[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dawniej mą ręką wbite w piasek suchy:
òiÅ› ich nie poznasz; óisiaj piÄ™kne drzewa
I liÅ›cie¹p v na nich wiosenne powiewa,
I młodych kwiatów unoszą się puchy!&
Ach, na ten widok pociecha nieznana,
Przeczucie szczęścia serce ożywiło;
Całując wierzby padłem na kolana
Boże mój, rzekłem, oby się spełniło!
Obyśmy, w strony ojczyste wróceni,
Kiedy litewskÄ… zamieszkamy rolÄ™,
Odżyli znowu; niech i naszą dolę
Znowu naóiei listek zazieleni!&
Tak, wróćmy! Pozwól!& Mam w Zakonie właóę,
Każę otworzyć& Lecz po co rozkazy?
Gdyby ta brama była tysiąc razy
Twardsza od stali, wyb3ę, wysaóę;
Tam ciÄ™, o luba! ku naszej dolinie.
Tam poprowaóę, poniosę na ręku;
Lub dalej pójóiem& Są w Litwie pustynie,
Są głuche cienie białowieskich lasów,
Kędy nie słychać obcej broni szczęku
Ani dumnego zwycięzcy hałasów,
Ni zwyciężonych braci naszych jęku&
Tam, w środku cichej, pasterskiej zagrody,
Na twoim ręku, u twojego łona.
Zapomnę, że są na świecie narody,
%7łe jest świat jakiś bęóiem żyć dla siebie!&
Wróć, powieó, pozwól!& »
Milczała Aldona,
Konrad umilknął, czekał odpowieói.
Wtem krwawa jutrznia błysnęła na niebie:
«Aldono, przebóg! ranek nas uprzeói,
Zbuóą się luóie i straż nas zatrzyma,
Aldono!& » woÅ‚aÅ‚, drżaÅ‚ z niecierpliwoÅ›ci;
Głosu nie stało, błagał ją oczyma.
I załamane ręce wzniósł do góry,
Padł na kolana i żebrząc litości,
Objął, całował zimnej wieży mury.
pustelnica
Uroda, Miłość,
«Nie, już po czasie! rzekÅ‚a smutnym gÅ‚osem,
Wspomnienia
Ale spokojnym Bóg mi doda siły,
On mię zasłoni przed ostatnim ciosem&
Kiedym tu weszła, przysięgłam na progu
Nie zstąpić z wieży, chyba do mogiły,
¹p u odn tu: altana.
¹p v l e tu lp, r.n.; jak óiÅ›: listowie.
ada ickiewicz Konrad Wallenrod 39
Walczyłam z sobą óiś i ty, mój miły,
I ty mi dajesz pomoc przeciw Bogu!&
Chcesz wrócić na świat kogo? nęóną marę!
Pomyśl, ach pomyśl! jeżeli szalona
Dam się namówić, rzucę tę pieczarę
I z uniesieniem padnÄ™ w twe ramiona
A ty nie poznasz, ty miÄ™ nie powitasz,
Odwrócisz oczy i z trwogą zapytasz:
Ten straszny upiór, jestże to Aldona?&
I bęóiesz szukał w zagasłej zrenicy,
I w twarzy, która ach, myśl sama razi!
Nie, niechaj nigdy nęóa pustelnicy
Pięknej Aldonie oblicza nie kazi!&
Ja sama& wyznam& daruj, mój kochany!
Ilekroć księżyc żywszym światłem błyska,
Gdy słyszę głos twój; kryję się za ściany;
Ja cię, mój drogi, nie chcę wióieć z bliska!&
Ty może óisiaj już nie jesteś taki,
Jakim bywałeś, pamiętasz, przed laty,
Gdyś wjechał w zamek z naszymi orszaki:
Lecz dotąd w moim zachowałeś łonie,
Też same oczy, twarz, postawę, szaty:
Tak motyl piękny, gdy w bursztyn utonie,
Na wieki całą zachowuje postać&
Alfie, nam lepiej takimi pozostać,
Jakiemi dawniej byliśmy, jakiemi
ZÅ‚Ä…czym siÄ™ znowu ale nie na ziemi!&
Doliny piękne zostawmy szczęśliwym:
Ja lubiÄ™ mojÄ… kamiennÄ… zaciszÄ™,
Mnie dosyć szczęścia, gdy cię wióę żywym,
Gdy miły głos twój co wieczora słyszę&
I w tej zaciszy można, Alfie drogi,
Można by wszystkie cierpienia osłoóić,
Porzuć już zdrady, mordy i pożogi,
Staraj siÄ™ częściej i raniej¹p w przychoóić.
Gdybyś& posłuchaj& wokoło równiny
Chłodnik podobny owemu zasaóił
I twoje wierzby kochane sprowaóił,
I kwiaty, nawet ów kamień z doliny&
Niech czasem óiatki z pobliskiego sioła,
Bawią, się mięóy ojczystymi drzewy,
Ojczyste w wianek uplatają zioła,
Niechaj litewskie powtarzają śpiewy
Piosnka ojczysta pomaga dumaniu
I sny sprowaóa o Litwie i tobie
A potem, potem, po moim skonaniu,
Niech przyÅ›piewujÄ… i na Alfa grobie& »
Błąóenie, Strój
Alf już nie słyszał. On po óikim brzegu
Błąóił bez celu, bez myśli, bez chęci.
Tam góra lodu, tam puszcza go nęci:
W óikich widokach i w naglonym biegu
Znajdował jakąś ulgę, utruóenie.
