[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyśmiał, ale myśl ta zapadła mu w pamięć. Został oto sprowadzony do roli obserwatora -
gorzej: świadka - i nagle praca przestała go chronić. Ten moment szybko minął, pozostawił
jednak uczucie oszołomienia. Narastała w nim irytacja na Martineza. Już ja mu każę
zatańczyć, jak się zjawi, pomyślał i w jakiś sposób go to pokrzepiło.
- To ta krata? - spytała znienacka Violet. - Ta tutaj?
- Nie jestem pewien, szczerze mówiąc. Oficer dyżurny...
- Tam pod spodem jest jakiś pokój - powiedziała.
- Słucham?
Nachyliła się, zbliżając twarz do kraty.
- Widzę łóżko z jakimiś ciuchami. Małą niebieską walizkę.
Lateef przykucnął obok niej.
- Aóżkiem to ja bym tego nie nazwał - rzekł, czując się tak nieudolnie jak jeszcze
nigdy. - Jakaś kołdra, to wszystko, czy też raczej jakiś...
- To tutaj - oświadczyła, dotykając kraty palcami. - Tutaj widziano Willa.
W tej samej chwili zza rogu wyłonił się chłopak w mundurze; idąc, rozdzierał zębami
paczkę papierosów Dutch Masters. Mundur wydawał się na niego za duży, jakby
przeznaczony dla postaci mniej delikatnej, i pomimo pracowicie wyhodowanego wąsa
chłopak wyglądał za młodo na to, żeby wolno mu było palić. Uśmiechnął się szeroko na ich
widok i wyciągnął rękę do Lateefa.
- Pan inspektor! - rzekł, zerkając ponad jego ramieniem na Violet. - Bardzo mi miło
pana poznać. Dzięki za przybycie.
- Posterunkowy Martinez? - warknął Lateef, nie wyjmując rąk z kieszeni.
- Tak jest - odpowiedział Martinez i zasalutował, patrząc na Violet. - A ta pani to...
- Yda Heller - przedstawiła się.
- Bardzo mi miło, panno Heller. Mam nadzieję, że nie przeszkadza pani...
- Co macie dla nas, posterunkowy? - wtrącił się Lateef.
Martinez odchrząknął.
- No więc tak, sir... Nie za dużo. Widziałem tego chłopaka.
- Którego chłopca?
- Przepraszam, inspektorze - odparł wyrozumiale Martinez.
- Widziałem jakiegoś chłopca. Odpowiadającego opisowi, który pan rozesłał.
- Gdzieście go widzieli?
Martinez obejrzał się przez ramię, jakby miał zdradzić sekret, po czym wskazał na
kratę, nad którą stali.
Lateef spojrzał na Violet, która jednak już klęczała nad kratą, wyciągając szyję, aby
zajrzeć jak najdalej w głąb podziemia. Przywołał gestem Martineza.
- Nie wątpię, posterunkowy, że to dla was lepsza zabawa, niż stać przed barem
Dunkin Donuts i udawać sygnalizator świetlny, ale panna Heller i ja mamy raczej mało
czasu. Gdzie, gdzie dokładnie widzieliście chłopaka?
- Dokładnie tam - odrzekł Martinez, wydymając dolną wargę. - Dokładnie tam, gdzie
pani teraz patrzy.
- Jest pan pewien, że to był on? - spytała Violet, nie odwracając się. - Podał panu
swoje nazwisko?
Martinez znów się uśmiechnął.
- Nie za wiele jasnowłosych smarkaczy pęta się tam pod ziemią, panno Heller.
- Był ktoś z nim? - spytał Lateef. - Kobieta?
Martinez skinął głową.
- Ale uciekła. Oboje uciekli. Z powrotem do tunelu.
Violet obejrzała się na niego przez ramię.
- Jak dawno temu to było?
- Za kwadrans jedenasta.
- Pół godziny - stwierdziła, przykucając na piętach.
- Trzydzieści siedem minut - poprawił ją Martinez, który patrzył na zegarek. - Już
trzydzieści osiem.
Lateef pokręcił głową.
- Te kraty się nie otwierają?
- Nie dla nas, sir - odparł pogodnie Martinez. - Trzeba wezwać człowieka z kluczem z
centrali wydziału transportowego. Nawet na stacji nie mają klucza.
- Rozumiem więc, że zgłosiliście żądanie o klucz? - Lateef złożył ręce jak do
modlitwy.
- Ze co proszę?
- Ze zadzwoniliście do wydziału transportowego. Z poleceniem dostarczenia klucza.
