[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lakieru. Pochyliłam się, aby przyjrzeć się temu lepiej.
Na liczniku nie ma wielkiego przebiegu, może to być nawet rocznik 1994 mówił dalej
mężczyzna. Jeśli mogę zapytać, ile takie cacko kosztuje? Około pięćdziesięciu kafli?
Czy to pan go holował? Wyprostowałam się, dostrzegając już następne ślady, które
wzbudziły moją czujność.
Toby przywiózł go wczoraj wieczorem. Czy wie pani, ile to ma koni mechanicznych?
Czy wszystko jest tu tak, jak było bezpośrednio po wypadku?
Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
Chodzi mi na przykład o telefon wyjaśniłam. Nie leży na swoim miejscu.
Myślę, że odpadł, gdy samochód koziołkował i uderzył w drzewo.
Poza tym osłony przeciwsłoneczne są podniesione.
Zajrzał do środka przez tylną szybę i podrapał się w kark.
Myślałem, że to szyba jest przyciemniona. Nie zauważyłem uniesionej osłony. Chyba nie
sądzi pani, że ktoś ją tu podniósł w nocy.
Teraz ja ostrożnie wsunęłam głowę do wnętrza i przyjrzałam się lusterku wstecznemu. Było
tak ustawione, aby nie odbijać świateł jadącego z tyłu samochodu. Wyjęłam z kieszeni kluczyki i
usiadłam bokiem na podłodze, w miejscu gdzie znajdował się przedtem fotel kierowcy.
Nie robiłbym tego, proszę pani. Ten poszarpany metal jest grozniejszy niż ostrza noży. A
poza tym wszędzie pełno krwi.
Powiesiłam telefon na miejsce i włączyłam go. Zabrzęczał, dając sygnał, że działa, a
czerwone światełko wskazywało, iż należy wymienić baterie. Zauważyłam, że radio i odtwarzacz
płyt kompaktowych nie były używane podczas jazdy, w przeciwieństwie do reflektorów i świateł
przeciwmgielnych. Wzięłam do ręki słuchawkę i nacisnęłam przycisk pamięci. Rozległ się
krótki, elektroniczny dzwięk, a potem usłyszałam nagrany na taśmę kobiecy głos.
Dziewięć-jeden-jeden.
Odłożyłam słuchawkę, a na karku poczułam zimny pot. Rozejrzałam się dookoła. Na
ciemnoszarych, skórzanych obiciach, na desce rozdzielczej i suficie widać było czerwone plamy.
Kolor był dużo bardziej intensywny niż barwa krwi. Tu i ówdzie widniały resztki cienkiego
makaronu, zwanego włosami anielskimi.
Wstałam i pilniczkiem do paznokci zaczęłam zdrapywać resztki zielonego lakieru z rysy w
tylnej części samochodu. Zawinęłam odpryski w chusteczkę i zabrałam się do wymontowywania
stłuczonej lampy. Nie mogłam sobie z tym poradzić, więc poprosiłam stojącego cały czas obok
pracownika stacji o śrubokręt.
To rocznik 1992 wyjaśniłam, gdy skończyłam odkręcać lampę. Włożyłam szkło do
kieszeni i skierowałam się w stronę samochodu, którym przyjechałam, zostawiając w tyle
całkowicie zdezorientowanego mężczyznę. Silnik mercedesa ma moc trzystu piętnastu koni.
Kosztował osiemdziesiąt tysięcy dolarów. W kraju jest tylko sześćset takich wozów, to znaczy
było. Kupiłam go u McGeorge a w Richmond. A poza tym nie mam męża. Gdy dotarłam do
lincolna, z trudem łapałam oddech. Cholera, to nie krew jest w środku. Cholera, jasna cholera!
mówiłam do siebie, zatrzaskując drzwi i zapalając silnik.
Ruszyłam z piskiem opon i wjechałam na autostradę, kierując się w stronę południowego
odcinka numer dziewięćdziesiąt pięć. Gdy minęłam zjazd na Atlee i Elmont, zwolniłam i
zjechałam na pobocze. Wysiadłam z wozu i chociaż stanęłam tak daleko od jezdni, jak to tylko
było możliwe, za każdym razem, gdy przejeżdżał obok samochód, czułam na sobie gwałtowny
podmuch powietrza.
