[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyczekiwania. Rozmawialiśmy przez telefon z księdzem Roblesem. Nie widział Shuli od kilku
dni.
Profesor Lal. Imperial College. Biofizyka. Jestem ojcem Shuli.
Nastąpiły krótkie ukłony, uścisk dłoni.
Możemy usiąść w salonie. Czy mam zaparzyć kawę? Shula jest tutaj?
Tak.
A mój rękopis? zapytał Lal. Przyszłość Księżyca?
Jest bezpieczny odparł Sammler. Wprawdzie nie ma go w samym domu, ale jest
bezpiecznie zamknięty. Mam klucze. Profesorze Lal, zechce pan przyjąć moje przeprosiny.
Moja córka zachowała się bardzo niewłaściwie. Sprawiła panu ból.
W świetle holu Sammler zobaczył zaszokowaną i rozczarowaną twarz Lala: brązowe
policzki, czarne włosy, czyste, lśniące i wdzięcznie rozdzielone, oraz wielką, rozłożystą brodę.
Niedoskonałość słów potrzeba kilku równoczesnych języków, by zwrócić się do wszystkich
części umysłu naraz, zwłaszcza do tych nie zajętych skąpą komunikacją, funkcjonujących
wściekle na własną rękę. Zamiast tego jakby paliło się dziesięć papierosów jednocześnie,
pijÄ…c przy tym whisky, do tego uprawiajÄ…c seks z trzema lub czterema innymi osobami,
sÅ‚uchajÄ…c kilku orkiestr, odbierajÄ…c informacje naukowe w ten sposób engagé do granic
możliwości... bezmierność, ciśnienie nowoczesnych oczekiwań.
Lal wykrzyknął: Wielki Boże! To nie do zniesienia! Nie do zniesienia! Za co spotyka
mnie ta kara?
Nalej doktorowi Lalowi brandy, Margotte.
Ja nie pijÄ™! Ja nie pijÄ™!
W ciemnym obramowaniu brody jego zęby były zaciśnięte. Po chwili, uświadamiając
sobie hałaśliwość swego wybuchu, powiedział spokojniejszym tonem: Zwykle nie piję.
Ależ, doktorze Lal, zalecał pan piwo na Księżycu. Jednakże to ja jestem nielogiczny.
Idz już, Margotte, nie miej takiej zatroskanej miny. Przynieś brandy. Ja się napiję, jeśli pan nie
chce. Wiesz, gdzie jest alkohol. PrzynieÅ› dwa kieliszki. Niech mi pan wierzy, profesorze,
niepokój wkrótce się skończy.
Salon był, jak to się określa, wpuszczony . Trzeba było zejść w dół. Wyściełana
dywanem studnia, basen, zbiornik. Był umeblowany, czy też udekorowany, z profesjonalną
kompletnością, gęsto zapełniony. To, jeśli się na to pozwoliło, sprawiało ból. Sammler znał
dekoratora wnętrz zmarłej pani Gruner. Albo udziwniacza. Croze a. Croze był filigranowy, lecz
posiadał siłę osobowości artystycznej. Stojąc, wyglądał jak drozd. Jego mały brzuszek sterczał
daleko do przodu i podciągał mu spodnie wysoko nad kostki. Jego twarz miała śliczny kolor,
włosy były przystrzyżone stosownie do kształtnej małej głowy, miał usta jak pączek róży, a
kiedy człowiek uścisnął Croze owi dłoń, jego własna przez cały dzień pachniała perfumami.
Był twórczy. Przypuszczalnie zdolny do czynów przestępczych. Wszystko to było jego dziełem.
Tutaj upłynęło wiele nudnych godzin, zwłaszcza po kolacjach rodzinnych. Nie byłoby złym
zwyczajem wysyłać takie sprzęty wraz ze zmarłym do grobu, na modłę egipską. Były tu jednak
one wszystkie, te trofea z jedwabiu, skóry, szkła i antycznego drewna. Tutaj Sammler
wprowadził kosmatego doktora Lala, niedużego mężczyznę, bardzo ciemnego. Nie czarnego, o
ostrym nosie, w typie drawidyjskim, dolichocefalicznym, lecz o zaokrÄ…glonych rysach.
Przypuszczalnie z Pendżabu. Miał szczupłe i owłosione nadgarstki, kostki, nogi. Był dandysem.
Macaroni (Sammler nie potrafił zrezygnować ze starych słów, które z taką przyjemnością
wynajdywał w Krakowie w osiemnastowiecznych książkach). Tak, Govinda był galantem. Był
również wrażliwy, inteligentny, nerwowy, żarliwy, był przystojnym, szykownym mężczyzną o
nieco ptasim wyglądzie. Jedna poważna niespójność: okrągła twarz powiększona przez miękką,
lecz bujną brodę. Z tyłu: szczupłe łopatki sterczały przez lniany blezer. Miał przygarbione
plecy.
Gdzie jest pańska córka, jeśli wolno zapytać?
Zaraz zejdzie. Poproszę Margotte, żeby po nią poszła. Przestraszyła się pańskiego
detektywa.
Wykazał zręczność, że w ogóle ją odnalazł. Dobra robota. Zrobił, co do niego należało.
Niewątpliwie, ale w przypadku mojej córki metody Pinkertonów nie były odpowiednie.
Z powodu Polski, rozumie pan, i wojny... policja. Ukrywała się. Więc wpadła w panikę. To
okropne, że musiał pan z tego powodu cierpieć. Ale co można zrobić, skoro ona jest nieco...?
Psychotyczna?
To za mocno powiedziane. Nie jest całkowicie niepoczytalna. Zrobiła kopię pańskiego
rękopisu i wynajęła dwie skrytki na Grand Central Station na kopię i oryginał. Oto klucze.
Dłoń Lala, długa i szczupła, przyjęła je. Skąd mogę mieć pewność, że naprawdę jest
tam moja książka? zapytał.
Doktorze Lal. Znam moją córkę. Jestem absolutnie pewien. Bezpieczna w
żaroodpornej stali. Prawdę mówiąc jestem zadowolony, że nie przywiozła książki pociągiem.
Mogła ją zgubić, zapomnieć na siedzeniu. Grand Central jest dobrze oświetlony, strzeżony, i
gdyby nawet jedna skrytka została splądrowana przez złodziei, byłaby jeszcze druga. Proszę nie
mieć więcej obaw. Widzę, że siedzi pan jak na szpilkach. Może pan uważać ten nieprzyjemny
epizod za zakończony. Rękopis jest bezpieczny.
Mam takÄ… nadziejÄ™, sir.
Napijmy się odrobinę brandy. Mieliśmy kilka ciężkich dni.
Koszmarnych. W pewnym sensie był to rodzaj zgrozy, jakiej spodziewałem się w
Ameryce. To moja pierwsza wizyta. Miałem przeczucie.
Czy cała Ameryka okazała się taka?
Niezupełnie. Ale prawie.
Hałasując w kuchni, Margotte otwierała puszki, zdejmowała naczynia, zatrzaskiwała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]