[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ty jej oferujesz. Aha, przynieś także parę tańszych
przedmiotów: może wpadnie jej do głowy, żeby mi
coś podarować? Bogu dzięki, nie jestem jeszcze w
132/234
takim wieku, żeby się wyzbyć całkiem zalotności.
Słyszałeś, kawalerze, co?
I aby lepiej być zrozumianą, uznała, że lepiej
do słów dołączyć gest i położyła dłoń na ramieniu
młodzieńca. Ascanio drgnął jak człowiek nagle
przebudzony. Bo i zdawało mu się, że to wszystko
było tylko snem. Nie mógł pojąć, że jest u
Colombe, nie wierzył, że ta biała zjawa, której
melodyjny głos jeszcze szeptał mu do ucha, której
lekka postać przemknęła mu dopiero przed ocza-
mi, była naprawdę tą, dla której jednego spo-
jrzenia, poprzedniego dnia i nawet tego ranka
oddałby życie.
Toteż przepełniony szczęściem chwili i
nadzieją na przyszłość obiecał Perrine wszystko,
czego pragnęła, nie słuchając nawet, o co prosi.
Nie miało to dlań znaczenia. Wszak gotów był
oddać całe swoje mienie, byle tylko znów ujrzeć
Colombe!
Stwierdziwszy zaś, że wizyty nie wypada już
przedłużać, pożegnał się z jejmością Perrine
obiecując, iż zjawi się nazajutrz,
Kiedy wychodził z Petit-Nesle, stanął niemal
twarzą w twarz z dwoma mężczyznami zamierza-
jącymi tam wejść. Bardziej po spojrzeniu, jakim je-
133/234
den z nich go obrzucił, niż po stroju Ascanio poz-
nał, że musi to być prewot.
Przypuszczenia niebawem zmieniły się w
pewność, gdy ujrzał, że kołaczą do bramy, z której
dopiero co wyszedł; poczuł wtedy żal, iż nie zabrał
się stamtąd wcześniej, bo kto wie, czy przez jego
brak rozwagi nie ucierpi Colombe?
Aby nie wyglądało, że przywiązuje jakąś wagę
do tej wizyty  zakładając, że prewot by to
spostrzegł  Ascanio oddalił się nie odwróciwszy
nawet głowy w stronę owego zakątka, jedynego w
tej chwili na całym świecie miejsca, gdzie chciałby
sprawować rządy.
Wróciwszy do pracowni, zastał Benvenuta
bardzo strapionego. Człowiekiem, co ich przedtem
zatrzymał na ulicy, był Primaticcio, spieszący jako
dobry konfrater uprzedzić Celliniego, iż podczas
porannej wizyty Franciszka I nierozważny artysta
zdążył sobie,zrobić z diuszesy d'Etampes
śmiertelnego wroga.
ROZDZIAA VII
NARZECZONY I PRZYJACIEL
Jednym z ludzi wchodzących do zamku Nesle,
gdy Ascanio go opuszczał, był w rzeczy samej imć
pan Robert d'Estoutevil)e, prewot Paryża. Co do
drugiego zaś, to niebawem się dowiemy, kto zacz.
Pięć minut po odejściu Ascania, gdy
pogrążona, jeszcze w marzeniach Colombe
nasłuchując bacznie stała w swoim pokoju, gdzie
się schroniła, weszła tam spiesznie jejmość Per-
rine i oznajmiła, że ojciec dziewczyny czeka na
nią.
 Ojciec!  przeraziła się Colombe. Po czym
dodała szeptem:  Boże mój!. Boże! Czyżby się
spotkali?
 Tak, drogie dziecko, twój ojciec  rzekła
Perrine, odpowiadając na tę część zdania, którą
usłyszała  a z nim jakiś starszy wielmoża i wys-
tew sobie, że go nie znam.
 Starszy wielmoża!  rzekła Colombe drżąc
instynktownie.  Mój Boże! Och, Perrine, co to
135/234
może znaczyć? Po raz pierwszy od dwóch czy
trzech lat ojciec nie przychodzi sam.
