[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A jeśli pamięta, to, Boże, dopomóż mi, a przede wszystkim pomóż jej!
Kolejnego ciosu od życia na pewno by nie zniosła... Choć może by i wytrzymała, bo Marit z
Grodziska przyzwyczajona była do ciosów. Ale nie mógł pogodzić się z myślą, że to on
miałby ją zawieść, sprawić jej taki ból.
Dobry Boże, spraw więc, by zapomniała o wszystkim! A w najgorszym razie niech potraktuje
to jak sen, była przecież prawie nieprzytomna, prawda?
Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, by Christoffer, taki życzliwy dla innych i wielkoduszny, do
tego stopnia nie mógł sobie ze sobą poradzić.
95
Benedikte śpieszyła się jak mogła, by uporać się z zabiegami u wszystkich swych
szczególnych pacjentów przed obchodem lekarskim. Zorientowała się, że plotka o jej
obecności rozniosła się już po całym szpitalu, pacjenci bowiem poszeptywali między sobą,
obserwując ją ukradkiem.
Nie chciała jednak wystawiać się na badawcze spojrzenia lekarzy. Stan lekarski w Norwegii
miał swą własną etykę, która zabraniała wszelkich związków z tym, co nie było szkolną
medycyną.
Gdy dochodziła dziesiąta, zabrała Andre z dyżurki pielęgniarek.
Christoffer miał akurat wolną chwilę i wyszedł wraz z nimi na dziedziniec. Andre, rzecz
jasna, nie wiedział nic o ich planach.
- Jak się twoim zdaniem miewa Sander Brink? - spytał Christoffer.
Benedikte się zapłoniła.
- Nie... nie byłam u niego od czasu, kiedy odwiedziliśmy go rano. Chciałam zostawić go
sobie na pózniej. Po tym, jak zobaczy... Chciałabym dowiedzieć się, co myśli... Miałabym
powód, by u niego przebywać wtedy, kiedy będzie mógł wypowiedzieć swą ocenę.
- Chyba się jej nie boisz? - uśmiechnął się Christoffer, spoglądając na Andre.
- Nie - roześmiała się. - Ale zawsze ciekawie jest usłyszeć.
- Wiem o tym. Pochwałom można przysłuchiwać się prawie w nieskończoność. Są dla ludzi
jak eliksir życia. A jak się miewa Vanja? Dawno już nie byłem w domu, a z jej listów nawet
między wierszami niewiele da się wyczytać.
- Hm, Vanja - Benedikte westchnęła. - Właściwie nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. Zrobiła
się taka dziwna. Taka zamyślona i tajemnicza. Czasami wydaje się przerażona i
jednocześnie podniecona, nie mogę tego zrozumieć.
- Spróbuj się czegoś dowiedzieć, bardzo cię proszę. Wszyscy troje zawsze trzymaliśmy się
blisko, czuję się odpowiedzialny za naszą najmłodszą siostrzyczkę . Oczywiście Vanja jest
teraz w trudnym wieku, ma dopiero siedemnaście lat, niełatwo zapanować jej nad emocjami.
- Tak, to jasne - przyznała mu rację Benedikte. - Zobaczę, czy uda mi się coś z niej
wyciągnąć, ale to raczej sprawa beznadziejna.
- Rozumiem. A czy mieliście jakieś wiadomości od Marca?
- Nie. Od czasu gdy uratował mnie i Sandera w Fergeoset, nie dawał znaku życia. A od
tamtej pory minęło już przecież dziesięć lat.
96
- To dziwne - mruknął Christoffer. - Gdzie on się podziewa?
- Kto to jest Marco? - zainteresował się Andre.
- Jeden z naszych krewnych - odparła Benedikte. - Najpiękniejszy człowiek na ziemi. Nigdy
go nie widziałeś.
Andre dopytywał się w napięciu:
- Czy on ma czarne włosy? Długie, o takie, dotąd? Kręcone? Bardzo białe zęby? I jest taki
piękny, że kiedy się na niego patrzy, to aż boli?
Benedikte i Christoffer znieruchomieli. Zdumieni wpatrywali się w chłopczyka.
- Czyś ty spotkał Marca?
- Nie wiem - odparł Andre zmieszany. - Nie pozwolił mi mówić...
- Naprawdę umiesz trzymać język za zębami. - Malec zaimponował Benedikte. Dalej ona
zadawała pytania, Christoffer bowiem nie widział Marca od czasów dzieciństwa. - Jakiego
koloru miał oczy?
Mały Andre zastanowił się.
- Czy mogę o tym mówić?
- Jestem przekonana, że tak. Doskonale potrafiłeś dochować tajemnicy, ale teraz ważne
jest, byśmy ustalili, czy mówimy o tej samej osobie. Pamiętasz kolor oczu?
- Miał oczy... Rzęsy bardzo, bardzo czarne. A oczy... Szare. Bardzo szare. A jego skóra...
taka...
Nie potrafił dobrać odpowiednich słów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]