[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego uwiązł w krach lodowych na Wężowym Jeziorze i Piotruś musiał przez wiele godzin
przebijać sobie drogę poczciwym swoim rydelkiem.
Elfy nie wyglądały go dziś z takim upragnieniem jak zazwyczaj, bo czuły się zbyt nie-
szczęśliwe, żeby móc tańczyć. Elfy mają taką naturę, że jak im bardzo co dolega, zaraz zapo-
minają wszystkich tańców, dopiero kiedy zmartwienie ich minie, przypominają je sobie na
nowo. Danio nawet twierdzi, że elfy nie mówią nigdy o sobie, że są szczęśliwe , tylko
tańcliwe .
O nie, tego wieczoru nie wyglądały wcale na tańcliwe , gdy wtem zabrzmiał serdeczny,
głośny śmiech Czarnobrewki, która nadbiegła właśnie i koniecznie się upierała, żeby ją
przedstawiono królewiczowi.
Tonia żywo podsunęła się bliżej, chcąc koniecznie zobaczyć, jak się powiedzie jej małej
przyjaciółeczce, choć prawdę mówiąc, żadnej nie miała nadziei, żeby królewicz zwrócił na
nią uwagę. Elfy również nie spodziewały się niczego po małej śpiewaczce, ale Czarnobrewka
tym więcej miała wiary w siebie. Powiedziono ją przed oblicze jego królewiczowskiej mości i
doktor, niedbale dotknąwszy palcem serca królewicza (z największą skromnością osłoniętego
klapą diamentowego kaftana), miał już zawołać: Zimne! Ciąg... , gdy nagle urwał w pół sło-
wa.
Co to jest?! krzyknął i wstrząsnął sercem królewicza jak zegarkiem, a potem przyłożył
do niego ucho.
31
Na miły Bóg! wrzasnął znowu, a niepokój całego dworu doszedł do tego stopnia, że
kilkanaście osób zemdlało.
Wszyscy z zapartym oddechem patrzyli na królewicza, który znowu spoglądał na doktora z
taką miną, jakby chciał zemknąć za dziesiątą górę.
Bogu najwyższemu dzięki! wrzasnął znowu doktor i syknąwszy, włożył palec do ust,
bo serce królewicza rozgrzane do czerwoności sparzyło go porządnie.
Napięcie tłumu wzrosło do ostatecznych granic, kiedy doktor złożył głęboki ukłon króle-
wiczowi i rzekł podniesionym głosem:
Najjaśniejszy panie, mam zaszczyt zawiadomić jego królewiczowską mość, że serce jego
królewiczowskiej mości płonie ogniem miłości!
Nie, niepodobna opisać wrażenia, jakie zrobiła na wszystkich ta wiadomość. Czarnobrew-
ka wyciągnęła rączki, a królewicz bez namysłu rzucił się w jej ramiona. Królowa padła w
objęcia wielkiego kanclerza, a każda z dam czym prędzej uwiesiła się na szyi jednego z se-
natorów lub ministrów, bo dobry ton wymaga, by dwór naśladował we wszystkim panują-
cych. W ten sposób odbyło się od razu więcej niż pięćdziesiąt ślubów, bo jeśli panna rzuci się
w ramiona mężczyzny, to u elfów znaczy tyle, co gdyby z nim ślub wzięła.
Ach, jakże się wszyscy czuli szczęśliwi, jakże się kochali i całowali! Trąby weselne za-
grzmiały, księżyc wysunął się z chmur, a tysiące par elfów chwyciło się jego promieni i w
szalonej radości walcowało dokoła czarodziejskiego kręgu . Ale najśmieszniejszym ze
wszystkiego był widok maleńkich bożków miłości, którzy pozdejmowali szkaradne ośle
czapki i wyrzucali je jak piłki w powietrze. Tonia nie była w stanie pozostać w ukryciu.
Wzruszona radością swojej przyjaciółki, podbiegła ku niej wołając:
O Czarnobrewko! Jakże się cieszę, że królewicz się w tobie zakochał!
