[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To są tych stron mieszkańcy...! Gdzieniegdzie mignie się biały bernus Beduina lub jego
wyniosła dzida... Ale i my też mamy Beduinów z sobą, a myśmy h a d ż i (pielgrzymi). Będą
mieć dla nas poszanowanie.
Jakie szczęście, że wody dostateczny zapas! Bez niej okropna śmierć w pustyni...! bo pra-
gnienie nieustanne!
Otóż już widać niebieskie Morze Czerwone i smutne miasto Koser. Stąd odpływają do
Mekki, do Indiów Wschodnich, do Arabii, do Suez. W tutejszym porcie mnóstwo arabskich
statków, płaskich jak tratwy, a które przepływają jednak przez tę burzliwą przestrzeń. Wiele z
nich przecież już nigdy do portu nie wraca. A Araby, ufne w przeznaczenie, nie uwierzą, że
się topią; chyba wtedy, gdy są już na dnie.
83
Tędy także od niezbyt dawnego czasu przewozi statek parowy angielski z Suez do Bombaj
się udających. Dziwne to zjawisko! statek parowy na morzu Mojżeszów i faraonów...!
Gdzież teraz poniesiem nasze kroki...? Udamyż się w pielgrzymkę do Mekki...? Ale zapo-
wiadam, że się trzeba wprzódy ochrzcić na Turka...!Może się wrócim przez Suez do zielone-
go Kairu...?
Może też wylądowawszy koło Et-Tur, na przeciwnym brzegu temu, na którym Suez leży,
wdrapywać się zechcesz na górę Horeb, na szczycie której Bóg po raz pierwszy okazał się
Mojżeszowi, i na górę Synaj, gdzie mu dał tablice z dziesięciorgiem przykazań...? Może byś
pózniej, kołysząc się pomału na pustyni, zwiedził wspaniałe ruiny Petra (Krak), stolicy daw-
nej Arabii skalistej, i podumał nad Morzem Martwym, nad zapadłą Sodomą i Gomorą, i po-
zdrowił Hebron, siedzibę patriarchy Jakuba, i szczerą łzę uronił nad Grobem Zbawiciela, i na
Górze Oliwnej rozpamiętywał swoje życie, i porównał nikczemność twego smutku i cierpień
z smutkiem i cierpieniami Syna Bożego...? Może byś wstrząsnął z rozognionym okiem cięż-
kim mieczem Godfreda i radował się wraz z pasterzami w wesołym Betlejem, i zdumiał się w
górach skalistych nad arcydziełami mądrego Salomona, i przeleciał przez lśniące się z dala
Miasto Słońca (Damas), i rzucił okiem na świat spod cedrów Libanu, i stanął z zadumieniem
przed wspaniałymi ruinami Baalbeku, i zasiadł u gościnnego stołu Starca z gór, Ibraima i So-
limana, i zabłąkał się w pięknych cytrynowych gajach nad brzegiem morskim około Bejrutu, i
skrzyżował twój oręż z hardym i zbójeckim Syryjczykiem, i po błękitnym Morzu Zródziem-
nym popłynął do Cypru, wyspy Wenery, do Rodu, wyspy rycerzy i sławnego kolosu, do
uśmiechającej się Smyrny, w pomarańczowej girlandzie na skroniach, której niebo tak różowe
a tak powabne dziewice...? Może byś jeszcze pozdrowił Stambuł, starożytne Bizancjum...?
przesunął się złoconym kaikiem pomiędzy fantastycznymi pałacami Bosforu? I wracając
wstecz,
przepłynął koło Troi i udał się do kraju Hellenów...? Może byś zwiedził Ateny, Spartę, Ko-
rynt, Termopile i Maraton...? Może byś stanął przy pustej i skalistej Itace, ojczyznie Telema-
ka, co równie jak ty włóczył się po świecie...? %7łyczę szczęśliwej podróży...! Ja cię tu już opu-
ścić muszę...! Kłopocz się sam teraz, mój przyjacielu...! Mógłbym ci wprawdzie służyć za
przewodnika w tych wszystkich krajach... ale... kiedy indziej...!
Pisano w Koser nad brzegiem Morza Czerwonego,
1840 roku.
