[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spracował się, jak jeszcze nigdy dotąd; strzępki materiału leżały na podłodze, pokrywając mu stopy.
Teraz! krzyknął do niej. Teraz, psiakrew, teraz! Powiedziałem ci, że będziesz tu stała tak, jak
Bóg chciał cię pokazać! Tay Tay miał rację! Przecież mówił, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką Bóg stworzył,
nie? Mówił, że jesteś taka ładna, taka piekielnie ładna, że kiedy człowiek ciebie zobaczy, tak jak ja w tej chwili,
to ma chęć rzucić się na czworaki i coś polizać. Nie mówił tak? Bóg świadkiem, że mówił! No i nareszcie, po
całym tym czekaniu dostałem cię. I zrobię to, co zawsze chciałem zrobić, odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem.
Ty wiesz, co to jest, prawda, Gryzeldo? Wiesz, czego chcę. I dasz mi to. Ale ja nie jestem podobny do
wszystkich innych, co noszą spodnie. Teraz jestem silny jak sam Wszechmocny Bóg. I zrobię to, Gryzeldo. Tay
Tay wiedział, co gada. Mówił, że mężczyzna musi chcieć ci to zrobić. Ma on więcej rozumu w głowie niż my
wszyscy razem wzięci, chociaż ryje się w ziemi jak głupi.
Umilkł i zaczerpnął tchu, podchodząc do niej. Gryzelda cofnęła się ku drzwiom. Już teraz nie
próbowała mu się wymknąć, ale musiała odstępować coraz dalej i dalej, póki jej nie chwycił i nie pociągnął w
inną część domu. Rzucił się na Gryzeldę i porwał ją w ramiona.
Rozdział 16
Przez długi czas po ich zniknięciu Miła Jill siedziała, wyłamując sobie palce w szalonym podnieceniu.
Bała się spojrzeć na siostrę. Przerażało ją bicie własnego serca, zdenerwowanie nieledwie zapierało jej dech w
piersiach. Jeszcze nigdy nie była tak niesłychanie wzburzona.
Jednakże gdy nie patrzała na siostrę, ogarniał ją strach przed uczuciem samotności. Obróciła się więc
śmiało, spojrzała na Rozamundę i zdumiała się na widok jej opanowania. Rozamunda kołysała się lekko w
krześle, powoli zwierając i rozwierając dłonie. Na twarzy miała dziwnie piękny wyraz pogodnego spokoju.
Obok niej siedział osłupiały Pluto. Nie czuł tego, co ona. Wiedziała, że nie mógł tego czuć żaden
mężczyzna. Pluto zaniemówił ze zdumienia na widok tego, co działo się między Willem a Gryzeldą, ale nie
przeniknęło to do jego serca. Miła Jill i Rozamunda czuły, jak fala ich życia przewala się przez pokój, kiedy Will
stał przed nimi i darł na strzępy suknię Gryzeldy. Ale Pluto był mężczyzną i nie potrafiłby nigdy ich zrozumieć.
Nawet Will, który to wszystko sprawił, działał tylko pod wpływem własnego pożądania.
Poprzez otwarte drzwi widzieli niespokojne migotanie światła ulicznej latarni, które przenikając
pomiędzy liśćmi, padało na łóżko i podłogę w drugim pokoju. Tam, w tym pokoju, byli Will i Gryzelda. Nie
kryli się, gdyż drzwi zostawili otwarte; nie starali się zachować tajemnicy, bo głosy ich były donośne i wyrazne.
Pozbieram teraz te kawałki powiedziała spokojnie Rozamunda. Uklękła i poczęła zgarniać z
podłogi drobiny włókien bawełnianych, składając je starannie na stosik. Nie potrzeba mi pomocy.
Jill patrzała, jak Rozamunda z wolna, starannie zbiera nitki i kawałeczki podartego materiału. Klęczała
pochylona, twarz jej znajdowała się w cieniu; strzępek po strzępku uprzątała to, co Will zdarł z Gryzeldy.
Skończywszy, poszła do kuchni i przyniosła sporą torbę papierową. Wrzuciła do niej szczątki woalu i bielizny.
Miłej Jill wydawało się, że Will i Gryzelda przebywają w pokoju za sienią od wielu godzin. Przestali do
siebie mówić i zastanawiała się, czy nie usnęli. A potem przypomniała sobie, iż Will mówił, że tej nocy nie
zaśnie, wiedziała więc już, że będzie czuwał, choćby nawet Gryzelda usnęła. Czekała, by Rozamunda wróciła z
kuchni.
Rozamunda weszła i usiadła po drugiej stronie pokoju.
Buck zabije Willa, jak się o tym dowie powiedziała Jill.
Tak odparła Rozamunda. Wiem.
Ja mu z pewnością nie powiem, ale jakoś to do niego dotrze. Może nawet sam wyczuje albo co. Na
pewno będzie wiedział, co się stało.
Tak powiedziała Rozamunda.
Może już tutaj jedzie. Spodziewał się, że Gryzelda zaraz wróci.
Nie przypuszczam, żeby się dzisiaj zjawił. Ale może przyjechać jutro.
Will powinien gdzieś się wynieść, żeby go Buck nie znalazł.
Nie. Will nigdzie się nie wyniesie. Zostanie tutaj. Nie da się go namówić.
Przecież Buck go zabije, Rozamundo. Jeżeli będzie tu siedział, a Buck się dowie, to Will zginie, nie
ma dwóch zdań. Jestem tego pewna.
Tak odpowiedziała Rozamunda. Ja wiem.
Poszła do kuchni, aby zobaczyć, która godzina. Było około czwartej nad ranem. Wróciła i usiadła, z
wolna zwierając i rozwierając dłonie.
Czy my już nigdy nie wrócimy do domu? zapytał Pluto.
Nie odparła Jill. Siedz cicho.
Ale ja muszę...
Nic nie musisz. Zamknij się.
W progu stanął Will. Nie słyszeli, jak wszedł; był boso. Miał na sobie tylko krótkie spodenki koloru
khaki; obnażony do pasa, wyglądał jak odświeżony snem, gotowy iść do pracy robotnik tkacki.
Usiadł razem z nimi, trzymając dłonie przy skroniach. Robił wrażenie człowieka, który usiłuje osłonić
głowę od pięści przeciwnika.
Jill uczuła, że unosi ją powrotna fala dzikiego podniecenia. Teraz nie mogła już patrzeć na Willa bez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]