[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ja te\ cię kocham. Do widzenia. - Ostatnie słowa powiedziała
w pró\nię, bo Emily ju\ przy telefonie nie było.
Andie z westchnieniem odło\yła słuchawkę. Córka rosła i
dojrzewała w zastraszającym tempie! Jeszcze tydzień temu
rozmawiały o nowych strojach dla Barbie, a dziś o całowaniu.
Co przyniosą następne dni? Tego nie potrafiła przewidzieć.
Dzwonek u drzwi odezwał się znowu. Tym razem
natarczywie. Dopiero teraz Andie przypomniała sobie, kto
czeka na ganku. Jak szalona rzuciła się otwierać.
Jim w jednej ręce trzymał pizzę, a w drugiej butelkę wina.
Był wykąpany i świe\o ogolony. Miał na sobie czystą, białą
koszulkę polo, sprane d\insy i zniszczoną, brązową skórzaną
kurtkę.
- Cześć - przywitała go Andie.
- Cześć. Długo nie otwierałaś i ju\ zacząłem się obawiać,
\e nadal gniewasz się na mnie.
- Dlaczego miałabym się gniewać? Jim uniósł brwi.
- Po południu byłaś na mnie okropnie zła.
- Och, nie na ciebie, lecz na to, co się stało.
- Wpuścisz mnie do środka? Pizza zupełnie wystygnie.
- Tak, oczywiście. Wchodz.
Andie szeroko otworzyła drzwi. Poczuła zapach pizzy i
świe\o u\ytej wody po goleniu. Uświadomiła sobie, \e ma na
sobie roboczy kombinezon, który nosiła przez cały dzień.
Poczuła się okropnie.
- Zanieśmy pizzę od razu do kuchni - zaproponowała.
Wzięła od Jima pudełko i ruszyła w głąb mieszkania. -
Wło\ymy ją na parę minut do piecyka, to się podgrzeje. -
Sprawnie zajęła się pizzą. Potem otworzyła szufladę. - Tu
powinien być korkociąg.
Jim chwycił ją za rękę.
- Zdjęłaś banda\ - zauwa\ył.
- Był brudny i ciągle o coś nim zaczepiałam.
- Nie wygląda zle - oświadczył, obejrzawszy skaleczoną
dłoń. - Boli?
- Nie. - Andie cofnęła rękę i sięgnęła do szafki. - A tu są
kieliszki - oznajmiła. Wyjęła dwa, ostro\nie trzymając za
nó\ki, i postawiła na blacie obok butelki z winem. - Otwórz.
Nalej sobie i, jeśli chcesz, mo\esz wyjść z kieliszkiem na
ganek. O tej porze jest tam bardzo przyjemnie. Ja pobiegnę na
górę i szybko wezmę prysznic. - Przeciągnęła palcami po
włosach. - Powinnam zrobić to wcześniej, ale po przyjściu do
domu słuchałam automatycznej sekretarki, a potem
zadzwoniła Emily i... - Andie wzruszyła ramionami. - A w
ogóle to sądziłam, \e dziś się nie zjawisz.
- Dlaczego? Przecie\ mówiłem, \e przywiozę kolację.
- Myślałam, \e to ty jesteś na mnie zły - wyznała.
- Nie na ciebie, ale na to, co się stało - powtórzył jej
słowa.
- Pokłóciliśmy się. Zachowałam się niegrzecznie.
- Czy\by?
Dla Andie było ogromnym zaskoczeniem, \e Jim tak
lekko potraktował jej popołudniowy wybuch złości. Takie
sytuacje były mą\ zawsze wykorzystywał przeciw niej. Za
karę przestawał się odzywać. Milczał, dopóki nie zaczęła
przepraszać go za swe przewinienia rzeczywiste lub urojone.
Była to jedna z jego podstawowych metod
wychowawczych. Najbardziej skuteczna. Andie spodziewała
się więc identycznej reakcji Jima. Na szczęście, stało się
inaczej.
- Idę wziąć prysznic - powiedziała.
- Jeszcze chwilkę. - Objął Andie za szyję. Pochylił głowę.
Zdziwiona, natychmiast zesztywniała.
- Nie rób tego. Jestem okropnie brudna.
Nie zwa\ając na protesty, mocno ją pocałował.
- Mniam. Mniam. To było dobre. - Jim przytulił Andie. -
Od samego rana miałem na to ochotę.
- A ja pragnęłam od samego rana, \ebyś to zrobił.
- Naprawdę? Wcale nie dałaś poznać po sobie. Zwietnie
się maskowałaś przez cały czas.
Andie obdarzyła Jima ciepłym uśmiechem.
- Nie przez cały. Gdy nakrył nas Brooker, wcale się nie
maskowałam.
- Rozumiem. - Jim zło\ył lekki pocałunek na wargach
Andie. - Skaleczyłaś się i to spowodowało, \e na chwilę
zmniejszyła się twoja odporność na tego rodzaju prze\ycia.
- Wygląda na to, \e kiedy tylko znajdziesz się w pobli\u,
moja odporność słabnie.
- Tak? Wobec tego mam propozycję. Pójdę z tobą na górę
i umyję ci plecy. Przekonamy się, czy uda mi się jeszcze
trochę bardziej ją zmniejszyć. Zgoda?
Andie wysunęła się z objęć Jima.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]