84
PIERWOTNE
SAÓW POJCIE
85
I
Czas był wietrzny, morze niemiłego wejrzenia, a gęste obłoki przesuwały się po niebie jak
gdyby smutne myśli przyrody. Jesienna to wprawdzie była pora, a jesień w Palestynie to
czterdziestodniowy biblijny potop. Jednak na taką jesień było jeszcze za wcześnie, bo dopiero
w końcu pazdziernika zwykła się zaczynać, przywodząc za sobą szereg tyfusów i zgniłych
gorączek, w braku lekarzy bez nazwisk obchodzić się muszących. Już piątą dobę spędzaliśmy
na morzu, a nasza mizerna łódka nie mogła coś w żaden sposób dopłynąć do Jaffy; przecież z
Damietty (skąd płynęliśmy) do Jaffy zaledwie mil czterdzieści a statek parowy przebiegłby
w jednej nocy ten przedział. Ale statek parowy nie wstępuje do Damietty: a kto się w drogę
wybiera niech nie przebiera .
Przykroć to wprawdzie trawić dnie i noce bezczynnie, w ciągłej kontemplacji, pod gołym i
wietrznym niebem, w czółnie na trzydzieści stóp długim a na sześć szerokim, aż po sam brzeg
workami z ryżem egipskim naładowanym, a nadto zawalonym trzydziestoma podróżnymi
różnej płci i wieku. Czterech majtków i pilota, tratując innych po głowach, bezustannie to
tam, to sam się uwija na znak władzy najwyższej, od rudła do żaglu, od żaglu do rudła, a naj-
częściej do miski z ogniem, na której garnki z warzywem.
Znając dostatecznie sposób podróżowania muzułmanów wymówiłem sobie jeszcze w Da-
mietcie kąt osobny w czółnie i za takowy jak za przewóz dziesięciu osób zapłaciłem (po dwa
złote od osoby): nie przez arystokrację... bynajmniej...! lecz przez inną, już wiekową choro-
bę... przez nieugaszone pragnienie komfortu. Urządzono mi więc mały k o m f o r t na wor-
kach z ryżem, a to kładąc na środku większego czółna małe czółenko, na którym w razie nie-
bezpieczeństwa dziesięć najwięcej osób mogłoby się wyratować, a w stanie pokoju, wycią-
gnąwszy się dobrze na moich manatkach, mogłem je zmierzyć moją osobą prawie do drugie-
go brzegu nogami dotykając. Turków by się jednak dziesięciu, a Chińczyków trzydziestu na
nim zmieściło, bo pierwsi trzymają nogi pod sobą, a drudzy siedzą w piramidę. Bardzo więc
słusznie, że Europejczykowi za dziesięciu płacić kazano.
Leżałem więc już piątą dobę pośród dwudziestu sześciu osób ubogiego stanu, obcych mi
narodem, wyobrażeniami, mową i zwyczajem. W dzień uprzyjemniały nam podróż widziane
choć w oddaleniu przedmioty lub bliższe spotkanie z rybakami, zajętymi ryb połowem; ale w
nocy, gdy morze rozpoczynało z Eolem swoje kabalarskie szepty, smutno było na duszy, gdyż
szum fali, jęk dwóch biednych kobiet podróżujących z nami i wtór gardlanych tonów swarzą-
cych się między sobą niezgrabnych żeglarzy o rozwijanie lub zwijanie żagla nie były wcale
harmoniÄ… uspokajajÄ…cÄ… duszÄ™.
Od dwóch nocy, jak gdyby na przekór, wiatr był zawsze gwałtownym poczynając od trze-
ciej godziny po zachodzie aż do świtu. Jeśli gdzie i kiedy, to w nocy i na morzu strach ma
największe oczy. Wyznać potrzeba, że niejedną wcale rzeczą dla Boga i dla ludzi mieć to lub
owo wyznanie i przekonanie, gdyż wyznanie mahometańskie na przykład, przypuszczające
fatalność, odejmuje zarazem pobudki do kształcenia się... nawet w marynarce a zaręczam,
że dla mnie w tej chwili to wcale nie było jedno.
Tak myślałem sobie przewidując jedną noc jeszcze, którą będzie trzeba przepędzić w tej
orzeszej łupinie, w której jądrze leżałem jak mizerny robak w kłębek zwinięty. Pilota (jeśli
tak zwać godzi tego, co tak żegluje, jako ślepy chodzi trzymając się płota) miał jeden tylko
główny system nawigacyjny, a tym było: ,,trzymać się zawsze brzegu... i Alkoranu to jest
86
o parę mil w oddaleniu ziemi płynąć. Ale skały i mielizny, na które nas wiatr może wpędzić
w nocy? pytałem go, jak mogłem... Ale brak wody i jadła, gdyby nas wiatr wszerz ode-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]