[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odpowiedzi. Zostawił konia przy schodach i wbiegł na górę po żonę.
Umieścili Klarę na koniu we dwóch - służący Robin trzymał ją na rękach, a Frederick
usadowił się na grzbiecie konia tuż za siodłem, pochylił się, wziął Klarę od Robina i posadził
ją przed sobą. Mocno objął ją w pasie i uśmiechnął się na widok przerażenia w jej oczach.
- Nie pozwolę ci upaść, kochanie - zapewnił ją po odprawieniu Robina. - Cały czas
będę cię mocno trzymał. W każdej chwili możesz się o mnie wygodnie oprzeć.
- Ale stąd tak daleko do ziemi - poskarżyła się. Frederick uchwycił wodze i ponaglił
konia ściśnięciem kolan. Wyczuwał napięcie Klary.
- Rozluznij się. I zacznij się cieszyć przejażdżką. - Skręcił konia ku alejce parkowej.
- Och! - jęknęła Klara. - Och! Przez kilka następnych minut podchodził do tego jak do
uczenia dziecka. Na początku Klara siedziała sztywno i nieruchomo, nie odzywając się ani
słowem. Bała się nawet odwrócić głowę. Potem stopniowo się odprężała, zaczęła się
rozglądać - te trawniki i drzewa widziała dotąd jedynie z tarasu, okien domu lub zamkniętego
powozu na drodze dojazdowej. Freddie czuł i słyszał, jak głęboko oddycha świeżym
powietrzem. Kiedy zbliżyli się do jednego z drzew, wyciągnęła do góry rękę i przeczesała
liście palcami, ale szybko ją cofnęła obawiając się utracić równowagę.
A potem zdał sobie sprawę, że Klara płacze. Bez słowa odwróciła od niego twarz, ale
dojrzał strugę łez płynącą po policzku. Nie odezwał się; czekał, aż sama dojdzie do ładu z
naporem emocji. Sięgnęła do kieszeni po małą chusteczkę i po kilku minutach wyczyściła
nos.
Mój Boże, pomyślał przyciskając ją i udając, że nie zauważył tych łez, ta kobieta
znajduje upust dla swych skrzętnie skrywanych uczuć. To jest człowiek. Ktoś, kogo poślubił z
niegodziwych powodów.
Przejechali przez prawie cały park. Bardzo powoli. Koń przez cały czas szedł stępa,
ani razu nie przeszedł nawet w krótki kłus.
- Zmęczyłaś się, kochanie? - zapytał nachylając się ku niej. - Zaraz cię zawiozę z
powrotem.
- Och, Freddie! - Klara odwróciła się do męża. Jej oczy, lekko zaczerwienione,
błyszczały. - W ogóle nie chcę wracać. Chciałabym, aby ta przejażdżka trwała wiecznie.
Pewnie myślisz, że jestem głupiutka. Dla ciebie to chyba najnudniejsze zajęcie na świecie,
prawda? A poza tym musisz mieć wrażenie, że poruszamy się w ślimaczym tempie.
- Pojedziemy jeszcze raz - zapewnił ją. - A potem jeszcze raz i jeszcze raz, Klaro. Nie
będziesz już dłużej uwiązana w domu. Będziesz wychodzić na dwór i oddychać świeżym
powietrzem. To rozkaz. A ja będę od ciebie wymagał posłuszeństwa.
Przez krótką chwilę, zanim spuściła wzrok i popatrzyła w drugą stronę, widział w jej
oczach cień smutku.
- Spodziewam się, że nigdy nie będę ci nieposłuszna, Freddie - odpowiedziała po
chwili. - Wobec taty też nigdy nie byłam.
Frederick zawrócił konia i ruszył z powrotem do domu.
Miał nadzieję, że Klara się w nim nie zakochała. O Boże, tylko nie to. Owszem, miał
zamiar być dla niej miły i uprzejmy, chciał także wnieść w jej życie trochę szczęścia i
rozrywki. Ale nie wierzył, by mógł sprostać oczekiwanej wzajemności w uczuciach. A
właściwie nie tylko nie wierzył, ale był wręcz tego pewien.
