[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak zawsze, miła, szczęśliwa... Nie zachowywałaby się w ten sposób, gdyby wcześniej doszło do
czegoś takiego - wskazał ze złością na leżące pomiędzy nimi ciało.
Andy w myślach zgodził się ze strażnikiem. Tak piękny kociak jak ona nie musiał zabijać. To co
robota, robiła dla forsy, a jeśli wybrany sprawiał zbyt wiele kłopotów, to wystarczyło odejść i
poszukać sobie kogoś nowego z pieniędzmi. To nie wymagało morderstw.
- A ty, Tab, nie stuknąłeś przypadkiem starego?
- Ja? - Nie był zły, był zdziwiony. - Po raz pierwszy wszedłem dziś na górę dopiero wtedy, gdy
odprowadzałem pannę Shirl. - Wyprostował się okazując zawodową dumę. - Poza tym, jestem
strażnikiem, mam kontrakt, by go chronić, a ja nie łamię umów. A jeśli kogoś zabijam, to nie tak.
Tak się nie zabija.
Z każdą minutą pobytu w klimatyzowanym pokoju Andy czuł się lepiej. Wysychający pot mile
chłodził mu ciało, a ból głowy niemal już zniknął. Uśmiechnął się.
- Zgadzam się, jesteście oboje poza podejrzeniami. Lecz proszę, niech pan nie powtarza tego
nikomu, zanim nie złożę meldunku. Wygląda to na zwykłą kradzież z włamaniem. O'Brien musiał
wejść tutaj i zaskoczyć złodzieja, który poczęstował go tym czymś, co teraz sterczy mu z głowy -
spojrzał na leżącą postać. - Kim on by i z czego się utrzymywał? O'Brien to popularne nazwisko.
- Robił interesy - powiedział Tab beznamiętnie. - Nie jesteś zbyt rozmowny, Fielding. Może
spróbujesz raz jeszcze?
Tab spojrzał na zamknięte drzwi łazienki i wzruszył ramionami.
- Nie wiem dokładnie, co robił. Mam dość rozumu, by nie pytać o to, co mnie nie dotyczy. Miał
coś wspólnego z jakimiś ciemnymi interesami i z polityką. Wiem, że odwiedzały go tutaj różne
szyszki z Ratusza...
Andy strzelił palcami.
- O'Brien, byłby to Wielki Mike O'Brien?
- Tak go nazywali.
- Wielki Mike... Cóż, zatem nie ma czego żałować. Gdyby tak szlag zechciał trafić jeszcze kilku
takich jak on...
- To już nie moja sprawa - Tab wpatrywał się przed siebie z twarzą pozbawioną wyrazu.
- Uspokój się. Już dla niego nie pracujesz. Twój kontrakt wygasł.
- Zapłacono mi do końca miesiąca, dopiero wtedy skończę pracę.
- Skończyłeś ją w chwili, gdy ten tutaj wylądował na podłodze. Myślę, że lepiej będzie, jeśli teraz
zaopiekujesz się dziewczyną.
- Właśnie tak zamierzam - rysy jego twarzy złagodniały nieco, spojrzał na detektywa. - To
wszystko nie będzie dla niej łatwe.
- Da sobie radę - rzucił beznamiętnie Andy. Wyjął notatnik i rylec. - Porozmawiam z nią teraz,
potrzebuję materiału do meldunku. Poczekaj w mieszkaniu, aż skończę z nią i porozmawiam
jeszcze z pracownikami budynku. Jeśli ich zeznania potwierdzą twoje, to nie będę cię już
potrzebował.
Zostawszy sam na sam z ciałem, Andy wyjął z kieszeni plastikową torbę na dowody rzeczowe i
nałożył ją na żelazo. Wyciągnął narzędzie z czaszki - wyszło bardzo łatwo, a wyciek krwi był
niewielki. Zapieczętował torbę, potem wziął poszewkę z łóżka i owinął cały pakunek. Przynajmniej
teraz nikt nie przyleci ze skargą, że Andy Rusch niósł zakrwawione żelazo po ulicy, a jeśli dobrze
to rozegra, to zdobędzie jeszcze poszewkę. Zanim zastukał do drzwi łazienki, przykrył ciało
prześcieradłem.
Shirl uchyliła drzwi na tyle tylko, by wyjrzeć.
- Chciałbym z panią porozmawiać - stwierdził, a pomyślawszy o leżącym za nim denacie, dodał:
- Czy jest fu jeszcze drugi pokój?
- Salon, pokażę panu.
