[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylnym fotelu i pluło śliną na szybę.
Policjant wysiadł z passata, podszedł do skody i tak głośno ryknął, że pies
skomląc opadł na tylne łapy i próbował schować łeb pod koc.
Ze zwierzętami doskonale pan sobie radzi zauważyła Sarah.
Rej zapalił papierosa. Podczas jazdy w towarzystwie Amerykanki nie próbował
nawet tego robić.
Zwierzęta bardzo przypominają ludzi. Muszą znać swoje miejsce.
Chyba dotarliśmy do celu odezwał się Clayton. Teraz pozostaje nam tylko
znalezć ten dom.
Sądzę, że to ten odparł Rej, wskazując trzymanym między palcami papierosem
narożny, pięciopiętrowy budynek z kwadratowymi, betonowymi balkonami. Kiedyś
już w nim byłem. Facet zamordował matkę za to, że od jedenastu lat co wieczór
podawała mu na kolację sałatkę z kartofli.
Chyba pan żartuje mruknął Clayton.
Rej wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że Clayton może sobie wierzyć w
to, co mu się żywnie podoba, a następnie ruszył w kierunku wejścia do bloku.
Kobieta w kwiecistej podomce energicznie myła wiodące do budynku schodki.
Policja przedstawił się Rej, okazując legitymację.
167
Szukam dziewczynki imieniem Zosia. Może pani wie, pod którym numerem mieszka?
Kobieta nie wstając z kolan wyprostowała się w takiej pozie, jakby chciała
przyjąć komunię świętą. Miała owalną twarz i duży zaśniad na podbródku.
Mieszkają tu dwie Zosie. Jedna pod piątym, a druga pod jedenastym.
Zosia, której szukamy, ma lalkę wtrącił Clayton. Szmacianą lalkę
przedstawiającą wiejską dziewczynkę. Kobieta pokręciła głową.
Lalki nie pamiętam.
No cóż, wejdzmy i popytajmy powiedział Rej.
Pod jedenastkę możecie nie zaglądać odezwała się kobieta. Lokatorka ponad
tydzień temu wyjechała.
Wyjechała? Dokąd? Dozorczyni pokręciła głową.
Ta pani nigdy ze mną nie rozmawia. Jest bardzo cicha i skryta, wychodzi i
wraca jak myszka. Samotna matka. Jej mąż odszedł z jakąś lafiryndą.
Nie mówiła, kiedy wróci?
Nawet nie wiedziałam, że wyjechała. Nic na ten temat nie mówiła. Po prostu
wzięła i wyjechała.
Ma pani zapasowe klucze do jej mieszkania? zapytał Rej.
Tak, ale jeśli pana tam wpuszczę, będzie miała do mnie uzasadnione pretensje.
W końcu to jej mieszkanie i tylko ona ma do niego prawo.
Rej wyciągnął z portfela dziesięć złotych.
To na drobne wydatki.
Za kogo mnie pan bierze? obruszyła się kobieta, mrużąc w blasku słońca jedno
oko. Za lafiryndę?
Rej popatrzył na kamienną twarz Claytona i obaj mężczyzni wybuchnęli śmiechem.
Po chwili dołączyła do nich Sarah.
Proszę mi po prostu dać te klucze zażądał Rej i kobieta dzwignęła się z
kolan.
Z kieszeni podomki wyciągnęła pęk kluczy.
Niech pan bierze powiedziała zmieszana, lecz po chwili sama wybuchnęła
śmiechem i zdjęła z kółka długi mosiężny klucz. Ale proszę jej nie mówić, że
dostał go pan ode mnie.
W porządku zgodził się Rej. Ale prószę jej nie mówić, że ode mnie dostała
pani banknocik. Kobieta klepnęła go po ramieniu.
168
Takich mężczyzn lubię.
Weszli do środka. Na klatce schodowej stało krzesło z guzowatymi, pozłacanymi
nogami pokryte czerwonym winylem. Na ścianie wisiało zdjęcie Jana Pawła II
odprawiającego mszę na placu Piłsudskiego. Wsiedli do windy i pojechali na
czwarte piętro. Sarah przejrzała się w zmatowiałym lustrze. %7łałowała, że tego
dnia ubrała się w sukienkę z różowego lnu; na lepkim siedzeniu samochodu Reja
natychmiast ją pogniotła.
Mieszkanie numer jedenaście znajdowało się naprzeciwko windy. Na pomalowanych na
brązowo drzwiach przypięta była pinezką wizytówka z nazwiskiem Wierzbicka. Rej
zastukał, odczekał kilka sekund, a następnie otworzył drzwi otrzymanym od dozor-
czyni kluczem.
Jest ktoś w domu? zawołał, ale odpowiedziała mu cisza.
Do mieszkania prowadził ciasny, zagracony korytarzyk. Na wieszaku wisiały
płaszcze i wełniane czapki. Po prawej stronie znajdowały się otwarte drzwi do
kuchni. Stała w niej niewielka elektryczna kuchenka, a na laminowanej półce
spoczywały tanie plastikowe pojemniki na cukier i herbatę. W końcu pomieszczenia
było malutkie okienko ze zbrojoną drutem szybą. Sarah zerknęła przez nie i
ujrzała ciemne schody przeciwpożarowe. Przypomniała sobie podobne schody w bloku
mieszkalnym, w którym mieszkała jako dziecko; zawsze wyobrażała sobie Morloków i
inne potwory, które człapały po nich w górę i w dół.
Po lewej stronie przedpokoju znajdował się niechlujny, wy-klejony brązową tapetą
pokój z wytartą zieloną kanapą, niewielkim telewizorem i dwoma całkowicie nie
pasującymi do siebie fotelami, jednym w kolorze śliwki i drugim zgniłozielonym.
Sarah podeszła do okna i wyjrzała na ulicę. Uwagę Claytona zwrócił leżący na
podłodze obok kanapy dzbanek z resztką spleśniałej już kawy i brązowa plama
wyschniętego płynu na dywanie.
Skinął na Reja i bez słowa wskazał naczynie.
Rej dokładnie przeszukał pokój, przyklęknął i zajrzał pod kanapę, odsunął ją od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]