Martinez odkaszlnął i spojrzał na klamrę swojego pasa.
- W porządku - powiedział Lateef. Westchnął, powoli i miłosiernie. - W porządku,
Martinez. Zgłoście to żądanie teraz.
- Jego tam już dawno nie ma - wymamrotała Violet.
- Martinez - powtórzył Lateef, nie podnosząc głosu. - Udacie się osobiście do centrali,
w tej chwili, zrozumiano? I zażądacie wydania klucza.
Martinez wyszczerzył się do Violet.
- Ale muszę panu powiedzieć, inspektorze...
Lateef okręcił się na pięcie i uniósł brwi, świdrując spojrzeniem. Martinez odszedł jak
zmyty, mamrocząc pod nosem i przygładzając wąsy, jakby upewniał się, że wciąż są na
swoim miejscu.
Minęła dłuższa chwila pozbawiona akcji. Violet jakby zapomniała, po co tu przyszli.
- Trzydzieści osiem minut - powiedziała, śledząc błędnym wzrokiem ruch na jezdni. -
Mógł tymczasem dotrzeć do Sheepshead Bay.
- Mógł - odezwał się jakiś cichy głos. - Ale nie dotarł.
Wolno, z rozmysłem, bez najmniejszej oznaki zdziwienia, Violet znów zbliżyła twarz
do kraty.
- Widziała pani mojego syna?
Z dołu dobiegł śmiech.
- Ja go więcej niż widziałam, biedroneczko.
Lateef już kucał obok Violet, osłaniając oczy od ulicznego blasku. Z półmroku pod
kratą patrzyła na nich uniesiona twarz, tak płaska i pozbawiona wyrazu jak kartonowe pudło.
Wydawała się uśmiechnięta.
Drzwi się zamknęły, pociąg linii C ruszył, a Lowboy uczynił się niewidzialnym. Na
peron dotarł przed pociągiem i nie sądził, aby maszynista go widział. Z drugiej strony, nie
można było mieć pewności. Oczy oślepiał mu blask reflektorów, nogi miał omdlałe od biegu,
a w głowie buzowało mu od tego, co powiedziała ściana. Wysiądę na następnej stacji,
pomyślał i spojrzał na spodnie, czy nie są umazane sadzą. Przesiądę się w linię centralną.
Kontrolował oddech i starał się nie wyglądać na zbyt podnieconego.
Przynajmniej ten jeden raz nikt się na niego nie gapił. Dwie kobiety w średnim wieku,
w krótkich sportowych kurtkach, szarpały się w przejściu, więc nikt nie zauważył, jak
Lowboy zajął miejsce. Odczekał jeszcze chwilę, patrząc, jak kobiety wykrzywiają się do
siebie i dzgają krótkimi, brzydkimi palcami, po czym uznał, że może już bezpiecznie
zamknąć oczy. Natychmiast wszystko ucichło. Pomyślał, co mu się zdarzyło z Heather
Covington, jak jego ciało przestało słuchać mózgu, i doszedł do wniosku, że wszystko było w
porządku. Miało powody, żeby nie działać, pomyślał. Po pierwsze, było zimno. Po drugie,
każdy mógł nas zobaczyć. Po trzecie, ona śmierdziała, jakby miała miliard lat.
Nawet nie nazywała się Heather Covington, przypomniał sobie. Chyba zresztą od
początku w to nie wierzyłem.
Po tym, że nagle poczuł się lżejszy, poznał, że pociąg zbliża się do stacji. Hamulce
pneumatyczne zaskoczyły i ludzie już wstawali z miejsc, on jednak miał za dużo na głowie,
żeby w tej chwili zmieniać pociąg. Objawienia bez zródła iskrzyły się i wirowały mu pod
powiekami, a wspomnienia migały pomiędzy nimi jak światła stopu. Wyprostował plecy,
przybrał minę Sherlocka Holmesa i spróbował myśleć tylko jedną myśl naraz. Rafa, pomyślał.
Tak do niej mówił policjant. Zmierdzi tam u ciebie na dole jak za dawnych dobrych czasów,
Rafa. Zapatrzył się w wydziobaną brązową podłogę między butami.
- Rafa - powiedział cicho, czując, jak dzwięk wspina mu się po gardle. To brzmiało
jak meksykańskie przekleństwo.
Pociąg przyhamował jeszcze gwałtowniej i stanął. Lowboy wychylił się do przodu,
gdy już przebrzmiało Cis i A, i stwierdził, że wagon jest prawie pusty. Kobiety ostrzyżone po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]