[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Smok, jakby czując zmianę i nienormalny stan świata, zawahał się, pokrę-
cił głową i parsknął. Potem wyskoczył w górę i rozłożywszy ogromne skrzydła
wzniósł się w powietrze. Wydawało się, że jego ruchy są bardzo powolne, ale
w rzeczywistości smok leciał z niesamowitą prędkością.
W górę, w górę do gorejącego słońca, w górę przez gorące, niespokojne po-
wietrze, w górę na Wschód, gdzie oczekuje obóz Chaosu. Tuż za Płomiennym
Kłem leciały dwa smoki niosące Rudowłosego i Dyvima Slorma, który miał wła-
sny, zawieszony na szyi róg, służący do kierowania smokami. Za przywódcami
dziewięćdziesiąt pięć smoków jak chmura przesłoniło niebo. Samice i samce,
zielone, czerwone i złote. Ich łuski błyszczały w promieniach słońca, skrzydła
uderzały z ogromną mocą. Jaszczury leciały z rozwartymi paszczami i bacznie
rozglądały się zimnymi oczami ponad nieczystym oceanem.
Elryk obserwował wodę, nad którą przelatywali. Widział wiele intensywnych
kolorów, wszystkie ciemne i ciągle ulegające zmianom od jednego krańca spek-
trum do drugiego. To już nie była woda tam w dole, lecz ciecz składająca się z wy-
mieszanych naturalnych i nadprzyrodzonych składników, rzeczywistych i niereal-
nych zarazem. Ból, tęsknota, smutek i śmiech jawiły się jako widzialne elementy
fal. Albinos dojrzał tam również namiętności i frustracje, a od czasu do czasu na
powierzchni wody materializowały się kawałki żywego ciała.
Widok cieczy przyprawił Elryka o mdłości, więc skierował wzrok na Wschód,
tam, dokąd podążali.
Wkrótce znalezli się nad tym, co kiedyś stanowiło główną część Wschodniego
Kontynentu wielki Półwysep Vilmirski. Teraz ziemia straciła wszystkie swoje
właściwości i biły z niej w niebo słupy czarnego dymu. Omijali je starannie. Na
odległym gruncie wrzała lawa. Na powierzchni i ponad nią przemykały odrażające
kształty. Były to potworne bestie i hordy niesamowitych jezdzców na szkieletach
koni. Gdy postacie zauważały smoki, ogarniał je paniczny strach i czym prędzej
umykały do swych obozów.
Zwiat przypominał trupa, któremu darowano życie, by robactwo miało na
162
czym żerować.
Po ludzkości nic nie zostało, prócz trzech jezdzców na smokach.
Elryk wiedział, że Jagreen Lern i jego ludzcy sojusznicy dawno porzucili
wszelkie atrybuty człowieczeństwa i nie przyznawali się do jakiegokolwiek po-
dobieństwa z gatunkami, które zmietli z powierzchni Ziemi. Przywódcy mogli
zachować ludzką postać, tak jak to robili Władcy Ciemności, lecz ich dusze były
odmienione. Ciała żołnierzy pod wpływem Chaosu zostały przemienione w pie-
kielne kształty. Chaos władał całą Ziemią, a do jego serca zdążał zastęp smoków,
z PÅ‚omiennym KÅ‚em na czele i jadÄ…cym na nim Melnibonéaninem. Torturowana
natura wydała z siebie bolesny wrzask. Jej podstawy zostały zburzone, jej skład-
niki zamienione w obce formy.
Zpieszyli się w kierunku miasta, zwanego niegdyś Karlaak, a które teraz zmie-
niło się w obóz Zła. Wtem ponad głowami usłyszeli głośne krakanie i zobaczyli
lecące ku nim czarne kształty. Elryk nie miał nawet siły by coś krzyknąć, więc po-
klepał lekko po szyi Płomiennego Kła i tym samym spowodował, że smok uniknął
niebezpieczeństwa. Moonglum i Dyvim Slorm poszli za jego przykładem, a Wład-
ca Smoków zagrał na rogu, rozkazując jaszczurom, żeby wyminęły napastników.
Jednak sygnał zabrzmiał za pózno i niektóre jaszczury ze straży tylnej rozpoczęły
walkÄ™ z czarnymi zjawami.
