[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiedy może się odbyć rozprawa w sądzie?
- Zależy, jak szybko trafimy na wokandę.
- Do diabła - mruknął Grant. - Jak dla mnie te wszystkie
prawne sprawy ciągną się zdecydowanie za długo. Bank bę
dzie się domagał spłaty, zanim dotrę na salę sądową.
- Może nie. Pamiętaj, że przesłuchanie w sprawie wstrzy
mania prac mamy w przyszłym tygodniu - tłumaczyła Kelly
łagodnym tonem. - Kto wie, może Ross z radością się pod
da testowi DNA.
- Wątpię, choćby dlatego, żeby mi zrobić na złość i zała
twić mnie na dobre.
- Rozmawiałeś z nim?
- Tak.
- To nie było rozsądne.
Grant potarł brodę.
- To był czysty przypadek.
Opowiedział Kelly, jak się spotkali u Dana Hollanda.
- Jeżeli tylko mu nie przyłożyłeś, to wszystko w porządku.
- Nie masz pojęcia, jak chciałem go rozłożyć na łopatki.
- Chyba mam. - Usta Kelly zadrżały od powstrzymywane
go uśmiechu. - Jak już mówiłam, możesz wciąż mieć nadzie
ję. Może będziemy mieli szczęście i Winston zmusi Rossa do
przeprowadzenia testu.
- Tak myślisz?
- Jest taka możliwość. Większość sędziów nie lubi, gdy lu
dzie zajmują im czas, i jeżeli jeden szybki wymaz z ust zała
twi sprawę, nie zawahają się, żeby to nakazać.
- No i znów potrzebny jest sąd. A ja siedzę i nic.
- Mam nadzieję, że twój przyjaciel w banku cię nie zawie
dzie.
Siedzieli chwilÄ™ w milczeniu, wpatrujÄ…c siÄ™ w migoczÄ…ce
płomienie. W końcu Grant wstał, wziął ją za rękę i podniósł
z kanapy.
- Zatańczmy - szepnął, przyciągając ją do siebie.
Kelly słyszała piosenkę Gdybym cię miał" wiele razy przez
radio i nawet chciała kupić płytę, ale jakoś nie miała czasu.
- Pewnie powinienem zapytać, czy twoja kostka zniesie
kopanie?
- Moja kostka to nie problem.
Grant zaczął się poruszać, a ona z nim, krok w krok.
- Jak na dziewczynę z miasta - zauważył Grant, obracając
ją - to całkiem niezle się ruszasz.
- Tańce country to nie moja specjalność - wysapała i za
kręciło jej się w głowie z kilku powodów. Cudownie się czu-
ła w jego ramionach, a kiedy ją okręcał, muskał ją swoim
ciałem.
- Wcale bym tego nie powiedział - stwierdził. Jego głos
brzmiał jakoś dziwnie, jakby mu zaschło w gardle.
- Tak mówisz, bo chcesz, żebym się dobrze czuła - szepnęła.
- Och, kochanie. - Zerknął na nią z góry. - Ja czuję się z tobą
tak cholernie dobrze, że chciałbym cię nigdy nie puścić.
To powinien być sygnał, żeby skończyć z tym szaleń
stwem i wracać do Ruth. Tymczasem Kelly tańczyła z nim
dalej jeszcze przez kilka piosenek. Przy ostatniej kołysali się
lekko w miejscu. Zanim się zorientowała, przywarli do sie
bie, brzuch do brzucha, biodra do bioder i po chwili wpijał
swoje usta w jej.
Wciąż się poruszali delikatnie w rytm muzyki, gdy wresz
cie Grant oderwał się od jej warg.
- Powinnam iść - powiedziała Kelly ledwie słyszalnie.
- Dlaczego?
- Dlatego.
- Dlatego, że co? - Głos Granta stał się ochrypły.
- Ja... - zaczęła, ale przerwał jej.
- Zostań ze mną, proszę. Ty pragniesz mnie, a ja ciebie.
- Tak, tak.
Wcale się nie wstydziła tego, co czuła. Już tak dawno nie
pamiętała na swoim ciele męskich ust i rąk. Miała przeczucie,
że Grant byłby cudownym kochankiem, dla którego możli
we jest tylko wszystko albo nic.
Czy to było niewłaściwe? Czy popełniała błąd? Nie, jeśli
uda jej się wyłączyć z tego układu zaangażowanie serca, je
żeli będzie to radosna ulga dla umysłu i ciała.
Czy mogłaby to zrobić? Może nie. W tym momencie nie
wiedziała, ale nic jej to nie obchodziło. Może jutro będzie ża-
łowała i będzie miała wyrzuty sumienia, ale nie dzisiaj, kiedy
tak bardzo go pragnęła.