¹p w ran e (daw.) wczeÅ›niej.
ada ickiewicz Konrad Wallenrod 40
Ciężko mu, duszno śród zimowej słoty;
Zerwał płaszcz, pancerz, roztargał oóienie
I z piersi zrzucił wszystko prócz zgryzoty.
Już rankiem trafił na miejskie okopy;
Ujrzał cień jakiś, zatrzymał się, bada&
Cień krąży dalej i cichymi stopy
Wionął po śniegu, w okopach przepada.
GÅ‚os tylko sÅ‚ychać: «biada, biada, biada!»
Alf na ten odgłos zbuóił się i zdumiał,
Pomyślił chwilę i wszystko zrozumiał.
Dobywa miecza, i na różne strony
Zwraca się, śleói niespokojnym okiem:
Pusto dokoła, tylko przez zagony
Znieg leciał kłębem, wiatr północny szumiał;
Spojrzy ku brzegom, staje rozrzewniony,
Na koniec wolnym, chwiejÄ…cym siÄ™ krokiem
Wraca się znowu pod wieżę Aldony.
Dostrzegł ją z dala, jeszcze w oknie była:
«òieÅ„ dobry!» krzyknÄ…Å‚ «przez tyle lat z sobÄ…
Tylkośmy nocną wióieli się dobą:
Teraz, óień dobry !& jaka wróżba miła!
Pierwszy óień dobry, po latach tak wielu!
Zgadn3, dlaczego przychoóę tak rano?»
aldona
«Nie chcÄ™ zgadywać; bÄ…dz zdrów, przyjacielu!
Już nazbyt Å›wiatÅ‚o¹p x , gdyby ciÄ™ poznano&
Przestań namawiać& Bądz zdrów, do wieczora,
Wyniść¹p y nie mogÄ™, nie chcÄ™».
al
«Już nie pora!&
Wiesz, o co proszę?& Zrzuć jaką gałązkę&
Nie, kwiatów nie masz: więc nitkę z oóieży
Albo z twojego warkocza zawiÄ…zkÄ™,
Albo kamyczek ze ścian twojej wieży.
Chcę óisiaj jutro nie każdemu dożyć
Chcę na pamiątkę mieć jaki dar świeży,
Który óiś jeszcze był na twoim łonie,
Na którym jeszcze świeża łezka płonie;
Chcę go przed śmiercią na mym sercu złożyć,
Chcę go ostatnim pożegnać wyrazem&
Mam zginąć wkrótce, nagle; zgińmy razem!
Wióisz tę bliską, przedmiejską strzelnicę?
Tam będę mieszkał. Dla znaku, co ranek,
Wywieszę czarną chustkę na krużganek.
Co wieczór lampÄ™ u kraty zaÅ›wiécÄ™:
Tam wiecznie patrzaj. Jeśli chustkę zrzucę,
Jeżeli lampa przed wieczorem skona:
Zamkn3 twe okno, może już nie wrócę&
BÄ…dz zdrowa!& »
¹p x a o tu: jasno.
¹p y n wyjść.
ada ickiewicz Konrad Wallenrod 41
Odszedł i zniknął. Aldona
Jeszcze poglÄ…da zwieszona u kraty,
Ranek przeminął, słońce zachoóiło:
A długo jeszcze w oknie widać było
Jej białe z wiatrem igrające szaty
I wyciągnięte ku ziemi ramiona.
«ZaszÅ‚o na koniec» rzekÅ‚ Alf do Halbana,
Wskazując słońce z okna swej strzelnicy,
W której zamknięty od samego rana
Sieóiał patrzając w okno pustelnicy:
«Daj mi pÅ‚aszcz, szablÄ™. BÄ…dz zdrów, wierny sÅ‚ugo,
Pójdę ku wieży. Bywaj zdrów na długo,
Może na wieki& Posłuchaj, Halbanie,
Jeżeli jutro, gdy óień zacznie świecić,
Ja nie powrócę, opuść to mieszkanie.
Chcę, chciałbym jeszcze coś tobie polecić&
Jakżem samotny! pod niebem i w niebie
Nie mam nikomu, nigóie, nic, powieóieć
W goóinę skonu, prócz jej i prócz ciebie!&
Bądz zdrów, Halbanie! Ona bęóie wieóieć:
Ty zrzucisz chustkę, jeśli jutro rano&
Lecz cóż to? sÅ‚yszysz?& W bramÄ™ koÅ‚atano».
«Kto ióie?» trzykroć odzwierny zawoÅ‚aÅ‚;
«Biada!» krzyknęło kilka óikich gÅ‚osów.
Widać, że strażnik oprzeć się nie zdołał
I brama tęgich nie wstrzymała ciosów.
Już orszak dolne krużganki przebiega,
Już przez żelazne pokręcone wschody,
Do Wallenroda wiodÄ…ce gospody,
Aoskot stóp zbrojnych raz wraz się rozlega.
Alf, zawaliwszy wrzeciąóem¹¹p podwoje,
Dobywa szablę, wziął czarę ze stoła,
PoszedÅ‚ ku oknu: «StaÅ‚o siÄ™!» zawoÅ‚a,
NalaÅ‚ i wypiÅ‚: «Starcze! w rÄ™ce twoje!»
Halban pobladnął. Chciał skinieniem ręki
Wytrącić napój, wstrzymuje się, myśli;
[ Pobierz całość w formacie PDF ]