Melnibonéanin obejrzaÅ‚ siÄ™ za siebie i przez kilka sekund widziaÅ‚ odcinajÄ…ce
się od jasnego nieba ryczące stwory o wielorybich paszczach. Smoki strzelały
jadem i rozrywały napastników kłami i pazurami. Ich skrzydła biły powietrze dla
utrzymania wysokości, lecz nagle następna fala ciemnozielonej mgły zasłoniła
widoczność i Elryk nigdy się nie dowiedział, jaki los spotkał tuzin smoków.
Albinos zasygnalizował Płomiennemu Kłowi, żeby przeleciał nisko nad nie-
wielkim oddziałem jezdzców, uciekających poprzez zamęczoną równinę. Na lan-
cy dowódcy powiewał sztandar Chaosu z ośmioma strzałami. Smoki obniżyły lot
i strzeliły jadem. Ludzie z satysfakcją obserwowali, jak wojownicy i ich bestie
wrzeszcząc płonęli, zanim ogień zamienił ich w popiół, który pochłonęła rucho-
ma ziemia.
Tu i ówdzie wyrastały z gruntu potężne zamki, dopiero co wzniesione przez
czarnoksiężnika. Może była to nagroda dla jakiegoś króla-zdrajcy, albo siedzi-
ba Dowódców Chaosu, zadomowionych na Ziemi. Przelecieli nad każdym zam-
kiem i jad smoków spalił je doszczętnie. Twierdze płonęły niesamowitym ogniem,
a dym mieszał się z otaczającą mgłą. W końcu jezdzcy ujrzeli obozowisko Cha-
osu. Było to niedawno postawione miasto, nad nim świecił bursztynowy symbol
PiekÅ‚a. Ostatni na Ziemi trzej ludzie dotarli do serca Chaosu. Ale Melnibonéanin
nie czuł triumfu, a tylko rozpacz z powodu swej słabości i lęk, że w walce z Jagre-
enem Lernem poniesie klęskę. Co mógł uczynić? Jakim sposobem mógł zyskać
energię życiową, potrzebną mu do ponownego zadęcia w Róg?
Nad miastem zalegała cisza. Wydawało się, że gród czegoś oczekuje. Miał
163
on złowieszczy wygląd i zanim Płomienny Kieł znalazł się nad zamkami, Elryk
rozkazał mu skręcić i długo krążyć w powietrzu.
Dwaj pozostali jezdzcy i reszta smoków postąpili tak samo. Dyvim Slorm
krzyknÄ…Å‚ do albinosa:
Co teraz, Elryku? Nie spodziewałem się, że w tak krótkim czasie stanie tu
miasto!
Ani ja. Ale spójrz. . . wskazał drżącą ręką, którą ledwo mógł utrzymać
wzniesioną. Oto sztandar Jagreena Lerna, a tam. . . wskazał na lewo i prawo
chorągwie wielu Książąt z Piekieł! Lecz nie widzę żadnych flag ludzi.
Do nich należały zamki, które zniszczyliśmy krzyknął Moonglum.
Podejrzewam, że Jagreen Lern podzielił już podbity ląd pomiędzy swoich pod-
danych. Nie można osadzić, ile rzeczywiście minęło czasu od chwili, kiedy to
wszystko się skończyło.
Racja przytaknął Elryk, przyglądając się niebu. Nachylił się do przo-
du i prawie mdlejąc wyprostował się. Tarcza Chaosu ciążyła mu okrutnie, lecz
trzymał ją dzielnie przed sobą.
Zadziałał pod wpływem impulsu. Spiął swego smoka, który ruszył w dół
w kierunku zamku Jagreena Lerna.
Nic się nie stało, gdy się znalazł nad miastem, nic nie próbowało go zatrzymać.
Wylądował na placu pomiędzy wieżyczkami. Wszędzie królowała cisza. Zasko-
czony rozejrzał się dookoła, lecz zobaczył tylko wyniosłe budowle z czarnego
kamienia.
Rzemienie trzymały go w siodle, ale nawet nie zsiadając ze smoka zobaczył
wystarczająco dużo, żeby stwierdzić, że w mieście nie było żywego ducha. Gdzie
u licha podziały się hordy z Piekieł? Gdzie był Jagreen Lern?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]