[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozostają nierozwiane. Biedacy będą tu tracić swoje mizerne resztki, za
które powinni kupić żywność i ubrania dzieciom. Poza tym, jeśli raz
zalegalizujemy takie salony, a ktoś zainwestuje w nie duże pieniądze na
przebudowę i reklamę, to bez bardzo ważnych powodów nie będziemy
mogli wycofać się z tego. Naszą zgodą narażamy to miasto na poważne
ryzyko.
Nikt nie miał nic więcej do dodania, wobec czego mer zarządził
głosowanie. Za wnioskiem były cztery głosy, przeciw jeden.
- Ogłaszam, że wniosek przechodzi - powiedział mer. Zrobiono przerwę,
by zebrani mogli spokojnie opuścić salę.
Alex siedział na swoim miejscu i niecierpliwie przewracał jakieś
papiery.
Musi być wściekły - pomyślała Patty. - Przegrał aż jeden do czterech, a
był pewny wygranej."
Nawet na nią nie spojrzał, gdy wychodziła z sali. Poszła z innymi do
kawiarni Dobre Czasy" na zwycięska filiżankę kawy.
- Nie martw się - pocieszała ja Irena widząc, jak niepewna ma minę. -
To nie pierwsza przegrana wicemera Alexa Greene'a. Zaraz mu przejdzie.
- Mam nadzieję.
- Będzie jednym z najlepszych gości salonu, zobaczysz. Chodz i nie
mazgaj się!
Patty się rozluzniła. Spotkała ludzi, którzy brali aktywny udział w
tworzeniu Centrum Pomocy. Kilkoro z nich włączyło się w akcję pomocy
rodzinie Nunezów. Rozpogodziła się zupełnie, gdy pomyślała, ile to
tysięcy dolarów popłynie z salonów do Centrum i ilu biednym można
będzie pomóc.
Nagle Irena szturchnęła ją w bok, pokazując drzwi. Stał w nich Alex.
Był niezdecydowany, nie wiedział, czy ma wejść, czynie.
Patty zadrżała. Alex podbił ją swoim spojrzeniem małego, zagubionego
chłopca.
- Cześć! - Chwyciła swoją torebkę i szybko podeszła do niego. -
Skróciliście dzisiaj zebranie?
Skinął głową.
- Nie chciałbym cię odrywać od twoich przyjaciół...
- Ależ, nie. Już wychodziliśmy.
Wziął ją pod rękę i wyszli. Nagle pocałował ją.
- Och! - Odwróciła się szybko. Zauważyła, że stali dokładnie w świetle
lampy ulicznej, wyraznie widoczni dla ludzi siedzących w kawiarni.
Zarumieniła się, kiedy zauważyła, że rzeczywiście na nich patrzono.
- Alex, oni...
- Co? Pomyślą, że porażkę traktuję jak sportowiec i potrafię przegrywać.
- I co? Nie jesteś zły?
- Zły? Na ciebie? Dziewczyno!...
Wszystko zaczęło się jej plątać. Czyżby tak łatwo godził się z porażką?
Była niemal przekonana, że co najmniej częścią winy za przegraną obciąży
właśnie ją! Od razu przypomniała sobie ojca, który zlikwidował biuro
prawnicze tylko dlatego, że przegrał sprawę, o której sam wiedział, że nie
można jej wygrać.
Po chwili byli już u niej w domu. Czuli się jakoś dziwnie.
- No, w końcu...-zaczęła Patty.
- W sposób, w jaki ja... - Alex równocześnie z nią próbował przerwać
kłopotliwe milczenie.
Oboje zamilkli.
- Ty pierwszy - powiedziała.
- Nie, ty.
- No, to mówmy razem, a ważniejszy będzie ten, kto to zrobi głośniej. -
Odprężyła się zupełnie widząc, że Alex się śmieje.
- Miałem zamiar powiedzieć, że do pewnego stopnia jestem
zadowolony, że przegrałem. - Wziął głęboki oddech, jakby to wyznanie
wymagało od niego dużej odwagi. I chyba tak było.
- A ja nie jestem pewna, czy cieszę się z wygranej - powiedziała i zaraz
dodała, nie mogąc się powstrzymać od tej drobnej uszczypliwości:
- Jeżeli tak myślisz, to dlaczego głosowałeś przeciw wnioskowi?
- Bo chociaż wiem, że pieniądze są potrzebne, to mimo to myślę, że
salon gier hazardowych, to nie jest dobra instytucja. Jesteśmy dumni z
tego miasta, a Centrum Pomocy jest jednym z powodów tej dumy.
Dlaczego ryzykować jego upadek przez tworzenie potencjalnego zródła
przestępczości i zepsucia?
Patty wzięła w ręce jego dłonie i usiłowała coś odgadnąć z ich linii.
