[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pragnął zawierzyć przypadkowi nie wiedząc na pewno, w jakiej miejscowości ma się
zatrzymać. Teraz dopiero dwoje brązowych aksamitnych dziewczęcych oczu skłoniło go
do tego wyboru.
Madzia na razie nie odpowiedziała. Z milczącą podzięką przyjęła jego pomoc. Wsiedli
razem do jednego z wagonów kolejki wąskotorowej. O tej porze roku ruch był niewielki.
Tragarz umieścił obie walizki w jednym przedziale.
Czy nie będzie pani przykro, że jadę w tym samym prze
dziale?
Twarz Madzi powlokła się ciemnym rumieńcem.
Ależ nie, bynajmniej... Przecież pan okazał mi tyle życzliwości...
Jan zajął miejsce naprzeciwko Madzi. Zaczął z udanym zainteresowaniem przerzucać
rozkład jazdy. Madzia z bijącym sercem czekała na pojawienie się innych pasażerów.
Czekała jednak nadaremnie. Nikt więcej nie wsiadł do ich przedziału.
Pociąg ruszył. Madzia zerkała na nieznajomego, który zatopiony w studiowaniu
rozkładów, zdawał się jej nie widzieć. Twarz jego wydawała się jej coraz bardziej
znajoma. Rzecz dziwna: miał te same pięknie wykrojone wąskie wargi, co Jan Raveneck
za młodych lat! Jakże się ten Jan zmienił! Wargi miał teraz pełniejsze, wykrój ich był
pospolity! Może to sprawiały wąsy, ocieniające jego usta? Jej towarzysz podróży nie miał
zarostu, a jego oczy Madzia przelękła się; w tej chwili zmarszczył czoło, jakby go coś
zabolało i Boże, jakież to dziwne!
Wlepiła w niego zdumione oczy. Ten nieznajomy miał nawet te same oryginalne brwi,
wąskie i proste, zbiegające się ostro przy nasadzie nosa. Zupełnie tak samo marszczył
brwi jej przyjaciel, Alfred Raveneck.
117
To dziwne podobieństwo wprawiło ją w osłupienie. Jan podniósł w tej chwili oczy i
napotkał jej pytające spojrzenie. Madzia zawstydzona zaczęła wyglądać przez okno.
104
Chętnie byłby zagaił rozmowę, lecz nie chciał zrazić Madzi. Była wprawdzie nieśmiała
i bezradna, lecz sprawiała wrażenie kobiety tak wytwornej, iż nie miał odwagi nawiązać
rozmowy.
I tak jechali oboje w milczeniu, rozkoszując się pięknym górskim krajobrazem za
oknami. Madzia od czasu do czasu rzucała okiem na nieznajomego. I za każdym razem
odnosiła wrażenie, że zna od dawna jego oczy!
Gdy zaczęto się przybliżać do miejsca przeznaczenia, Madzia wyjęła z torebki kartę
pocztową, którą kupiła poprzednio u konduktora wagonów sypialnych. Poza depeszą,
jaką miała zaraz po przybyciu wysłać do cioci Maryni, chciała napisać do niej jeszcze
kilka słów. Pocztówkę postanowiła wrzucić do skrzynki na dworcu.
Rozsunęła mały składany stoliczek przy oknie i zaczęła pisać:
Najdroższa, ukochana Ciociu Maryniu!
Zdrowa i cała zajechałam na miejsce. Oczekuję teraz z drżeniem serca wiadomości
od Ciebie. Co tam słychać w domu? Spodziewam się, że wszystko w porządku. Z
bezgraniczną wdzięcznością myślę wciąż o Tobie. Wkrótce napiszę Ci obszerny list.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Twoja Madzia
Napisała na odwrocie adres, po czym włożyła wieczne pióro do torebki. W tej samej
chwili wiatr zmiótł pocztówkę, która upadła na podłogę przedziału.
Jan Raveneck schylił się, aby podnieść kartkę. Oczy jego padły mimo woli na adres.
Przeczytał: Krumpendoirf pod G..."
Zaskoczyło go to i badawczo spojrzał na Madzię.
Przepraszam panią odezwał się nie była to z mej strony niedyskrecja, lecz
niechcący przeczytałem, że kartka adresowana jest do Krumpendorfu pod G... Proszę mi
nie brać za złe, jeśli zapytam
118
czy chodzi tu o majątek Krumpendorf, będący własnością pana Karola von Schlettau?
Madzia spojrzała na niego ze zdumieniem.
Należał niegdyś do pana von Schlettau. Obecnie właściciel już
nie żyje.
Jan Raveneck posmutniał.
Ach, więc on także już nie żyje?
Czy pan znał pana von Schlettau? nie mogła się powstrzy
mać od zapytania.
105
Westchnął głęboko.
" Tak, znałem go przed laty. A zatem jego posiadłość przeszła w obce ręce?
" Nie, pozostała w rodzinie. Ciotka moja, pani nadleśniczyna Maria Hartau była z
domu von Schlettau. Wuj Karol uczynił ją swoją spadkobierczynią.
Oczy Jana rozbłysły. Przestał się już obawiać, że straci z oczu swoją towarzyszkę.
Miał teraz pewne dane, na których podstawie, mógł ją odszukać.
Może i pani pochodzi z G...? zapytał.
Urodziłam się w tym mieście. Ojciec mój jest również kuzy
nem Karola von Schlettau.
Jan odetchnął głęboko. Może ta młoda osóbka znała jego matkę? Może będzie mogła
opowiedzieć mu o niej?
Jaki to dziwny przypadek! Ja również pochodzę z tego mias
ta. W tym czasie jednak, gdy wyjeżdżałem stamtąd, musiała pani być
maleńką dziewczynką. A zatem jesteśmy rodakami w najściślejszym
znaczeniu tego słowa.
W tej chwili pociąg zatrzymał się na stacyjce Obergriesbach. Madzia i Jan musieli
prędko wysiąść, gdyż postój trwał bardzo krótko. Oprócz nich wysiadło tylko jeszcze kilku
wieśniaków.
Madzia ujrzała na peronie starszą kobietę w pstrej, kwiaciastej spódnicy, aksamitnym
gorseciku i zielonym fartuchu. Z wahaniem zbliżyła się do dziewczyny.
" Czy to panienka jest panną von Schlettau? Madzia z uśmiechem
skinęła główką.
" A to pewno Basia od pani Hartau?
119
Pewnikiem, że to ja. Ano widzę, że wszystko w porządku.
Szczęść Boże, witam panienkę u nas. A w domu wszyściutko przygo
towane dla panienki, tak jak mi kazała moja pani.
Bardzo się cieszę, że Basia dostała w porę wiadomość.
Jan Raveneck musiał się ku swemu wielkiemu żalowi pożegnać.
Byłby chętnie zapytał swoją towarzyszkę o rozmaite rzeczy, pojął jednak, że w tej chwili
nie może się jej narzucać.
Walizkę pozostawił na stacji i zaczął się dowiadywać o jakiś hotel. Pokazano mu
drogę do gospody Pod Bawarską Koroną", jedynej w tej miejscowości.
106
Udał się więc wprost na wskazane miejsce. Nie żałował, iż właśnie tutaj spędzi swój
urlop. Przed oczyma jego roztaczał się wspaniały górski krajobraz.
W gospodzie ładnym, czyściutkim budynku, otoczonym pięknym ogrodem, został
[ Pobierz całość w formacie PDF ]