Choć zatrwożona, dziewczyna musiała jednak
usłuchać  znała bowiem porywczy charakter
swego ojca  zebrała tedy całą odwagę i z
uśmiechem na ustach weszło do pokoju, z którego
tak niedawno wybiegła, bo mimo swej qbawy, od-
czuwanej po raz pierwszy i nieuświadomionej,
kochała imć pana d'EstoutevilIe prawdziwą miłoś-
cią, a lubo prewot nie okazywał jej! zbytnio uczuć,
to dni, kiedy odwiedzał zamek Nesle, różniły się
od dni smutnych i jednostajnych niby świąteczne.
Colombe podeszła z wyciągniętymi rękoma,
otwartymi ustami, lecz prewot nie dął jej czasu,
by go uściskała lub wyrzekła choć słowo. Wziął ją
jedynie za rękę i poprowadził ku nieznajomemu,
który stał oparty o duży kominek zastawiony
kwiatami, i rzekł:
 Drogi przyjacielu, przedstawiam,ci moją
córkę.  A zwracając się do córki, powiedział: -
Colombe, oto hrabia d'Orbec, królewski skarbnik i
twój przyszły małżonek.
Colombe wydała cichy okrzyk tłumiąc go naty-
chmiast, by nie gwałcić, konwenansu; czuła wsza-
kże, iż uginają się pod nią nogi, wsparła się przeto
o poręcz krzesła.
136/234
Ażeby bowiem zrozumieć, zwłaszcza w nas-
troju, w jakim się znajdowała Colombe, jak stras-
zliwie zabrzmiała w jej uszach ta nieoczekiwana
prezentacja, należałoby bliżej poznać hrabię
d'Orbec.
Pan Robert d'Estouteville nie grzeszył z
pewnością urodą; gęste brwi, które marszczył
przy najmniejszej przeciwności natury fizycznej
czy duchowej, przydawały jego twarzy srogości, a
przysadzista postać miała w sobie coś ciężkiego
i niezręcznego, co w niewielkim stopniu budziło
doń sympatię; ale przy hrabim d'Orbec wyglądał
jak Michał Archanioł przy smoku. Kwadratowa
twarz i ostre rysy prewota wyrażały przynajmniej
stanowczość i siłę, przenikliwe oczy, szare i żywe,
znamionowały inteligencję; lecz hrabia d'Orbec,
wątły, chudy i kościsty, z pajęczymi kończynami,
komarzym głosem i ślimaczą ruchliwością, był nie
tylko brzydki, ale wstrętny: brzydota zarazem
zwierzęca i nikczemna. Przechylona na ramię
głowa, zwieszona lekko, na twarzy niegodziwy
uśmiech i fałszywe spojrzenie.
Toteż na widok tej przerażającej istoty przed-
stawionej jako jej przyszły małżonek, kiedy w ser-
cu Colombe, jej myślach i oczach trwał jeszcze
obraz gładkiego młodziana, który dopiero co
wyszedł z tego samego pokoju, dziewczyna, jak
137/234
już powiedziano, zdołała wprawdzie zdławić krzyk,
lecz na tym wyczerpały się jej siły i stała blada i
zmrożona, spoglądając na ojca z przerażeniem.
 Proszę.o wybaczenie córce mej, drogi przy-
jacielu  ciągnął prewot  jej zakłopotania; to
mała dzikuska, która od dwóch lat stąd nie
wychodzi, bo klimat czasów nie sprzyja, o czym
wiesz, urodziwym pannom; poza tym, prawdę
powiedziawszy, popełniłem-błąd nie uprzedzając
jej o naszych planach, co było zresztą zbędne,
zważywszy, iż to, co postanowiłem, nie wymaga
niczyjej aprobaty; przy tym Colombe nie wie, ktoś
ty i że z twoim nazwiskiem, majątkiem i przy-
chylnością pani d'Etam-pes jesteś w stanie zdobyć
wszystko, aliści kiedy córka moja się zastanowi,
doceni zaszczyt, jaki nam czynisz godząc się na
połączenie twojej pradawnej świetności z naszym
młodym szlachectwem; dowie się że będąc
naszym przyjacielem od lat czterdziestu...
 Och, dosyć już, dosyć, przyjacielu  prz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •