[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyraznie czula, ze zaczyna kochac Ambegena. Nie jak kobieta mezczyzne - ale jak zolnierz dowódce.
Miala ochote isc do niego, obudzic go i powiedziec: Pokazesz mi jutro cel, panie, a ja poprowadze tam
jazde, uderze i zniszcze to, co wskazales .
Nie poszla, nie powiedziala. Bo przeciez on o tym wiedzial...
* * *
Ambegen jeszcze przed zasnieciem zestawil wszystkie wiadomosci, jakie uzyskal od zwiadowców
Lineza, o rozeslanie których prosil przez gonców. Uslyszal, ze zrazu w stepie nic sie nie dzialo, dopiero
ostatnio - na dzien przed jego przybyciem - licznie i coraz liczniej zaczely sie pojawiac zlote zgraje...
Sciagaly z glebi jezora, a takze z obwodu Erwy, najpierw przez Suchy Bór. Nie bylo to wojsko w
zadnym rozumieniu tego slowa, zloci nie potrafili formowac oddzialów, ani w ogóle wspóldzialac.
Najrozmaitsze, wieksze i mniejsze sfory atakowaly srebrnych przy Trzech Wsiach, napadajac jak stada
zwierzat, bezmyslnie i zajadle. Prywatni zolnierze nie zapuszczali sie co prawda do jezora, ani nawet w
jego najblizsze sasiedztwo, utarczki i bitwy przy wiosce i wokól rozkopanego wzgórza ogladali z
odleglosci paru mil. Potrafili wiec o nich powiedziec tylko tyle, ze byly. Natomiast coraz wiecej walk
staczano przy poludniowym krancu Suchego Boru, a nawet dalej, juz prawie na ziemiach Lineza.
Wydawalo sie, ze sciagajace z obwodu Erwy zlote zgraje, z jakichs przyczyn nie moga przejsc przez las,
wycofuja sie zen i próbuja okrazyc, by w ten sposób dotrzec do Trzech Wsi. Wies, a moze rozkopany
pagórek, wyraznie byly celem wszystkich ataków. Ambegen zrozumial, ze to wlasnie ten fragment
wielodniowej bitwy pojawil sie w snach Agatry. Luczniczka stanowczo twierdzila, ze w drugim snie
bitwa konczyla sie wlasnie. Nie umiala dokladnie wytlumaczyc, skad to przekonanie, ale Ambegen ufal
jej z dwóch powodów: po pierwsze wszystko, co powiedziala dotad, sprawdzalo sie az nazbyt
dokladnie; po drugie zas Agatra byla w koncu doswiadczonym zolnierzem i jej ocene, nawet intuicyjna,
nalezalo brac pod uwage.
Rozmówiwszy sie z luczniczka, odprawil ja i skorzystal z nieduzego wozu, który Linez oddal mu do
dyspozycji. Magnat nie obciazal sie wielkim taborem, przewidzial jednak w jego skladzie pare
wehikulów bedacych sypialniami na kolach. Gdyby zaszla taka potrzeba, spalby pewnie wprost na ziemi,
jak wszyscy... Potrzeba jednak nie zachodzila i dzieki uprzejmosci sprzymierzenca, Ambegen mógl
porzadnie wypoczac przed bitwa.
A jednak nie umial zasnac. Jakby przeczul, ze jeszcze nie pora... Przyszedl go budzic sam Linez.
Towarzyszyl mu jakis czlowiek.
- Nie spie - rzekl Ambegen, gramolac sie z glebi wozu; byl kompletnie ubrany, mial nawet buty i zbroje.
- Co sie stalo?
- Zaraz sie dowiemy, wasza godnosc - zagadkowo rzekl magnat. - Niepotrzebnie wychodzisz, panie,
lepiej wszyscy wejdzmy do srodka. Mój zwiadowca spotkal twojego zwiadowce.
Ambegen drgnal, bo nagle poruszylo sie cos w ciemnosci. Niewielkie, szare stworzenie jednym skokiem
znalazlo sie na wozie.
- Komendant Ambegen - powiedzialo troche wyrazniejszym glosem niz zwykly mówic koty. -
Legionistka Kamala od Dorlota, komendancie.
- No! - wyrwalo sie nadsetnikowi. - Naprawde najwyzsza pora! Linez i jego zwiadowca takze wlezli
pod plócienny dach wozu. Cala czwórka, stloczona, rozmiescila sie w glebokich ciemnosciach.
- Nie bedziemy tu palic pochodni - rzekl Linez z cierpkim humorem.
- Twoja zolnierka, panie, skoczyla mojemu zwiadowcy na plecy i kazala sie przyniesc tutaj.
- Jak tylko uslyszalam, ze tu jestes - potwierdzila kocica, zwracajac sie chyba do Ambegena; w
ciemnosciach nie bylo wiadomo.
- Mów - niecierpliwie polecil nadsetnik.
- Ale... - mala legionistka zawahala sie wyraznie. - O czym juz wiesz, komendancie?
- A o czym mialbym wiedziec?
Rozmowa zaplatala sie nieco. Kocica milczala przez chwile, usilujac chyba rozsuplac ten wezel.
- Nikt nie dotarl?... Do Erwy, panie? Nikt od nas nie dotarl?
Ambegen odczul uklucie niepokoju.
- Z kotów? Nie - powiedzial. - Poslaliscie...?
- Dwaj poszli jeszcze przed odwilza - powiedziala wolno Kamala; byl w tej powolnosci bardzo gleboki
smutek, uchwytny nawet dla ludzkiego ucha. - A przedwczoraj znów jeden. Dzisiaj ja...
- Wyszlismy z Erwy - krótko rzekl Ambegen, któremu zal sie zrobilo tych swietnych, prawie calkiem
bezbronnych w glebokim sniegu zwiadowców. - Ten ostatni... moze byc teraz na naszych sladach,
wydeptalismy caly trakt... Mów wszystko od poczatku.
- A Astat? To byla druga zla wiadomosc.
- Lucznik Astat?
- Setnik poslal go do Erwy z wiadomoscia. Chyba juz tydzien temu.
- Mów wszystko od poczatku - polecil Ambegen i to byla cala odpowiedz na pytanie kocicy.
- Dzisiaj poszlam ja. W Suchym Borze jest taka wojna, ze nawet kot nie przejdzie, a w jezorze tak duzo
zgraj, ze wybralam droge wokól lasu. Przy samym lesie tez sie bija, caly czas, wiec zrobilam luk, a poza
tym... my od czterech dni nic nie jemy - powiedziala. - Tam juz nawet nie ma co ukrasc. Pomyslalam, ze
najpierw zajrze tu do najblizszej wioski, zeby zjesc, bo chcialam dojsc do Erwy - tlumaczyla sie.
Linez, szepnal cos swojemu zwiadowcy. Zolnierz zlazl z wozu i gdzies poszedl.
- Podsetniczka wyslala nas za setnikiem - zaczela opowiadac kocica; nie wiedziala jeszcze o awansie
Terezy. - Setnik i Astat dostali sie do niewoli. Tam nie ma gdzie sie chowac, jest tak ciezko, panie, jak
jeszcze nigdy nie bylo - wyjasniala troche chaotycznie. - Siedzimy w Trzech Wsiach, w takim spalonym
domu. Na sniegu zostaja nasze slady, bardzo wyrazne, i wlasciwie nie mozna sie ruszyc. Siedzimy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]