[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Aha. W różnych smakach. W lutym promujemy kwiat bawełny. Kolory też mamy
różne, ale białe idą najlepiej. Uwierzysz? Dlaczego wszyscy kupują białe, kiedy mogą sobie
strzelić czerwone jabłuszko?
- Nie potrafię powiedzieć. - Hallie rozejrzała się dyskretnie, czy nikt nie słucha ich
konwersacji. - Posłuchaj, moglibyśmy zmienić temat?
- Jasne - zgodził się bez oporów. - Zrodki przeczyszczające też idą jak woda. Dwa lata
pod rząd zdobyłem tytuł Sprzedawcy Roku. - Roześmiał się w głos, jakby powiedział przedni
dowcip. - Zrodki przeczyszczające... jak woda... chwytasz?
Ha, ha, ha.
- Nie - odparła krótko. W głowie zaczynało jej pulsować. Wiedziała, że dłużej tego nie
wytrzyma. Nawet jeśli będzie musiała zapłacić za nie zjedzony posiłek, ani minuty dłużej nie
zniesie towarzystwa tego człowieka. - Przepraszam cię, Tom, to nie ma sensu - powiedziała,
po czym położyła serwetkę na stole i sięgnęła po torebkę.
Zrobił minę skrzywdzonego chłopczyka.
- Nie ma sensu? Co masz na myśli?
- Spodziewałam się spotkać z Chadem Ellisem, nie z tobą.
- Jejku, a ja myślałem, że się dogadamy. Co jest? Powiedz, to się poprawię.
- Uważam, że lepiej tego nie roztrząsać.
- A ja myślałem, że sobie pociupciamy.
- Pociupciamy?
- No wiesz, w łóżku.
- W łóżku? - zapytała tak głośno, że maitre d'hotel zwrócił na nich uwagę. - Nie mam
najmniejszego zamiaru iść z tobą do łóżka - syknęła.
- Chad mówił co innego.
- Co mianowicie mówił Chad? - Wiedziała już, że następnego dnia z samego rana
Bonnie dostanie po głowie.
- %7łe jesteś napalona. Nie pasuję ci, dziecino? Nauczę cię takich numerków, o których
ci się nie śniło. Nie na darmo od tylu lat robię w gumkach, jeśli chwytasz, co mam na myśli.
Robił się coraz bardziej obleśny.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć, Tom. - Pokręciła głową. - Zostałeś wprowadzony
w błąd. Jestem ledwie letnia, jeśli idzie o ciebie. I nie interesują mnie twoje... nauki.
- Chcesz powiedzieć, że pozwalasz sobie stawiać i nic mi nie dasz? Myślałem, że to
kolacja ze śniadaniem.
- Owszem, dam ci, pieniądze za kolację. - Położyła pięćdziesięciodolarowy banknot na
stole. - Do widzenia, Tom. %7łyczę miłego wieczoru.
Nie mogła jakoś zdobyć się na powiedzenie: Miło było cię poznać". Koniec z
randkami w ciemno, przysięgła sobie. Nie dość, że stawało się to niemiłe, to w dodatku
kosztowne.
- Okay, zabieraj się. Poszukam sobie takiej, która wie, o co chodzi.
Kiedy Hallie wychodziła z restauracji, miała wrażenie, że odprowadzają ją wszystkie
oczy.
- Mam zamówić taksówkę? - zapytała recepcjonistka.
Hallie skinęła głową i uświadomiła sobie, że te pięćdziesiąt dolarów to wszystko, co
miała. Duma nie pozwoliła jej jednak wrócić do Toma Cheddersa i zażądać reszty. Cóż,
wyglądało na to, że znowu będzie musiała zaciągnąć pożyczkę u Steve'a. Oby tylko był w
domu. Może powinna do niego zadzwonić?
Nie znała jego numeru telefonu, a przy prześladującym ją pechu mogło się okazać, że
nie będzie go w spisie abonentów. Jednak tym razem miała szczęście - operatorka połączyła
ją bez żadnych problemów.
Steve odpowiedział po pierwszym sygnale, jakby czekał na telefon.
- Cześć, tu Hallie, sąsiadka.
- Poznaję. Nie prościej wychylić głowę przez okno i zawołać?
- Nie dzwonię z domu. Znów jestem na randce.
- Chyba nie z tym samym bałwanem?
- Nie, znalazłam zupełnie nowego. Właśnie zostawiłam go przy stoliku i nie mam dość
pieniędzy na taksówkę. Będziesz mógł mi pożyczyć? - Pytanie było upokarzające, ale nie
miała wyboru. - To już ostatni raz, obiecuję.
- Gdzie jesteś?
- W jakiejś restauracji. Nie wiem nawet w jakiej.
Obiecała sobie, że następnym razem przyjedzie na randkę własnym samochodem.
- Przyjadę po ciebie.
- Nie. Dzięki, nie chcę sprawiać ci kłopotu.
- Na pewno?
- Na pewno.
Kiedy podjechała taksówka, Hallie rzuciła swój adres, opadła na siedzenie i zamknęła
oczy. Miała ochotę płakać.
Głupia i naiwna. Oto jak postrzegali ją mężczyzni. I nic dziwnego. To pierwsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]