[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powsta³¹ pomiêdzy czasami szczelinê wtargnê³y Ciemne Moce. I tyl-
ko za pomoc¹ He³mu, tego samego He³mu, który bêdzie wieñczy³
g³owê dowódcy Armii Staro¿ytnych, mo¿na zamkn¹æ Wrota, po-
wstrzymaæ demonów na progu Ziemi, wtr¹ciæ ich z powrotem w prze-
paSæ.
I nagle coS posz³o nie tak.
Ten, który powinien stan¹æ na czele Wojska Staro¿ytnych jest
martwy, ten, którego Smieræ powinna otworzyæ Wrota, prze¿y³&
i w dodatku zabra³ ze sob¹ He³m.
Teraz wszystkich stu dwudziestu trzech cz³onków zakonu, nie
licz¹c samego Orlandara, przebrawszy siê w zwyk³e ubrania, zala³o
87
miasto i wykorzystuj¹c specjalne zaklêcie, którego uczyli siê jesz-
cze przy obrzêdzie przyjmowania Swiêceñ i którego tekst powtarzali
jak modlitwê ka¿dej nocy, biegaj¹ po ulicach i zau³kach Vagaranu
w poszukiwaniu nieszczêsnego He³mu. OczywiScie, z czasem He³m
zostanie odnaleziony i dostarczony do klasztoru& ale kto wie, co
mo¿e siê staæ przez ten czas? Jak zachowaj¹ siê Staro¿ytni, gdy od-
zyskaj¹ na Ziemi cia³o, rozum i wolnoSæ, ale pozbawieni bêd¹ do-
wódcy? I przede wszystkim, co przedsiêwezm¹ moce Rwiata Demo-
nów, gdy zrozumiej¹, ¿e jeden z gladiatorów, w³aSnie ich potomek,
zgin¹³ i Wrota ci¹gle s¹ jeszcze otwarte?
Tego, ¿e któryS z cz³onków zakonu u¿yje He³mu, Mistrz siê nie
obawia³: ka¿dy w klasztorze mocno wierzy³ za³o¿enie magicznego
he³mu po pojawieniu siê Staro¿ytnych, równa³o siê natychmiastowej
Smierci tak zabójcza dla zwyk³ego cz³owieka by³a moc Mroku,
której narzêdziem i broni¹ by³ He³m Staro¿ytnych&
Zbli¿a³a siê pó³noc, czas, gdy potêga CiemnoSci i Z³a niewiary-
godnie wzrasta. I jeSli do nastania pó³nocy He³m nie zostanie odna-
leziony& Orlandar ba³ siê nawet pomySleæ, co siê wtedy stanie.
XII
Zatrzeszcza³y ga³¹zki. Bardzo blisko da³o siê s³yszeæ mamrotanie.
Pojawi³ siê dzbanek i kubek, a za nimi rêce rozchylaj¹ce ga³êzie krze-
wów. Z zieleni wyp³ynê³a g³owa, ozdobiona zniszczonym turbanem.
Cz³owiek zda³ sobie sprawê, ¿e coS siê sta³o, gdy le¿a³ ju¿ na
ziemi. A przecie¿ przedtem zas³oniêto mu usta, wyrwano dzbanek
z r¹k, przerzucono w powietrzu do góry nogami i akuratnie u³o¿ono
na trawie, przygniataj¹c pierS kolanem i przystawiaj¹c do gard³a
ostrze miecza ale wszystko to rozegra³o siê tak b³yskawicznie, ¿e
nieznajomy nie zd¹¿y³ niczego zrozumieæ.
Chcesz ¿yæ, przyjacielu? W takim razie b¹dx pos³uszny i nie
odzywaj siê rozleg³ siê mêski g³os.
Pozbawiony dzbanka cz³owiek potrz¹sn¹³ g³ow¹, wprawiaj¹c tym
samym mySli w ruch, wpatrzy³ siê we w³aSciciela g³osu i mimowol-
nie zaskowycza³ g³oSno, smutnie, ¿a³oSnie.
Ani s³owa, przyjacielu. Ostatni raz ciê ostrzegam.
Palce, w których czu³o siê przera¿aj¹c¹ si³ê, zdusi³y grdykê nie-
znajomego. Z jego oczu trysnê³y ³zy, szloch wstrz¹sa³ cia³em.
88
W dzbanku ma wino oznajmi³a Amazonka, w¹chaj¹c za-
wartoSæ glinianego naczynia. Daj mu siê napiæ, niech siê uspokoi.
Spokój powróci³ do nieznajomego dopiero po drugim kubku i kil-
ku uderzeniach w twarz. Oddech wyrówna³ mu siê, wodospad ³ez
wysech³, zêby przesta³y dzwoniæ o brzeg kubka jeniec przyszed³
do siebie.
Przyjacielu, nie bêdê siê z tob¹ cacka³ jak z kaprySn¹ dziew-
czynk¹. W³aSciwie nale¿a³oby ciê zar¿n¹æ, tak jak i wszystkich miesz-
kañców tej cuchn¹cej mieSciny. Ale mo¿esz spróbowaæ zas³u¿yæ na
¿ycie. Kim jesteS?
Fagnir. Oficjalista znamienitego kupca Machara. Oto jego dom
nieznajomy patrzy³ na Conana z do³u do góry lSni¹cymi oczami,
które powoli opuszcza³ strach. Na jego policzkach pojawi³ siê ru-
mieniec. A ty jesteS tym samym gladiatorem, o którym g³oSno w ca-
³ym mieScie? Podobny jesteS. Uciek³eS?