Według raportu Sinclaira mercedes zjechał z szosy około osiemdziesięciu stóp na północ od
słupka z oznaczeniem osiemdziesiątej szóstej mili. Ja zaś dopiero w odległości dwustu stóp od
tego znaku zauważyłam na prawym pasie odcisk po gwałtownym skręcie opon, a zaraz obok
kawałki stłuczonego tylnego światła. Zlad ten, starty odcinek asfaltu o długości około dwóch
stóp, znajdował się jakieś dziesięć stóp od miejsca, gdzie samochód wpadł w poślizg. Pomimo
dużego ruchu na autostradzie przez kilka minut przeszukiwałam jezdnię, zbierając odłamki
rozbitego szkła.
Potem przeszłam poboczem dalej, gdzie znajdował się następny punkt naniesiony przez
Sinclaira na wykres. Nagle serce zabiło mi mocniej. Na jezdni zobaczyłam czarne smugi
zostawione tam poprzedniego wieczora przez opony mojego mercedesa. Ale nie była to droga
hamowania, wręcz przeciwnie, były to ślady po gwałtownym ruszeniu z miejsca, takie same,
jakie zostawiłam niedawno, odjeżdżając, ile mocy w silniku, ze stacji Texaco.
Wszystko wskazywało na to, że zaraz potem Lucy straciła kontrolę nad samochodem i
zjechała z drogi. Znalazłam też odciski opon mercedesa w piasku na poboczu i ślady gum w
miejscu, gdzie auto najechało na krawężnik chodnika. Dalej natrafiłam na szerokie wgłębienia,
wskazujące odcinek, na którym mercedes dachował, oraz wyżłobienia w pniu drzewa,
pozostawione po zderzeniu. Dookoła poniewierały się kawałki metalu i plastiku.
Przez całą drogę powrotną do Richmond zastanawiałam się, kogo poprosić o pomoc. W
końcu postanowiłam skontaktować się z inspektorem McKee z policji stanowej, z którym często
współpracowałam przy kolizjach drogowych. Spędziliśmy wiele godzin przy biurku w moim
gabinecie, gdzie posługując się samochodzikami firmy Matchbox, tak długo rekonstruowaliśmy
okoliczności każdego wypadku, aż zyskiwaliśmy całkowitą pewność, jak do nich dochodziło.
Zostawiłam dla inspektora McKee wiadomość w biurze z prośbą o kontakt. Zadzwonił wkrótce
po moim powrocie do domu.
Nie pytałam Sinclaira, czy wykonał odlewy odcisków opon w miejscu, gdzie samochód
zjechał z drogi, ale nie wydaje mi się, aby to zrobił podzieliłam się z nim swoimi
wątpliwościami na zakończenie krótkiej relacji z oględzin miejsca wypadku.
Ja też myślę, że ich nie zrobił zgodził się ze mną McKee. Muszę powiedzieć, że dużo
już słyszałem o tej sprawie. Mówiło się o tym, bo Reed od razu po przybyciu na miejsce
wypadku zauważył pani numer rejestracyjny.
Rozmawiałam z Reedem. Nie robił wrażenia zaangażowanego w sprawę.
To prawda. W każdej innej sytuacji, gdyby pojawiła się policja z Hanoveru, to znaczy...
Sinclair, Reed prawdopodobnie powiedziałby, że wszystko jest pod kontrolą, i sam wykonałby
niezbędne pomiary i wykresy. Ale on wcześniej zauważył pani trzycyfrowy numer rejestracyjny i
zwęszył problemy. Od razu domyślił się, że wóz należy do kogoś ważnego, związanego z
rządem. Pozwolił Sinclairowi sporządzić raport, a sam rzucił się do radia, telefonu, zadzwonił,
gdzie trzeba, i sprawdził, kto jest właścicielem auta. Bingo. Pierwszą myślą, jaka mu przyszła do
głowy, było, że to pani znajdowała się w środku. Proszę sobie wyobrazić, co się tu działo.
Istny cyrk.
Dokładnie. Okazało się, że Sinclair dopiero co opuścił Akademię. Pani samochód był jego
drugą sprawą.
Nawet jeśli byłby to jego dwudziesty wypadek, mogę się domyślić, jak doszło do pomyłki.
Uznał, że nie ma powodu, aby szukać śladów poślizgu dwieście metrów od miejsca, gdzie Lucy
zjechała z drogi.
Jest pani pewna, że to były ślady skrętu?
Absolutnie tak. Jeśli zrobi pan te odlewy, zobaczy pan, że odciski na poboczu pasują
dokładnie do tych na jezdni. Jedynym wyjaśnieniem, skąd się tam wzięły, jest to, że jakaś siła
zewnętrzna zmusiła samochód do gwałtownej zmiany kierunku jazdy.
I stąd te ślady przyśpieszenia dwieście stóp dalej wszedł mi w słowo McKee.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]