Grant, jakby chcąc zakończyć jej rozterki, położył jej dłoń
na swojej nabrzmiałej męskości, a swoją rękę na jej piersi.
Kiedy się nie poruszyła, dodał:
- To jest chyba najlepsze, co może się przydarzyć dwojgu
ludziom. Jesteś taka cudna - szeptał, powoli rozpinając su
wak jej bluzy. Kiedy zobaczył, że jest bez biustonosza, wstrzy
mał oddech i zrobił wielkie oczy. - Taka piękna. Doskonała.
DotknÄ…Å‚ jej piersi, najpierw jednej, potem drugiej. Kel
ly czuła, że nogi się pod nią uginają, zwłaszcza gdy pochylił
głowę i poczuła na piersiach jego wargi.
Zaraz też zrzucili pospiesznie ubranie i uklękli na grubym
dywanie przed kominkiem, złączeni pocałunkiem tak gorą
cym jak płomienie oświetlające ich nagie ciała.
Grant położył ją i zaczął przesuwać ustami po jej cie
le, rozpoczynając od piersi. Kiedy znalazł się u nasady ud,
uniósł głowę i spojrzał pytająco. Kelly nie odezwała się ani
słowem, uznał więc jej milczenie za zgodę. Przesunął usta
niżej, a nią zaczęły wstrząsać dreszcze rozkoszy.
Nie! - krzyczała w duchu. Nie chciała czuć takiej blisko
ści emocjonalnej z tym mężczyzną. Chodziło o jej serce. Na
wet gdyby chciała je oddać, nie mogła tego zrobić. Oddała
je dawno temu swojemu mężowi i nie mogła zdradzić tej
miłości.
Jednak nie mogła też ani nie chciała powstrzymać ust
Granta. Jęczała, miotała się, aż w końcu szepnęła:
- ProszÄ™.
Wpiła palce w jego ciało, zachęcając do zmiany pozycji.
- Och, dziecino - jęknął i znalazł się w niej.
Ciało uderzało o ciało, aż w końcu oboje krzyknęli. Po-
tern obrócił ją, kładąc na sobie, i leżeli tak, póki nie uspoko
ili bicia serc. Czuła go w każdej swojej cząstce, także w ser
cu. To było coś więcej niż seks. To było dokładnie to, czego
pragnęła uniknąć. Planowała powrócić do Houston nie
tknięta, również z nietkniętym sercem. Nie miała zamiaru
go tu zostawiać.
Słysząc jej pełne satysfakcji westchnienie, Grant zsunął ją
z siebie i obrócił się twarzą do niej.
- To było niezwykłe. Ty jesteś niezwykła.
- Ty też - zdołała odpowiedzieć Kelly. Obejrzała jego cia
ło od góry do dołu, silną umięśnioną klatkę, owłosienie we
wszystkich właściwych miejscach i mocne nogi. - Jesteś do
skonały - stwierdziła.
- JesteÅ› niewiarygodna. ChcÄ™ ciÄ™ znowu. Teraz.
- Teraz?
Skinął głową. Bez wahania znalazła się na nim i spojrzała
w jego pełne oszołomienia oczy.
- Podoba ci siÄ™?
- Mogę się od tego i od ciebie uzależnić - wymamrotał
zbolałym głosem.
Czy nie dosyć już serca oddała temu mężczyznie? Zamiast
sobie odpowiedzieć, zaczęła się poruszać, najpierw wolno,
potem szybciej i szybciej, aż oboje zastygli w ekstazie.
Z ostatnim okrzykiem opadła na niego, a ich serca biły
jak jedno.
ROZDZIAA ÓSMY
Kelly obudziła się pierwsza. Początkowo była nieco zdez
orientowana, ale przypomniała sobie: jest w domu Granta.
Leży na podłodze w pobliżu dogasającego kominka. Czy by
ła tu całą noc? Tak. Najlepszym dowodem był niesamowity
widok wschodzącego słońca rozciągający się za oknem. Na
moment aż wstrzymała oddech. Był to jeden z najpiękniej
szych widoków, jakie w życiu widziała.
Czegoś takiego nie zobaczy się w mieście, pomyślała.
Pózniej zerknęła na Granta, który albo spał, albo uda
wał. W każdym razie nie poruszał się, a powinien. Ona
też. Trzeba otworzyć kawiarnię. Wprawdzie Doris i Albert
mieli klucze i mogli to zrobić, ale niechętnie pracowali na
sali.
Jednak Kelly się nie ruszała. Było jej tak ciepło i wygodnie.
Czuła się kochana. Poczuła panikę docierającą do żołądka,
ale się uspokoiła. Kochać się to nie to samo, co być zakocha
nym, przypomniała sobie. Więc nie będzie rozpaczać z po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]