Nie odpowiedzia³ Cymmerianin. Wypuszczono mnie za
dobre sprawowanie. Odwróci³ siê do kobiety: Nabra³ odwagi.
Wino musi byæ dobre.
A gdyby tak jeszcze kubeczek? zapyta³ ten, od którego gar-
d³a Conan dopiero co odsun¹³ miecz.
Wetknê ci go w gard³o, Smierdz¹ca khorajska wszo, jeSli bê-
dziesz za du¿o gada³. Kto jeszcze jest w domu?
Groxba gladiatora, zamieniwszego ¿arty na surowoSæ, podzia³a-
³a amator wina z dzbanów znów zacz¹³ siê baæ. Pospieszy³ z odpo-
wiedzi¹:
Tylko kobiety. ¯ony kupca Machara. Ma ich dwie. I dzieci.
Piêcioro. A mo¿e szeScioro. Nie, raczej piêcioro. Salmon to jeden,
Kuschanagir dwa&
Dosyæ. Gdzie jest kupiec?
Na arenie. Poszed³ na ciebie popatrzeæ. Nie wróci³. Nie wia-
domo dlaczego. Ty jesteS tutaj, a jego nie ma.
Inni s³udzy, oficjaliSci?
Gdy sklep jest zamkniêty, jestem tylko ja, Fagnir. Na ¿eñskiej
stronie mieszka starucha Itelia, pos³ugaczka&
Daleko st¹d do murów miasta?
Dalej ju¿ nie mo¿na. To centrum miasta.
Aha. Zrobimy tak, przyjacielu.
Conan odsun¹³ siê od rozmownego oficjalisty, od³ama³ ga³¹zkê
z krzewu i poobrywa³ z niej liScie. Po czym chwyci³ Fagnira za odzie¿
¿eby nie trac¹c czasu na groxby i rozkazy, zanieSæ go do rozwalo-
89
nego ogrodzenia, obok którego widaæ by³o niedu¿¹ plamê piasku.
Cymmerianin w³o¿y³ w d³oñ jeñca ga³¹zkê i wskaza³ palcem piasek.
Rysuj plan miasta. Mów, gdzie i co tu macie pobudowane.
Z przyjemnoSci¹ odpowiedzia³ Fagnir. Z ogromn¹. Tylko
(dotkn¹³ siê dwoma palcami pod podbródkiem) w gardle zasch³o.
Ciê¿ko mówiæ.
Conan rozeSmia³ siê:
No dobrze. Zas³u¿y³eS na kubek. Jak siê bêdziesz stara³, to
dostaniesz jeszcze.
Amazonka siedzia³a w tej samej pozie, jak¹ przyjê³a, gdy barba-
rzyñca przyst¹pi³ do przes³uchania pojmanego vagarañczyka: nogi
skrzy¿owane, na kolanach szabla, na szabli rêce, oczy zamkniête.
Mo¿e spod przymkniêtych powiek spogl¹da³a, jak poczerwienia³y
oficjalista rysuje ga³¹zk¹ na piasku skomplikowane linie, ustawia
kamyczki, wymachuje nad tym wszystkim d³ugimi chudymi rêkami
i zach³ystuj¹c siê opowiada o ulicach, zau³kach, tajnych przejSciach,
pa³acach, placach, murach miasta Vagaran, które schodzi³ wzd³u¿
i wszerz; a mo¿e drzema³a, daj¹c odpocz¹æ zmêczonemu cia³u, ale
tak jak kot pozostawa³a czujna. A mo¿e mySla³a o czymS odleg³ym,
od tego, co dzia³o siê wokó³ niej, mo¿e przenios³a siê mySlami tam,
gdzie kobiety pozbywszy siê mê¿czyzn, osi¹gnê³y spokój, harmoniê
i szczêScie.
Conan s³ucha³ jeñca w napiêciu, przerywa³ mu, gdy ten zaczy-
na³ siê zbytnio rozwodziæ nad niepotrzebnymi szczegó³ami, albo
chcia³ opowiadaæ baSnie i legendy, wypytywa³ o to, co go zaintere-
sowa³o. Cymmerianin wiedzia³: nie trac¹ czasu na marne. Porusza-
nie siê po nieznajomym mieScie, gdzie ciê szukaj¹, i raczej nie za-
przestan¹ poszukiwañ z nastaniem zmroku, jest du¿o ³atwiejsze, gdy
masz chocia¿ jako takie pojêcie o ulicach, po których przyjdzie ci
siê b³¹kaæ. Kto wie, który szczegó³, z tego, co opowiada teraz gada-
tliwy Fagnir, mo¿e uratowaæ ci ¿ycie. A pamiêæ na pewno nie zawie-
dzie barbarzyñcy. Da³ sobie rozkaz zapamiêtaæ wszystko, co mówi³
oficjalista, wyrysowa³ w g³owie naszkicowany na piasku plan w od-
powiedniej chwili potrzebny fakt na pewno wy³oni siê ze skarbca
mózgu. I Conan go wykorzysta.
Dobrze, dosyæ przerwa³ Conan vagarañczykowi, gdy sta³o
siê jasne, ¿e ten ju¿ niczego nowego i przydatnego nie powie. Bar-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]