[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stanowcza. Nikt nie kwestionował jej poleceń czy autorytetu. Dla wszystkich było jasne, że
podczas pracy Brooke ma decydujący głos.
Z kopią scenariusza w ręce krążyła po boisku, sprawdzając oświetlenie. Zupełnie
inaczej wyglądało pole wewnętrzne z metami i stanowiskiem łapacza oraz pałkarza oglądane
z ziemi, a inaczej z trybun. Miała wrażenie, że jest na wyspie otoczonej górami, na których są
miejsca dla publiczności. Odległość między stanowiskiem pałkarza a siatką oddzielającą
boisko od trybun wydawała się ogromna.
Mimo zaaferowania czuła zapach świeżo koszonej trawy, wysuszonej słońcem ziemi,
a od czasu do czasu dolatywała ją nuta bardzo męskiej wody toaletowej, której używał E. J.
Zerknąwszy na chmury gromadzące się na niebie, podeszła do kamery.
- Chcę mieć słoneczne popołudnie - poinformowała mistrza oświetlenia.
- Nie ma sprawy - oznajmił oświetleniowiec, rozmieszczając odpowiednio reflektory i
blendy.
Przez moment Parks stał u wylotu tunelu, obserwując Brooke. Kobieta, której
zafundował tacos, oraz ta, którą trzymał w ramionach na przyjęciu u de Marca, różniły się od
tej, na którą patrzył teraz. Dzisiejsza Brooke miała włosy splecione w warkocz, a ubrana była
w spłowiałe dżinsy, zwykłą bawełnianą koszulkę w kolorze jajecznicy i zakurzone tenisówki.
Za to w jej uszach połyskiwały niewielkie szafiry.
Ale to nie uczesanie i strój różniły ją od dawnej Brooke, lecz pewność siebie.
Wprawdzie już wcześniej dostrzegł w niej tę cechę, lecz jakby na dalszym planie. Teraz
Brooke wszystkim zarządzała, wszystko kontrolowała, wydawała instrukcje, a ludzie chodzili
jak w zegarku. Nikt nie protestował, nie kwestionował jej poleceń, widać było, że ona tu
rządzi.
Skrzywiwszy się, poprawił rękaw cienkiej jedwabnej koszuli, w którą go ubrano, i
zerknął na idealnie wyprasowane beżowe spodnie. Kto, u licha, w takim stroju wyszedłby na
boisko? No ale na planie obowiązują reguły ustalone przez Brooke. Wyłonił się z tunelu.
- Bigelow, zabezpiecz kable, zanim ktoś złamie nogę. Libby, postaraj się o zimną
wodę, będzie nam potrzebna. No dobrze, gdzie jest... - Obróciwszy się, Brooke ujrzała Parksa.
- A, tu jesteś.
Nie wiedział, czy ucieszyła się na jego widok; jeśli tak, to dobrze skrywała emocje.
- Stań na stanowisku pałkarza. Sprawdzimy kamery i oświetlenie.
Potulnie wypełnił jej polecenie. Zacznij się, stary, przyzwyczajać, mruknął pod
nosem. Przez najbliższe dwa lata będziesz reklamował ciuchy de Marca. Wsunął ręce do
kieszeni, przeklinając w duchu Duttona. Ktoś podsunął mu pod nos światłomierz.
- Pokonacie zespół valiantsów? - spytał technik.
- Na sto procent - odparł Parks.
- Postawiłem na kingsów pięćdziesiąt dolców. Parks wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Postaram się o tym pamiętać.
- Hej tam! - Ruchem głowy Brooke wskazała technikowi, dokąd ma się udać, a sama
podeszła do Parksa. - Dobra, pierwsza część jest najłatwiejsza. Zero dialogu, a ty robisz to, co
umiesz najlepiej.
- Czyli?
Uniosła brwi, po czym wyjaśniła spokojnie:
- Machasz pałką. Trener zgodził się rzucić ci kilka piłek. Po prostu masz je odbijać.
- Bez kasku?
- Nie pasuje do tego stroju - odparła łagodnie, omiatając go wzrokiem. - Wyglądasz
znakomicie.
- Ty również. - Uśmiechnął się łobuzersko. - Z niecierpliwością czekam na chwilę,
kiedy będę mógł rozpleść ten warkocz.
- Proszę go przypudrować - rozkazała Brooke - bo za bardzo się świeci.
- Zaraz, zaraz - sprzeciwił się Parks, chwytając za przegub kobietę, która podeszła z
pudrem.
- Kamera nie lubi potu - wyjaśniła z zadowoleniem Brooke. - Posłuchaj. Masz przyjąć
pozycję pałkarza. Zamachnij się kilka razy dla rozgrzewki, potem odbij piłkę. Zanim rzucisz
pałkę na ziemię, uśmiechnij się. Tak po swojemu.
- Czyli jak? - Parks puścił rękę charakteryzatorki i cierpliwie zniósł zabieg
pudrowania.
Brooke skinęła głową.
- Szczerze, radośnie, odsłaniając zęby. Tak, żeby oczy również ci się śmiały.
Opuścił powieki.
- Odpłacę ci się, zobaczysz - mruknął.
- Staraj się odbić pierwszą piłkę. Nie musisz jej posyłać na trybuny. Wystarczy, że to
zamarkujesz. Jasne?
- Jak słońce. - Rozdrażniony, skinął na powitanie trenerowi, który stal na górce
miotacza.
- Do twarzy ci w tym stroju, Jones - usłyszał rzuconą przez niego uwagę.
- Dobra, dobra. Skup się na narzutach. Dostanę pałkę? - Odwrócił się do Brooke. -
Czy to też mam markować?
Brooke krzyknęła do swojego asystenta.
- Pałka! E.J., gotowy? Po prostu kręć. %7ładnych zbliżeń ani odjazdów. Pamiętaj, tu nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]