Klara była zmęczona, choć nie chciała się do tego przyznać. Po kilku minutach
odchyliła się i oparła ramieniem o jego pierś. Kiedy przycisnął ją do siebie, odwiązała wstążki
przytrzymujące czepek i zdjęła go, by wygodniej ułożyć głowę na jego ramieniu.
- Zwiat jest cudowny - rzekła. - Ciekawa jestem, czy ludzie, którzy zawsze cieszą się
dobrym zdrowiem, w pełni zdają sobie z tego sprawę.
- Prawdopodobnie nie - odparł opierając policzek o czubek jej głowy. - Na pewno nie.
Nagle poczuł, że jest szczęśliwy. Dzień był piękny, okolica urzekająca, a dom
wspaniaÅ‚y. To jego dom, a ko­bieta w jego ramionach, taka cicha i zauroczona cudami natury,
jest jego żoną. Być może więc - mimo wszystko - jakoś to się ułoży. Być może w końcu zdoła
uwierzyć, że w życiu zdarzają się cuda i że niemożliwe staje się możliwe.
W ciÄ…gu nastÄ™pnego tygodnia Klara dość czÄ™sto przy­Å‚apywaÅ‚a siÄ™ na pragnieniu, by
przyjazd lorda i lady Bellamy wraz z Harriet nie nastąpił tak szybko. Równie często
odczuwała na tę myśl wyrzuty sumienia. Harriet niejednokrotnie udowodniła, że jest dobrą i
troskliwą przyjaciółką, a nie tylko damą do towarzystwa i opiekunką, a i teściowie Klary byli
w Bath bardzo dobrzy i mili. Powinna więc cieszyć się z ich przyjazdu. I naprawdę się
cieszyła!
Ale jednocześnie pragnęła, by jej miesiąc miodowy trwał nadal, a wiedziała dobrze, że
wraz z ich przyjazdem wszystko skończy się jak nożem uciął. To przecież nie może długo
trwać. Było zbyt piękne i doskonałe.
Mąż spędzał z nią każdy dzień i każdą chwilę. Gościł wraz z nią rozlicznych sąsiadów,
którzy na wieść o ich przyjezdzie, a zwłaszcza o najnowszej nowinie, czyli jej małżeństwie,
zjeżdżali siÄ™ tÅ‚umnie. Klara zawsze utrzymy­waÅ‚a przyjazne stosunki z sÄ…siadami, jako że
była to jedna z nielicznych dostępnych jej przyjemności. Freddie ani razu nie okazał
znudzenia, przeciwnie, był układny wobec panów i czarujący dla dam. Wygrał więc z nimi na
całej linii. Było wyraznie widać, jak na początku robiła na nich wrażenie uroda Fredericka, po
krótkiej chwili cieszyło ich jego zainteresowanie, a pod koniec byli zachwyceni wdziękiem.
Któregoś dnia Freddie zabrał ją na wizyty; zaniósł Klarę do powozu i udali się do
trzech okolicznych domów, po czym bez mrugnięcia powieką odbył trzy ceremonie picia
herbaty. ByÅ‚o to popoÅ‚udnie, które sprawiÅ‚o jej nadzwy­czajnÄ… radość, ponieważ do tej pory
była przyzwyczajona do przyjmowania, a nie składania wizyt. W gruncie rzeczy bardzo
rzadko u kogoś bywała. Ale Freddie obiecał jej, że wkrótce pojadą do Londynu i kupią
otwarty powozik. Do tego czasu będą jezdzić z szeroko otwartymi oknami powozu, co i tak
stanowiło istotne novum. Ojciec osłaniał ją zawsze przed każdym możliwym przeciągiem.
Jeszcze raz pojechali na konną przejażdżkę.
Mało tego, Freddie zabrał ją nawet w niedzielę do kościoła, gdzie z radością powitali
ich znajomi, którzy zdążyli już złożyć im wizytę, a także pastor z żoną, zapowiadający
odwiedziny w ciągu kilku najbliższych dni.
- Chyba byłem w kościele po raz pierwszy od ostatnich świąt Bożego Narodzenia -
powiedział Frederick w drodze powrotnej do domu. - Czy myślisz, Klaro, że znowu
uratowałem swą duszę?
- Och, Freddie, przestań opowiadać takie głupstwa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •