[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po południu wrócili do szpitala i Catherine była już na tyle przytomna,
by wysłuchać, co ojciec ma do powiedzenia na temat jej uczynku. Julia
zagryzała wargi, słuchając reprymendy Adama, ale wiedziała, że to
RS
117
konieczne. Powiedziawszy swoje, Adam przytulił córeczkę i starał się ją
pocieszyć.
Następnego dnia przyjechali rodzice Adama. Julia została w domu z
Davidem, żeby nie zmęczyć Catherine odwiedzinami, a Adam przywiózł
rodziców z kliniki do domu.
- Cieszę się, że ją zobaczyłam - powiedziała pani Brent, biorąc z ręki
Julii filiżankę herbaty. - Tak się martwiłam po telefonie Adama. Przyznaję,
że to nieprzyjemne widzieć ją na wyciągu i w bandażach, ale mogło
skończyć się o wiele gorzej. - Poszukała wzrokiem oczu Julii. - Adam
powiedział mi, co zrobiłaś, kochanie. Powiedział, że Catherine mogła spaść
z tej półki albo uszkodzić sobie kręgosłup, gdybyś do niej nie zeszła.
- Nie chcę nawet o tym myśleć - powiedziała Julia. Pani Brent poklepała
ją po ręce.
- Jak to dobrze, że tam byłaś, Julio. Dobrze dla Catherine. I dla Adama. -
Julia zrozumiała ją, a kiedy Adam wyszedł z ojcem, starsza pani przytuliła
ją mocno i pocałowała w policzek. - Przyjedz do nas, kochanie, razem z
Adamem i dziećmi.
- Przyjedziemy, kiedy Catherine wyjdzie ze szpitala, mamo -obiecał
Adam, stając w drzwiach. - Może nawet wcześniej. - Jednym ramieniem
objął Julię, lekko, lecz Julia pomyślała ze zdumieniem, że zaborczo.
Pózniej, kiedy David poszedł spać, Adam powiedział, że muszą
porozmawiać. Więc zaczęli rozmawiać - spokojnie, rozsądnie, bez emocji.
Wyjaśnienia, przeprosiny, obietnice, plany.
W pewnym momencie Adam umilkł nagle. Spojrzał na nią, z pytaniem w
pociemniałych oczach. Julia słyszała bicie własnego serca.
Wypowiedział jej imię niepewnym, rwącym się głosem. Znów się
obejmowali, a kiedy ją pocałował - najpierw delikatnie, czule, potem
namiętnie - zniknęło wahanie i niepewność. Po raz pierwszy Julia nie
musiała walczyć z pragnieniem, by poddać się ustom i ramionom Adama.
Pózniej, dużo pózniej, poruszyła się w jego objęciach.
- O czym to rozmawialiśmy? - zapytała, znając doskonale odpowiedz.
Delikatnie, opuszkiem palca, obrysował linię jej warg.
- Chyba pytałem, kiedy będziemy mogli się pobrać - powiedział miękko.
- Chyba tak - przyznała z wahaniem, a potem odparła: - Jak najprędzej,
Adamie.
Ustalili, że poczekają, aż Catherine wyjdzie ze szpitala i zostanie
uwolniona od gorsetu. Adam zaproponował, żeby wziąć ślub w Durbanie,
gdzie Julia miała rodzinę i przyjaciół, ale ona potrząsnęła głową.
- Moja rodzina przyjedzie do Kapsztadu, moi przyjaciele również.
RS
118
Wolałaby wziąć ślub w Halvey House, w kapliczce na parterze szpitala.
Adamowi pomysł się spodobał. Połączy ich pastor z kościoła leżącego przy
tej samej ulicy co Halvey House. Oboje znali go, ponieważ raz w tygodniu
prowadził nabożeństwo, a potem odwiedzał pacjentów.
- Myślisz, że rozwiązaliśmy już wszystkie kwestie praktyczne? - zapytał
Adam. - Bo jeżeli tak...
Długo trwało, zanim się od siebie oderwali. Adam wyszeptał z wargami
na jej ustach, że przecież mają mnóstwo zaległości.
- Wydaje mi się, że nadrabiamy je w dobrym tempie - roześmiała się
Julia.
Uznali, że nie ma sensu próbować ukrywać ich decyzji. Ale pewne osoby
należało powiadomić w pierwszej kolejności. Następnego dnia Julia
zadzwoniła do rodziców. Ku jej zdumieniu matka nie okazała zaskoczenia,
jedynie radość.
- Tak sobie myślałam, że coś jest między wami - powiedziała.
- Ale ja prawie o nim nie mówiłam!
- Właśnie dlatego nabrałam podejrzeń - odparła matka. - Zawiadomcie
nas, kiedy będzie ślub, a stawimy się w komplecie. Tatuś, ja i chłopcy. No i
babcia. Nic jej nie powstrzyma przed przyjazdem.
Rodzice Adama również nie kryli zadowolenia.
- Miałam taką nadzieję, kiedy do nas przyjechałaś - rzekła matka Adama.
- I byłam taka rozczarowana, kiedy coś się między wami popsuło.
Nieco pózniej Julia zauważyła, że pani Brent konferuje cicho z Adamem.
Adam uśmiechnął się i jego matka wyszła z pokoju, po czym wróciła z
aksamitnym puzderkiem, które wręczyła synowi.
- Julio, to był pierścionek mojej babki, a przypuszczam, że i prababki -
powiedział Adam, wręczając jej pudełko. - Mama zapytała, czy dałem ci
pierścionek, a kiedy powiedziałem, że nie... Pomyślała, że może chciałabyś
ten.
Julia uchyliła wieczko. Pierścionek okazał się szeroką, złotą obrączką
wysadzaną szafirami i brylancikami. Julia była nim zachwycona. Adam ujął
jej lewą rękę i wsunął pierścionek na palec. Pasował jakby robiony na
miarę.
- Nikt go nie nosił od śmierci mojej babci, od wielu lat - zauważył
mimochodem Adam i Julia zrozumiała, co naprawdę chciał jej powiedzieć:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]