Otworzyła drzwi na całą szerokość i wyszła. Znów przemknęła się pod ścianą, odwracając twarz
od podłogi. Tab siedział w korytarzu i tylko odprowadził ich spojrzeniem.
- Proszę czuć się jak u siebie - powiedziała Shirl. - Za chwilę do pana przyjdę - oddaliła się do
kuchni. Andy siadł na kanapie - była bardzo miękka - i położył tabliczkę na kolanach. W oknie
mruczał klimatyzator, a ciężkie kotary były zasłonięte niemal całkowicie i przepuszczały niewiele
światła, tak że w pokoju panował przyjemny półmrok. Na. ścianach wisiały obrazy, wyglądały jak
prawdziwe płótna, na półkach stały książki. Całości dopełniał stół i krzesła z jakiegoś
czerwonawego drewna oraz monstrualny telewizor. Nieboszczyk całkiem ładnie tu sobie urządził.
- Chce pan drinka? - zawołała Shirl z kuchni. - Mam wódkę.
- Jestem na służbie, jednak dziękuję za troskę. Zimna woda zupełnie mi wystarczy.
Przyniosła na tacy dwie szklanki, lecz zamiast podać mu jedną, przyłożyła ją do oparcia kanapy
w pobliżu ręki. Szklanka zawisła, jakby przyklejona, ignorując grawitację. Chwycił ją i pociągnął -
szklanka stawiała niewielki opór. Zobaczył, że w szkło były wtopione delikatne metalowe obręcze,
zatem pod płótnem kanapy musiał być ukryty magnes. Sprytne. Z niejasnych jednak powodów
zirytowała go ta sztuczka i upiwszy nieco pozbawionej smaku i zapachu wody postawił szklankę na
podłodze.
- Chciałbym zadać pani kilka pytań - powiedział, robiąc "ptaszka" na tabliczce. - O której wyszła
pani dziś rano z mieszkania?
- Dopiero o siódmej, wtedy Tab zaczyna służbę. Chciałam zrobić zakupy, zanim będzie za
gorąco.
- Czy zamknęła pani za. sobą drzwi?
- One zamykają się same, nie można zostawić ich otwartych, chyba że czymś się je zastawi.
- O'Brien żył, kiedy pani wychodziła? Spojrzała na niego ze złością.
- Oczywiście. Spał i chrapał. Pan sądzi, że to ja go zabiłam? - wyraz rozdrażnienia na jej twarzy
ustąpił przygnębieniu, gdy przypomniała sobie, co leżało w sąsiednim pokoju. Szybko pociągnęła
drinka.
- Gdy dotknąłem ciała pana O'Briena, było jeszcze ciepłe - dobiegł zza progu głos Taba. -
Ktokolwiek go zabił, musiał to zrobić chwilę przed naszym przyjściem.
- Proszę usiąść na korytarzu i nie wtrącać się - powiedział ostro Andy nie odwracając głowy.
Upił łyk lodowatej wody. O co właściwie mu chodziło, czym się tu przejmował? Jakie to miało
znaczenie, kto sprzątnął Wielkiego Mike'a, ważne że to zrobił i społeczeństwo winno mu być
wdzięczne. Wszystko wskazywało, że to nie dziewczyna. Gdzie motyw? Spojrzał na nią i spotkał
jej wzrok; odwróciła się obciągając suknię na kolanach.
- Chociaż tak naprawdę, to wszystko jedno - stwierdził, lecz to było za słabo powiedziane. -
Niech pani zrozumie, panno Greene, że jestem tylko gliną wykonującym swoją robotę. Proszę
powiedzieć mi wszystko, co chcę wiedzieć, ja to zapiszę i oddam porucznikowi. Osobiście nie.
sądzę, by miała pani cokolwiek wspólnego z tym morderstwem. Jednakże muszę zadać kilka pytań.
Po raz pierwszy zobaczył na jej twarzy uśmiech i był to miły uśmiech. Marszczyła przy tym nos,
a że była udanym dzieciakiem, pomyślał Andy, to rzeczywiście jest w stanie dać sobie radę z
każdym, kto ma za dużo dolców: Spojrzał na tabliczkę i grubą linią podkreślił słowa: Wielki Mike.
Tab zamknął drzwi za Andym, gdy ten wyszedł, po czym odczekał kilka minut, by mieć
pewność, że detektyw nie wróci. Wszedłszy do salonu stanął tak, by mieć baczenie na drzwi do
mieszkania i widzieć, gdyby się otworzyły.
- Miss Shirl, jest coś, co chciałbym pani przekazać. Shirl była w trakcie spożywania trzeciego
dużego drinka, lecz alkohol zdawał się dziś na nią nie działać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]