I nagle stało się coś dziwnego. Muzyka ucięła w pół taktu, wszystkie światła pogasły i zro-
biła się taka cisza, że można było usłyszeć brzęczenie muchy. Tonia zrozumiała poniewcza-
sie, na jakie naraziła się niebezpieczeństwo. Przypomniała sobie wszystko, co jej opowiadano
o okrucieństwach elfów i o torturach, jakie zadają dzieciom, jeśli które z nich odważy się po-
zostać w parku już po dzwonku . Z ciemności dochodził ją teraz grozny pomruk rozwście-
czonego tłumu i szczęk mieczów przygotowanych do ataku. Tonia krzyknęła przerazliwie i
zaczęła uciekać w głąb parku.
Biegła bez tchu, raz po raz oglądając się poza siebie. Parę razy potknęła się, upadła, ale
zrywała się czym prędzej i biegła znowu dalej i coraz dalej...
Była taka przerażona, że zupełnie nie wiedziała, co się z nią dzieje. Czuła tylko, że musi
uciekać i uciekać, i wydawało jej się, że biegnie jeszcze, pomimo że już od dobrej chwili bez
sił osunęła się na ziemię i zapadła w głęboki sen. Zimne płatki śnieżne opadały na jej buzię i
rączki, a Toni się zdawało, że to mamusia słodkimi pocałunkami usypia swoją córeczkę. A
gdy śnieg grubą warstwą przykrył ją po szyję, Tonia myślała, że to jej kołderka, i gdyby nie
to, że jej się ruszyć nie chciało, byłaby pewnie spróbowała naciągnąć ją na główkę, jak to
zwykle czynił Jaś. A potem gdy przez sen usłyszała szmer przyciszonych głosów, marzyło
jej się, że mama przyprowadziła ojca do dziecinnego pokoju, żeby mu pokazać uśpioną w
łóżeczku pieszczoszkę. Ale naprawdę to elfy, a nie ojciec i mama, szeptały i chodziły dokoła
Toni.
Na szczęście elfom odeszła już ochota mścić się na biednym dziecku za przerwaną zaba-
wę. W pierwszej chwili chciały biec za nią i darły się na całe gardło: Zmierć jej! Zmierć! ,
ale zaledwie Tonia znikła im z oczu, zaczęły się sprzeczać, kto ma maszerować na przedzie.
W czasie ich kłótni królewiczowa Czarnobrewka rzuciła się do nóg królowej, błagając o da-
rowanie życia Toni.
32
Każda panna młoda ma prawo do wypowiedzenia jednego życzenia, ale królowa odmówiła
stanowczo prośbie Czarnobrewki: Wszystko spełnię, czego pragniesz, ale tego nie żądaj, bo
to jest niemożliwe , a wszystkie elfy zawtórowały jednogłośnie: To jest niemożliwe! .
Wtedy Czarnobrewka opowiedziała im, jak dobra była dla niej Tonia. Gdyby nie jej po-
moc, nigdy Czarnobrewka nie zdążyłaby przybyć na bal i nie uleczyłaby serca królewicza.
Ledwie to elfy usłyszały, poczęły wznosić na cześć Toni radosne wiwaty, po czym utworzyły
pochód i poszły podziękować jej za radość, jaką im sprawiła. Paziowie z pochodniami przy-
świecali orszakowi po obu stronach drogi. Aatwo było odszukać Tonię po głębokich śladach,
wyciśniętych na śniegu przez jej nóżki.
Kiedy przybyły pod figowe drzewo. Tonia spała tak mocno, że elfy w żaden sposób dobu-
dzić się jej nie mogły. Elfy jednak nie dały za wygraną. Królewicz wdrapał się na Tonię i wy-
recytował bardzo długą, dziękczynną przemowę, z której Tonia nie usłyszała naturalnie ani
jednego słowa. Potem zaczęły odgrzebywać śnieg, który okrywał ją grubą warstwą, ale w
parę minut pózniej taka sama warstwa przykryła ją znowu. Na to elfy zafrasowały się bardzo,
bo przyszło im na myśl, że Tonia może zamarznąć.
Należałoby ją okryć czymś, co się nie boi zimna orzekli lekarze.
Tym czymś miała być tafla z lodu. Ale myśl ta nie podobała się królowej, bo, jak mówiła,
lód może się stopić, więc pomysł uznano za niedorzeczny.
Poczciwe elfy wytężyły wszystkie siły, żeby przenieść Tonię na inne miejsce. Ale pomimo
że było ich takie mrowie, Tonia okazała się i tak za ciężka dla nich. Już elficzki poczęły po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]