[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przed chwilą, i według wszelkich innych świadectw, ludzie ci widują
często wypadki, które dopiero mają stać się kiedyś. I oto znaleziona
odpowiedz na ostatnie pani pytanie: przekonywamy się, że w
z w i e r c i e d l e ś w i a t ł a można widzieć przyszłość.
Jest to odpowiedz odrzekłam nie ma co mówić; szkoda tylko, że
to dziwo trafia się raz na milion, i kto nie miał szczęścia urodzić się
chłopem szkockim lub westfalskim albo przynajmniej należeć do ich
otoczenia, ten musi poprzestać na wieściach, jakie ktoś od kogoś
zasłyszał. I jeszcze od jakiego to kogoś! Dlaczegóż ta władza zstępuje
tylko na ludzi prostych i ograniczonych? Ten szczegół, w którym .Gorres
zdaje się dopatrywać jeden dowód więcej, w moich oczach osłabia
wszystko; prostota i naiwność są prześliczne, rozrzewniające, dopóki się
trzymają na gruncie uczucia i legendy, ale gdzie chodzi o ścisłość
doświadczeń naukowych, o rozróżnienie zjawisk od zabobonów, tam ich
świadectwo jest bardzo podejrzane. Dlaczegóż ludzie uczeni, a
przynajmniej prawdziwie wykształceni, podobnych wizyj nie miewają?
Sądzisz pani, że nie miewają? A Sokrates ze swoim Demonem? A
Brutus widzący cień Cezara? A Tasso otoczony widmami? A Goethe ze
swoim sobowtórem? Tak, znowu Goethe; ile razy mowa o czym wyższym,
zawsze nam trzeba wracać do tego Tytana; zresztą jego imię tu najwięcej
ma wagi; o Sokratesach i Brutusach mogłabyś pani powiedzieć, że
za starzy, o Tassie, że niezupełnie przytomny, ależ Goethe! Już jego
przecie nikt nie posądzi o łatwowierność ani chorobliwość; otóż ten
chłodny, ten ministerialny, ten prawie nam współczesny Goethe miał raz
w życiu chwilę d r u g i e g o w i d z e n i a ; raz, ale miał. Co ją
spowodowało? Nie żadne fizyczne cierpienie, gdyż wówczas był w
kwiecie młodości i zdrowia; może raczej boleść moralna, wypadek ten
bowiem spotkał go w jednej z najcięższych godzin jego życia, w chwili
rozstania się z ukochaną Fryderyką. Sam go opisał w pierwszym tomie
swoich Pamiętników, a opis ma tym większe znaczenie, że został
skreślony w wiele lat pózniej, w epoce rozwagi, kiedy się już zwykło
odrzucać mrzonki i surowo przebierać we wspomnieniach. Mam i ten
opis w moim skarbcu; lakoniczny on i oględny, ale tym wiarogodniejszy.
Oto znalazłem:
Widok mojej ulubionej tak mi ranił serce, że już prawie przestałem
uczęszczać do Sesenheimu; niepodobna mi jednak było wyjechać, nie
zobaczywszy jej raz jeszcze. Wspomnienie tej ostatniej bytności w
Sesenheimie zatarło mi się już zupełnie w pamięci, wiem tylko, że
cierpiałem okropnie, że Fryderyka miała oczy łez pełne, kiedy ja siedząc
już na koniu, jeszcze do niej wyciągałem rękę. Gdym na koniec wyjechał i
z wolna oddalał się od wioski, spostrzegłem... jezdzca, który dążył po tej
samej co i ja dróżce, ale w przeciwnym kierunku, w stronę Sesenheimu.
Tym jezdzcem byłem ja sam; miałem na sobie ubiór popielaty,
obszywany złotymi galonami, jakiego nigdy nie nosiłem. Otrząsnąłem
się, aby rozpędzić przywidzenie, i zaraz też znikło. Szczególną jest rzeczą,
że w ośm lat pózniej odnalazłem się na tejże samej drodze, jadący
konno w odwiedziny do mojej Fryderyki i odziany takimże samym
ubiorem, w jakim się sobie niegdyś pokazałem; trzeba jeszcze widzieć, że
wybór owego ubrania wcale nie wypadł z mojej woli, ale był dziełem
przypadku. Czytelnicy pomyślą, co zechcą o tym osobliwszym widzeniu,
mnie ono zaraz wydało się proroczym, a wlewając we mnie przekonanie,
że jeszcze kiedyś zobaczę się z moją najdroższą, natchnęło mi więcej
odwagi do zniesienia tej bolesnej chwili.
A cóż? Nieprawda, że to zadziwiające? Takie zadziwiające, że autor nie
wdaje się nawet w tłumaczenie zjawiska, zastanawia się tylko nad
przypuszczalnym jego celem i dopatruje w nim zamiar przyniesienia
pociechy; istotnie, w owej chwili musiał on sobie myśleć: Ach, już pewno
nigdy nie będę w Sesenheimie! A wizja odpowiedziała mu allegorycznie:
Otóż nie, patrz: jeszcze będziesz tam jechał. Mnie jednak co innego
najwięcej zastanawia i zdumiewa w tym opowiadaniu: oto ów ubiór
popielaty z galonem, ubiór, którego Goethe jeszcze nie posiadał, który
może nawet nie był jeszcze skrojony! Ten szczegół jest porażającej
doniosłości... Jak to? Więc wszystkie, wszystkie kształty, nawet
najznikomsze drobnostki, nawet nasze ubrania mają swoje idealne jakieś
pierwowzory? I czy to jeden Goethe? Podobnych podpatrzeń przyszłości,
dobrze poszukawszy, znajdziemy pełno w historii, w życiorysach
sławnych ludzi, we wspomnieniach naszych znajomych, wszędzie. A z
tych wszystkich przykładów cóż ostatecznie wypada? Oto że wszystko, co
ma być, j u ż istnieje, wszystko jest nieśmiertelne, a chwila s t a w a n i a
s i ę stanowi tylko zjawisko przejściowe tej nieśmiertelności.
Ależ mój panie wtrąciła pani Marta z przekąsem to coś zakrawa
na turecki fatalizm?
Przepraszam panią, bynajmniej. Trzymając się pani zdania,
musielibyśmy odrzucić i proroctwa, a jednak je religia przyjmuje.
Wypadek jakiś nie musi stać się dlatego, że był przepowiedziany lub
naprzód widziany, ale dlatego mógł być widzianym i przepowiedzianym,
że już się stał i n p o t e n t i a * [in potentia (łac.) potencjalnie.]. Gdzie?
Może w myśli Bożej. Może wszystko zostało stworzone od razu, nie tylko
to wszystko, co napełnia przestrzeń, ale i to wszystko, co zamyka się w
czasie, bo dla Przedwiecznego czasu nie ma. Dla nas tylko, biedaków,
przedmioty i wypadki występują k o l e j n o , wobec wieczności wszystkie
one są j e d n o c z e s n e . Każda rzecz, każda chwila stoi między
przeszłością a przyszłością jakby między dwoma zwierciadłami, w
których zarówno się odbija. Przeczucie jest tylko odwróconym
wspomnieniem. Nie wiem, czy panie jasno mię rozumiecie? Są to
przedmioty nadzwyczaj trudne, przez naukę jeszcze prawie nie
dotknięte, i do których myśl człowiecza przystępuje z postrachem, jak
niegdyś do tajemnic Eleuzy. Zresztą nie biorę na siebie
odpowiedzialności za te przypuszczenia, opowiadam tylko pojęcia
Halluciniego; w jego ustach wyglądały one nierównie dowodniej i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]