sercu nadzieję, że kiedyś do niej doj-
dzie.
 Yoi!  krzyknął czarnobrody.  Co za piękna masakra! Warto było na to
poczekać!
Nagle rzez dobiegła końca. Elryk zdał sobie sprawę, że wokół nie było nikogo
żywego prócz niego i jego nowego sprzymierzeńca, który stał opierając się na
swym toporze, dysząc i szczerząc zęby niczym ogar na polowaniu. Mężczyzna
ponownie nasadził na ciemię stalową myckę, która spadła mu z głowy w wirze
walki i otarł zakrwawionym rękawem pot perlący się na czole, po czym odezwał
się głębokim, dobrodusznym tonem:
 No i proszę, wychodzi na to, że to my jesteśmy bogaci.
Elryk schował do pochwy opierającego się Zwiastuna Burzy.
 Pożądasz ich złota. Czy to dlatego mi pomogłeś?
Czarnobrody wojownik roześmiał się.
 Byłem im to dłużny. Cierpliwie czekałem, aż nadejdzie czas spłaty. Te łotry
stanowiły resztkę bandy piratów, która napadła na mój statek i wyrżnęła wszyst-
kich, gdy wpłynęliśmy na obce nam wody. Zabiliby i mnie, ale powiedziałem,
że chciałbym się do nich przyłączyć. Teraz dokonałem zemsty. Ale nie pogardzę
złotem, bo większa jego cześć należała do mnie i do mych poległych braci. Gdy
wrócę do Purpurowych Miast, zwrócę je ich żonom i dzieciom.
 Jak udało ci się przekonać bandytów, by cię nie zabijali?  Elryk prze-
trząsał resztki obozowiska w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. W końcu znalazł
59
kawałek sera i wpakował go sobie do ust.
 Nie mieli ani kapitana, ani nawigatora. Nie byli to w ogóle prawdziwi że-
glarze tylko przybrzeżni rozbójnicy, piraci nie oddalający się od tej wyspy. Wi-
dzisz, wszyscy oni zostali wyrzuceni na te brzegi przez fale i chociaż ostatecznie
poczęli parać się piractwem, nie odważali się wypłynąć na pełne morze. Poza
tym, po walce nie mieli też statku. Udało nam się go zatopić. Tak więc moim
żaglowcem przybiliśmy do brzegu tej wyspy. Zapasy żywności były już jednak
na wyczerpaniu, a ja nie miałem odwagi wyruszać dalej z pustymi ładowniami.
Udałem, że znam dobrze to wybrzeże (niechaj bogowie zabiorą mą duszę, je-
żeli jeszcze kiedyś powrócę w te strony) i zaproponowałem, że zaprowadzę ich
w głąb lądu do wioski, którą będą mogli splądrować. Oni co prawda nie słyszeli
nigdy o żadnej tutejszej osadzie, ale uwierzyli mi, gdy powiedziałem, że leży ona
w ukrytej dolinie. W ten sposób na jakiś czas ocaliłem życie i czekałem tylko oka-
zji, by móc się zemścić. Była to głupia nadzieja, wiem. Lecz jednak  wojownik
wyszczerzył zęby w uśmiechu  okazało się, że nie była płonna, no nie?
Czarnobrody mężczyzna zerknął niespokojnie na Elryka, niepewny, co albinos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •