[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To tylko sugestia.
- Niezbyt udana - fuknęła Gaby. - Zresztą sama możesz zadzwonić do Rafe'a i po-
wiedzieć mu, że kupisz winnicę na spółkę z nim. Jak rozumiem, też utrzymywałaś z nim
regularne kontakty telefoniczne.
- O nie. Mnie się też taki układ nie podoba. Czy możemy zmienić temat? - spytała
rozdrażniona Simone.
- Dobry pomysł - zgodził się Luc.
R
L
T
ROZDZIAA PITY
By nie przedłużać kolacji, Gabrielle szybko wypiła kawę, pomogła posprzątać w
kuchni i poszła do toalety.
Dobrze znała drogę. Ruszyła długim korytarzem, lecz gdy doszła do schodów, za
którymi była toaleta, natknęła się na Josien. Czyżby matka na nią czekała? Milcząca, nie-
ruchoma, jak zimny, złowrogi posąg...
- Mama? Chciałaś się ze mną widzieć?
- Wydaje ci się, że jesteś jedną z nich, co? Tak sobie tu siedzisz i zajadasz kolacyj-
kę. Nigdy nie potrafiłaś ocenić, gdzie twoje miejsce.
- Wręcz przeciwnie, nigdy nie pozwoliłaś mi zapomnieć. - Wyprostowała się, unio-
sła brodę. Postanowiła, że już nigdy nie będzie dziewczynką do bicia dla matki. - Choć w
jednym przypadku masz rację. Na szczęście nie muszę już kierować się twoimi ocenami
rzeczywistości, nie muszę już słuchać, gdzie według ciebie jest moje miejsce. I jeżeli
przyjdzie mi ochota, by spotkać się z przyjaciółmi z dzieciństwa, to się z nimi umówię.
- Nigdy się z tobą nie ożeni, wiedz o tym. - Piękna twarz matki stanowiła dziwny
kontrast dla okrutnych słów. - To nie twoja półka.
- Czy pomyślałaś kiedykolwiek, że może wcale nie chcę, by się ze mną ożenił?
- To po co tu wróciłaś? Obnosić się z winnicą i modnymi ciuchami? Czy uważasz,
że odrobina pieniędzy zrobi na kimś takim jak Lucien Duvalier wrażenie? Jesteś nadal
córką gospodyni.
- Nie doceniasz mnie, mamo, jak zawsze. Poza tym nie przyjechałam tu z powodu
Luciena, tylko z twojego. Widzę, że to był błąd.
- Skąd Rafael wziął pieniądze na zakup winnicy? - spytała niespodziewanie Josien.
- Kto okazał się takim hazardzistą, że zaryzykował swoje pieniądze? - zakończyła jado-
wicie.
- Harrison - odparowała Gaby. Przez długie lata mieszkał z dala od nich, na innym
kontynencie. Był jednym z tych ojców, z którymi wymieniało się tylko kartki okoliczno-
ściowe, jednak kiedy Gaby dołączyła w Australii do Rafe'a, poznała swojego ojca z jak
najlepszej strony. - Pamiętasz go jeszcze, mamo? To ten, za którego wyszłaś i któremu
R
L
T
urodziłaś dzieci. Nie było prawdą, że nas nie chciał. Chciał nas, wcale nas nie porzucił, a
tam, na wygnaniu, opiekował się nami.
- Harrison zaryzykował? Ale dlaczego? - Josien nie zdołała opanować drżenia gło-
su.
- Może tak po prostu robią ojcowie? - Gabrielle poczuła się strasznie zmęczona.
Nie chciała już rozmawiać z matką. O niczym. - Czemu nie możesz przełknąć, że w Ra-
faela ktoś wreszcie uwierzył? Dlaczego wszystko kalasz goryczą i niewiarą? - Gdy Jo-
sien milczała, dodała zdenerwowana: - Idę do łazienki, pózniej jadę do hotelu. Znam
drogę do wyjścia.
- Harrison był zawsze zbyt miękki - wyszeptała Josien. - Zbyt miękki jak dla mnie.
Popełniłam wielki błąd, wychodząc za niego, ale byłam w desperacji. Chciałam stąd
uciec, chciałam stać się kimś innym, a Harrison tak bardzo mnie kochał... czy też zako-
chał się w moim zewnętrznym obrazie, w mojej twarzy. Był całkowicie zaślepiony, a gdy
wreszcie zrozumiał, co tak naprawdę się dzieje, było już za pózno. - Pustka w oczach Jo-
sien skojarzyła się Gaby z wsysającą, bezdenną otchłanią. - Widzisz, Gabrielle, może i
Harrison jest twoim ojcem, ale nie Rafe'a. - Odwróciła się i z trudem ruszyła po scho-
dach. - I wie o tym.
- Nie, mamo, nie... - zdołała tylko wyszeptać. Harrison zawsze był przy nich, czu-
wał, opiekował się nimi. Bez jego niezachwianego wsparcia nie staliby się tymi ludzmi,
którymi są obecnie. - Nie wierzę ci! - krzyknęła do pleców matki, która niestrudzenie
wdrapywała się po schodach. - Kłamiesz! - W bezsilnym geście zacisnęła pięści.
Luc Duvalier był uosobieniem sukcesu. Miał wszystko, czyli władzę, majątek,
zdrowie, rodzinę i młodość. Ponadto został kolejnym dynastą zarządzającym imperium
winiarskim, co było przyczyną zazdrości jego rówieśników. Podpisywał milionowe
umowy z monotonną regularnością, przy tym miał opinię chłodnego gracza z kompute-
rową głową. Mawiano o nim, że podczas kataklizmu jako jedyny nie straciłby panowania
nad sobą, tylko zrobił to, co należałoby zrobić.
Nigdy jednak dotąd tak bardzo nie musiał się starać, by wykazać się opanowaniem.
Udało mu się. Gabrielle się uspokoiła, a on prawie zapomniał o pocałunku w ogrodzie,
który tak bardzo ich rozpalił. Oczywiście miała w tym swój udział Simone, która wspa-
R
L
T
niale sprawdziła się w roli gospodyni, mediując między nimi i serwując bratu ulubioną
potrawę. Pozostało mu tylko odprowadzić Gabrielle do samochodu, nie naruszając dopie-
ro co zbudowanego zaufania, które zaistniało między nimi. Wtedy wieczór okaże się
prawdziwym sukcesem.
Simone wyszła wyrzucić śmieci, chociaż nalegał, że zrobi to za nią.
- Masz szansę, by pod koniec miłego wieczoru udowodnić Gabrielle, że może ci
ufać - powiedziała konspiracyjnie. - Wierzę w ciebie - dodała z mocnym naciskiem.
Cóż, nie był jedynym Duvalierem, który lubił mieć wszystko uporządkowane.
A potem w kuchni pojawiła się Gaby. Jej oczy lśniły od wstrzymywanych łez. Pró-
bowała się uśmiechnąć, daremny jednak trud.
Nerwowo zebrała swoje rzeczy z blatu i powiedziała ze smutkiem:
- Czas na mnie. Gdzie Simone?
- Zaraz wróci.
- Złapię ją na dziedzińcu. - Podała Lucowi dłoń na pożegnanie. - Dziękuję za miły
wieczór.
Nie śmiał jej dotknąć, spytał tylko:
- Co się stało?
- Nic. - Cofnęła rękę, zacisnęła palce na torebce.
- Nie dotknę cię, jeśli o to ci chodzi. Byłem uprzejmy i powściągliwy przez cały
wieczór.
- Wiem. Miło mi upłynął czas w twoim towarzystwie, naprawdę. A jeśli chodzi o
ten pocałunek, to... też mi się podobał. Może za bardzo, szczerze mówiąc, ale staram się
o tym zapomnieć. Być może ochota na powtórkę po prostu sama przejdzie.
- Minęło siedem lat i nic nam nie przeszło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •