[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z Tricią swoimi odczuciami, bo nie potrafił odrzucić
zahamowań, które przeszkadzały mu zapomnieć o tym, co
minęło, i zbudować nowe życie. Złotowłosa piękność stała
nadal na środku jego pokoju, skąpana w blasku księżyca, nie
odrywała od niego oczu i czekała na odpowiedz. Wymyślił
najprostszą i najszczerszą;
- Widzę piękną kobietę.
- Nie tego oczekiwałam. Chciałam, żebyś powiedział, że to
przeze mnie nie mogłeś zasnąć, że pragniesz się ze mną
kochać.
- Zgadłaś... - Słowa uwięzły mu w gardle. - To prawda,
właśnie dlatego nie zmrużyłem oka.
- Ale dobrowolnie byś się do tego nie przyznał. -
Uśmiechnęła się.
- Za nic w świecie. Zresztą po co? I tak wszystko wiesz.
Nie mógł od niej oderwać oczu. Cienie firanek,
poruszanych lekkim wiatrem, ślizgały się po zgrabnej postaci,
światło księżyca kładło złociste refleksy na włosach. Stała na
środku pokoju, jak solistka na pustej scenie, jak gwiazda
srebrnego ekranu, marzenie każdego mężczyzny. I jak
wieczna zagadka.
Z właściwą sobie swobodą zaczęła mówić o czymś innym:
- Doskonale sobie poradziłeś z Katie. Polubiła cię z całego
serca. Tak jak ja.
- No to świetnie. - Nic innego nie przyszło mu do głowy.
Kobieca logika - pomyślał znowu, tym razem bez cienia ironii.
Zwyczaj Tricii przeskakiwania z tematu na temat nie
irytował go już, raczej intrygował i przyprawiał o zawrót
głowy. Może zresztą wcale nie z tego powodu pojawiły się
trudności z koncentracją. Jak inaczej mógłby zareagować,
widząc we własnej sypialni w środku nocy ponętną kobietę,
prawie nagą, w przejrzystej nocnej koszulce, uwydatniającej
doskonałe kształty? Miał ochotę porwać ją w ramiona, rzucić
na łóżko i zapomnieć o całym świecie. Zamiast tego stanął w
rozkroku, założył ręce na piersi i starał się przepędzić
nierozważne myśli. Spróbował też odwrócić uwagę Tricii od
własnej osoby:
- Przed chwilą słyszałem, jak Saba piszczy w łazience.
- Ja też, ale już ją pogłaskałam i uspokoiłam. Dałam jej
maskotkę, wtuliła się w nią i zaraz usnęła.
Tricia odwróciła się, popatrzyła na Sama i powoli, jak we
śnie, ruszyła w jego kierunku. Chwyciła w dłoń koronkowy
rąbek koszuli i centymetr po centymetrze unosiła go w górę.
Spod zwiewnej tkaniny powoli ukazywały się coraz wyższe
partie długiej, zgrabnej nogi.
- Pomyślałam sobie, że wszyscy potrzebujemy czegoś
takiego. - Zatrzymała się tuż przed nim, jej ręka również
znieruchomiała.
Sam wstrzymał oddech w oczekiwaniu dalszego ciągu
zmysłowego spektaklu. Wpatrywał się intensywnie w
odsłonięty kawałek uda, lecz dziewczyna się nie poruszyła.
Podniosła na niego oczy i tęsknym, rozmarzonym głosem
dokończyła:
- Jak to dobrze móc się do kogoś przytulić, gdy noce stają
się zbyt długie, a samotność nie do zniesienia.
Samowi brakło słów, brakło tchu. Słowa właściwie nie były
już potrzebne, wystarczył jeden gest, wyciągnięcie ręki, żeby
ich wspólne pragnienia się ziściły. Lecz Sam uparcie usiłował
odeprzeć pokusę.
- Chciałabyś pluszowego zwierzaczka?
- Niezupełnie, właściwie wcale nie chcę. - Roześmiała się
głośno. Ten śmiech skruszył opór Sama, przełamał ostatnie
bariery, brzmiał w jego uszach jak najpiękniejsza melodia.
Napięcie ustąpiło.
- Potrzebuję ciebie - dodała i jednym ruchem ściągnęła
koszulę.
Odrzuciła ją daleko, przez moment kawałek lekkiego
materiału szybował pod sufitem jak spadochron. Wreszcie
opadł na podłogę. Tyle godzin Sam przyzywał ją w myślach,
walczył ze sobą, tłumił własne pragnienia, a teraz miał Tricię
na wyciągnięcie ręki, piękną i osiągalną, odzianą tylko w
blask księżyca. Serce Sama zatrzymało się na sekundę, a
potem zaczęło tłuc się w piersi jak oszalałe. Rozgrzana krew
rozpoczęła obłąkańczy taniec w jego żyłach.
- Tricio...
Wyciągnęła do niego ręce, bez wahania, bez fałszywego
wstydu. Nie rzuciła się na szyję, tylko położyła ręce na jego
ramionach, wspięła się na palce i spojrzała w oczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]