Ciekawe, co by z nich wyczytał dobry wróżbita?
- Zdajesz się przykładać wielką wagę do pozorów.
- Do pozorów? - spytał z ustami tuż przy jej skroniach.
- Co ludzie pomyślą sobie o Citrus Grove...?
- Czasem ma to większe znaczenie, niż myślisz. Jest to kwestia dumy,
tak! Zgadza się! Ale nigdy nie wiadomo, kiedy na dobrej opinii o swoim
mieście można się oprzeć...
- Cieszę się, że nie muszę się opierać na swojej - powiedziała i kolejno
ucałowała wnętrze obu jego dłoni.
- Ludzie muszą uważać nas za dziwną parę. Każde z nas uznaje inne
wartości...
Patty przypomniała sobie, co na ich temat powiedziała siostra Anna, ale
coś ją powstrzymało od powtórzenia tego Alexowi.
- Wyglądasz tak sztywno w tym swoim służbowym ubranku. Zupełnie
nie tak, jak ktoś, kto kochał się ze mną nad basenem.
- Można mnie łatwo przekonać, bym je zdjął.
- Zawsze chciałam kochać się z kimś, kto nosi trzyczęściowy garnitur -
prowokowała.
Spojrzał na nią przenikliwie. Na ten widok przeszył ją rozkoszny
dreszcz.
Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Wolno, z rozmysłem pieścił każdy
cal jej ciała. Chciała się śmiać, chciała krzyczeć, by wyrazić swoją radość.
- Och, Alex! - Jego imię miało dla niej mistyczne wprost właściwości.
- Nigdy nie znałem nikogo, kto choć w przybliżeniu byłby podobny do
ciebie - szeptał jej do ucha.- Wydobywasz ze mnie coś, o czym dawno
zapomniałem.
Oplotła ręce na jego karku i trzymała go w kurczowym uścisku. On
również odkrywał jakąś nową część jej istoty, która chciała mu się
podobać bez reszty, bez względu na konsekwencje.
Razem wzięli prysznic i zasiedli do kanapek, które Patty wcześniej
przygotowała z marynowanego śledzia, oliwek i tłustego sera.
- Ty naprawdę masz dziwny gust.
- Odnoszę wrażenie, że w poprzednim wcieleniu żyłam w Grecji -
wyjaśniła.- Ale to wrażenie nachodzi mnie jedynie, gdy w delikatesach
przechodzę obok półek z greckimi przysmakami.
- Często jesz coś takiego?
- Tak, ale lubię też inne po tra wy-wynalazki. Myślę, że kiedyś byłam
również chińskim mandarynem.
Spojrzeli na siebie ponad rozklekotanym, drewnianym stołem, który
kiedyś Patty kupiła za trzy dolary. - Zdecydowałaś już coś odnośnie San
Francisco?
- Nie. - Nadziała oliwkę na widelec.
- Poczują się naprawdę dotknięci, jeśli nie pojedziesz - ponaglał ją.
- Chcesz wywołać u mnie poczucie winy?
- Jeśli mam być szczery, to tak - przyznał.
- Wolałabym nie czuć smutku, myśląc o nich, ale... Moi rodzice potrafią
być fantastyczni. W ojcu tkwi masa energii i entuzjazmu. Mama potrafi
być zródłem wesołości, jeśli sobie tylko na to pozwoli. Ale to zdarza się
bardzo rzadko.
- Może jednak zle ich osądziłaś? - zapytał Alex.
- Obdarz mnie odrobiną zaufania, Alex. - Patty ukroiła kawałek sera,
lecz nagle stwierdziła, że apetyt opuścił ją całkowicie. - Moje uczucia, jeśli
chodzi o rodziców, nie są wynikiem jednego wydarzenia. Ja w nich
wierzyłam, ufałam im, ale... Wiesz, widziałam w życiu wiele. Poznałam
pustkę, samotność. Oni natomiast zawsze zachowywali się tak, tak
właściwie", nie reagując na nic.
Siedział w milczeniu obserwując ją, jak dziobie nożem odkrajany przed
chwilą kawałek sera.
Nagle, jakby się przebudziła.
- Sądzę, że będzie lepiej, jak pojadę. Jeśli tego nie zrobię, to przez całe
życie będę mogła rozmyślać, co by się stało, gdyby... A poza tym, nie
chciałabym zepsuć ich rocznicy.
- Możemy polecieć w piątek rano i wrócić w nocy tego samego dnia. -
Alex zadecydował za nią, że jadą razem, - Mam się tym zająć?
- Nie. Zadzwonię do mamy i ojca. Prawdopodobnie zaoferują nam
któryś ze swych lotów czarterowych. Będzie to z pewnością wygodniejsze
niż linie regularne.
- Dobrze. Zadzwonię, by się dowiedzieć, co załatwiłaś. Wstał i ruszył w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]