[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spójrz tylko, tato!
Inne światła podążyły w tym samym kierunku, rozjaśniając wi-
dok, który wprawił doktora w osłupienie. Gdy tak stał nieruchomo,
29
z twarzą zastygłą w pełnym grozy zachwycie, mogło się wydawać, że
za chwilę serce przestanie mu bić. Po chwili poczuł, jak Gozan kuli się
za jego plecami. To właśnie doradca prezydenta odezwał się pierwszy.
To... drzwi! wysapał.
Doktor Cooper otrząsnął się z zauroczenia.
Jay, oświeć górną część. Bill, oświeć środek. Niech światło
rozłoży się równomiernie, żebyśmy mogli lepiej się temu przyjrzeć.
W świetle latarek ich oczom ukazał się niezwykły widok.
Oto w ścianie komnaty ujrzeli coś, co wyglądało jak gigantycznej
wielkości drzwi. Mogły być z kamienia, mogły równie dobrze być
z żelaza; z daleka trudno było to ocenić. Dolna ich część zakryta była
głazami pozostałymi tam prawdopodobnie po jakimś starodawnym
zawale, ale górna była wyraznie widoczna. Miały jakieś dwadzieścia
pięć metrów wysokości oraz około dziewięciu szerokości. Pokryte
grubą warstwą szarego kurzu, niemal wrośnięte w masywną skałę,
wrota sprawiały wrażenie starych jak świat.
Doktora, tak jak innych uczestników wyprawy, ogarnęła przej-
mująca groza.
Gozan trząsł się ze strachu.
Legenda jest prawdą! mamrotał nieprzytomnie. Legen-
da o drzwiach jest prawdą!
Więc naprawdę nigdy wcześniej nie widział pan tych drzwi?
zwrócił się do niego doktor Cooper.
Gozan potrząsnął głową, niezdolny oderwać wzroku od potęż-
nych wrót.
Nie, nigdy. Znam je tylko z legend.
No cóż, ktoś musiał je już widzieć przed nami... Gozan parsk-
nął nerwowym śmiechem.
Wielu, drogi doktorze, lecz nikt nie zdołał dotrzeć z opowie-
ścią na powierzchnię głośno przełknął ślinę i dodał nam też się
to nie uda!
Doktor Cooper podprowadził Gozana w stronę Jeffa, który ze
spojrzenia, jakie posłał mu doktor, natychmiast zrozumiał, że ma za-
jąć się rozdygotanym biedakiem. Wtedy doktor ruszył ku drzwiom
i wspiął się na stos kamieni u ich podstawy.
Jaki skarb może się kryć za tak olbrzymimi drzwiami? za-
stanawiał się głośno.
30
Nikt nawet nie zdążył odpowiedzieć. Nagle, jakby na skutek po-
dejścia doktora do drzwi, ziemia znów zaczęła się trząść i drżeć, tym
jednak razem nie była to tylko wibracja. Wstrząs przyszedł niespo-
dziewanie i z ogromną siłą, która zwaliła z nóg Gozana i kilka in-
nych osób. Głęboki pomruk z wnętrza ziemi stał się teraz głośniejszy.
Grunt wymykał im się spod stóp w szalonym tańcu. Musieli chwy-
tać się głazów, skalnych rozpadlin, wszystkiego, co dawało jakąkol-
wiek stabilność. Jay wcisnął się w jakąś niszę i z przerażeniem obser-
wował, jak leżące na dnie groty skalne masywy poruszają się gwał-
townie targane wstrząsem. Nagle ze sklepienia komnaty posypał się
deszcz kamieni i głazów; olbrzymie odłamki, jak ostrza gilotyn, wbi-
jały się z głuchym tąpnięciem w miękkie podłoże. Ciężko było zna-
lezć przed nimi osłonę.
Gdzie jest tata?" zastanawiał się Jay, kierując snop światła
w miejsce, gdzie po raz ostatni widział ojca. Ani śladu. Zbyt wie-
le pyłu.
Aż wreszcie go zobaczył. Stał na stosie kamieni, rozpaczliwie
próbując zachować równowagę, podczas gdy kamienie tańczyły mu
pod nogami.
Tato! krzyknął Jay i ruszył na pomoc ojcu. Chłopiec nie
zdążył jednak przebiec nawet metra, gdy poczuł na sobie jakieś po-
tężne ciało. To Jeff chwycił go w pół i popchnął w przeciwnym kie-
runku.
Głaz wielkości dużego samochodu wybił w ziemi krater dokład-
nie w miejscu, gdzie przed momentem stał Jay.
Obaj ukryli się w bezpiecznej niszy wyżłobionej w skalnej ścia-
nie.
Jay z przerażeniem spoglądał w kierunku drzwi i stosu kamie-
ni, wyglądając jakiegokolwiek śladu ojca. Ujrzał go po chwili, jak
rozpaczliwie starał się znalezć jakieś schronienie przed spadającymi
z góry i toczącymi się obok niego głazami.
Ale Jay widział też złowieszczą strużkę piasku i drobnych kamy-
ków nad głową ojca. Skierował tam światło latarki i ujrzał, jak zie-
mia i kamienie zaczynają rozstępować się wokół olbrzymiego bloku
skalnego w suficie komnaty. Gigantyczny głaz uwalniał się ze skal-
nych okowów dokładnie nad głową jego ojca!
Tato, uważaj! krzyknął chłopiec ile sił w piersiach, ale pa-
31
nujący wkoło huk zagłuszył jego rozpaczliwe wołanie. Doktor Co-
oper nie słyszał ostrzeżenia i nie ruszył się z miejsca.
Nagle rozległ się głośny zgrzyt, głaz poruszył się gwałtownie
i z ogłuszającym łomotem oderwał od sufitu.
Zaklęte drzwi
W potwornym przerażeniu, Jay wydał z siebie przeciągły, roz-
dzierający krzyk rozpaczy, którego w huku spadających skał nikt nie
mógł usłyszeć.
JEEEEEZUUUUUSSSS!
W tym momencie potężny wstrząs targnął nim tak gwałtownie,
że z impetem wpadł na Jeffa. Obaj uderzyli w ścianę i padli na zie-
mię, tracąc doktora z oczu.
Wielki głaz z przerazliwym łoskotem wbił się ostrym końcem
w stos kamieni, a następnie opadł na bok i tak leżał na rumowisku
niby potężne, martwe zwierzę.
Wstrząsy ustały tak samo niespodziewanie, jak się zaczęły. Huk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]