[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dlaczego przez wieś nie przejeżdża żaden dyliżans?
Albo dlaczego po prostu nie powiedziała, że zaczeka do następnego dnia na powóz ciotek? Była
jednak pewna, że Lucius nie zgodziłby się zostawić jej samej w gospodzie. Ona zresztą też wolała
pojechać z nim, niż stać na progu i patrzeć za jego odjeżdżającym powozem. Pustka i cisza byłyby nie
do zniesienia.
Ale właśnie dokładnie to czekają w Bath. Na myśl o tym ścisnął się jej żołądek i pożałowała, że
zjadła śniadanie.
Najlepiej gdyby pożegnała się z Luciusem zaraz po śniadaniu. Każde odjechałoby w swoją stronę
własnym powozem - choć przynajmniej przez jakiś czas jechaliby tą samą drogą, dopóki powóz
Luciusa nie prześcignąłby jej powozu. No ale taka ewentualność nie wchodziła w grę.
Zresztą rozstania nigdy nie są łatwe.
Co też ją opętało zeszłej nocy? Nigdy jeszcze nie uległa takiej pokusie.
Oddała się obcemu mężczyznie. Kochała się z nim i przespała w jednym łóżku całą noc. Uprawiali
miłość trzykrotnie; trzecim razem szybko, gorączkowo, zaraz potem Lucius wstał i opuścił pokój, w
samych spodniach, z resztą ubrania w ręku.
A teraz będzie musiała ponieść wszystkie bolesne, emocjonalne tego konsekwencje.
Już cierpiała, choć Lucius był jeszcze przy niej - siedział tuż obok. Niemniej to był koniec.
Wkrótce - u celu tej powolnej, ponurej podróży między polami, które tego dnia nie lśniły już bielą -
powiedzą sobie do widzenia i już nigdy więcej go nie zobaczy.
I jakby nie wystarczyło, że dręczyły ją smutek i żal, to jeszcze powóz, który nieustannie ślizgał się na
drodze, sprawiał, że jej serce kurczyło się ze zdenerwowania i strachu. Uspokoiła się trochę dopiero
wtedy, gdy Lucius wyciągnął z mufki jej prawą dłoń i objął ją palcami w silnym uścisku.
Czując jego ciepły dotyk, miała ochotę się rozpłakać.
- Peters może i nie jest najpokorniejszym ze sług - odezwał się - ale to najlepszy woznica, jakiego
znam. Zawierzyłbym mu, co zresztą czynię, swoje życie.
- Coś mi się wydaje, że już do końca życia będzie mi się nocą śniło, jak mój powóz wpada w zaspy.
Koszmar.
- Nie zapominaj, że gdyby ci się to nie przytrafiło - zauważył - nie poznałabyś mnie.
Czuła, że na nią patrzy, ale nie odwróciła głowy, żeby sprawdzić, co wyraża jego twarz. To samo
mówił pierwszego dnia - czy to możliwe, że spotkali się dopiero dwa dni temu? - tylko że wtedy w
jego tonie pobrzmiewała paskudna ironia.
- Tak - zgodziła się. - Nie poznałabym cię. To by było naprawdę okropne.
- No widzisz - roześmiał się. - Kiedy robisz się złośliwa, zapominasz o zdenerwowaniu. Chyba że
rzeczywiście tak myślisz?
Mimo woli także się roześmiała.
Po tej wymianie zdań niepokój prawie całkowicie ją opuścił, ustąpiło też napięcie, które wyczuwało
się między nimi od chwili, gdy Lucius rano wszedł do kuchni. Trzymali się teraz za ręce, a po jakimś
czasie Frances zdała sobie sprawę, że nawet przytula się do towarzysza. Czuła bijące od niego
ciepło.
Postanowiła, że za kilka dni każe napisać dziewczętom esej - nie, całe opowiadanie.
Ale nie na jakiś nudny temat, na przykład, jak spędziły święta, czego z pewnością się spodziewają,
tylko na bardziej ciekawy. Wyobraz sobie, że wracasz sama do szkoły po świętach, łapie cię burza
śnieżna i musisz zatrzymać się w opuszczonej gospodzie sam na sam z kimś, kogo nie znasz. Napisz o
tym opowiadanie... .
Wiedziała, że Marjorie Phillips bez chwili wahania zanurzy pióro w kałamarzu, pochyli się nad
kartkami papieru i nie wyprostuje, dopóki nie zapisze drobnym maczkiem kilku stron. Joy Denton
uczyni pewnie to samo, a Sarah Ponds podniesie rękę i przypomni, że ponieważ nigdzie nie
wyjeżdżała na święta, nie mogła też z nich wracać. Reszta dziewcząt będzie siedziała nieruchomo, ze
zmarszczonymi czołami, zastanawiając się, czy panna Allard zauważy, że ich wypracowania
umyślnie napisane są szerokim pismem i dużymi literami, żeby wydawały się dłuższe.
Uśmiechnęła się z rozrzewnieniem. Bardzo lubiła swoje uczennice.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]