[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się... Jak mgła, zewsząd. Ciemna mgła. I oczy. Widziałam w ciemności jego oczy, one
płonęły. Paliły mnie...
- Bredzi - powiedziała Bonnie. - Albo histeryzuje, jakkolwiek by to nazwać.
- Vickie, proszę, powiedz nam tylko jedno. Gdzie jest Elena? Co się z nią stało? - Matt
starał się mówić powoli, wyraznie i z naciskiem.
- Nie wiem. - Vickie uniosła zalaną łzami twarz do nieba. - Dick i ja... byliśmy sami.
My wtedy... A potem to nagle otoczyło nas ze wszystkich stron. Nie mogłam uciec. Elena
powiedziała, że nagrobek się otworzył. Może to stamtąd wyszło. Straszne...
- Byli na cmentarzu, w ruinach kościoła - przetłumaczyła to sobie Meredith. - A Elena
poszła z nimi. Popatrzcie na to. - W świetle zapalonym w kabinie samochodu wszyscy
widzieli głębokie, świeże zadrapania biegnące po szyi Vickie aż do stanika halki.
- Wygląda to jak zadrapania zwierzęcia - powiedziała Bonnie. - Jak ślady po pazurach
kota, czy coś.
- Tego starego włóczęgi pod mostem nie napadł żaden kot - powiedział Matt. Twarz
miał bladą i było widać, jak zaciska szczęki. Meredith, idąc za jego wzrokiem, też spojrzała
na drogę i pokręciła głową.
- Matt, najpierw musimy ją odwiezć. Musimy - powiedziała. - Posłuchaj mnie,
martwię się o Elenę tak samo jak ty. Ale Vickie potrzebny jest lekarz. Powinniśmy zadzwonić
na policję. Nie mamy wyboru, musimy wracać.
Matt przez kolejną długą chwilę wpatrywał się w drogę, a potem powoli wypuścił
powietrze z płuc. Gwałtownym ruchem zatrzasnął drzwi samochodu, wrzucił bieg i zawrócił.
Przez całą drogę do miasta Vickie mamrotała coś na temat oczu...
Elena poczuła na ustach pocałunek Stefano.
I... To było aż tak proste. Wszystkie pytania zyskały odpowiedzi, wszystkie
wątpliwości znikły. Poczuła nie tylko namiętność, ale też wszechogarniającą czułość i miłość
tak silną, że aż zadrżała w środku. Przeraziłaby ją intensywność tego uczucia, gdyby nie to, że
przy nim nie musiała bać się niczego.
Wreszcie znalazła swoje miejsce.
Właśnie tu był jej dom. Ze Stefano. Była u siebie.
Lekko się odsunął. Poczuła, że drży.
- Och, Eleno - szepnął tuż przy jej ustach. - Nie możemy...
- Już się stało - szepnęła, znów go do siebie przyciągając. To było zupełnie tak, jakby
mogła usłyszeć jego myśli, odczytywać jego uczucia. Pomiędzy nimi przebiegała iskra
przyjemności i pożądania, łącząc ich ze sobą, przyciągając coraz bliżej. Ale Elena wyczuła
też głębsze emocje. Chciał ją tak tulić zawsze, chronić przed wszelką krzywdą. Obronić ją
przed każdym złem, jakie mogło jej zagrozić. Chciał połączyć swoje i jej życie w jedno.
Czuła łagodny nacisk jego warg na swoich i ledwie mogła znieść słodycz tego
pocałunku. Tak, pomyślała. Uczucia zalewały ją falami niczym woda w spokojnym,
przejrzystym stawie. Tonęła w nich i w tej radości, którą wyczuwała u Stefano. I we własnym
słodkim pragnieniu, którym na nią odpowiadała. Skąpała się w miłości Stefano, pozwoliła jej
się prześwietlić i rozjaśnić wszelkie mroczne miejsca duszy niczym słonecznym promieniem.
Drżała z przyjemności, miłości i pragnienia.
Odsunął się powoli, jakby nie mógł się od niej oderwać. Spojrzeli sobie w oczy z
pełną zdziwienia radością.
Nic nie mówili. Słowa nie były im potrzebne. Pogładził ją po włosach dotykiem tak
lekkim, że ledwie go poczuła, zupełnie jakby się bał, że się w jego dłoniach rozsypie.
Zrozumiała, że to nie nienawiść kazała mu tak długo jej unikać. Nie, to wcale nie była
nienawiść.
Elena nie miała pojęcia, ile czasu minęło, zanim cicho zeszli po schodach pensjonatu.
W każdej innej chwili byłaby zachwycona, wsiadając do eleganckiego czarnego samochodu
Stefano. Ale dziś wieczorem prawie go nie dostrzegała. Trzymał ją za rękę, kiedy jechali
wyludnionymi ulicami.
Podjechali pod jej dom. Elena pierwsza dostrzegła światła.
- To policja - powiedziała z niejakim trudem. Dziwnie było mówić coś po tak długim
milczeniu. - A na podjezdzie stoją samochody Roberta i Matta - dodała. Spojrzała na Stefano i
poczuła, że spokój, który ją wcześniej przepełniał, teraz zaczyna ją opuszczać. - Ciekawe, co
się stało. Chyba nie sądzisz, że Tyler już im powiedział...?
- Nawet Tyler nie byłby aż tak głupi - stwierdził Stefano. Przystanął za wozami
policji, a Elena niechętnie wysunęła dłoń z jego uścisku. Całym sercem żałowała, że nie mogą
po prostu zostać ze Stefano sami, że muszą się zajmować światem.
Ale nic nie mogła na to poradzić. Podeszli ścieżką do drzwi - stały otworem. W
środku, w domu, paliły się wszystkie światła.
Weszli do środka. Elena zauważyła, że obraca się ku niej chyba kilkanaście twarzy.
Nagle zrozumiała, jak musi w ich oczach wyglądać, stojąc w drzwiach w powłóczystym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]