[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A przecież Jaguś będzie jego macochą, matką jakby- jakże to może być, jakże?... Toć grzech musi być,
grzech! Aż bał się myśleć o tym, bo mu serce zamierało ze zgrozy niewytłumaczonej, z obawy przed
jakąś straszną karą j boską... I nie rzec o tym nikomu, ino to nosić w sobie jako zarzewie, jako ten
ogień żywy, któren aż do kości przepala... nie na ludzką to moc, nie.
A tu już za tydzień ślub...
- Gospodarz idą! - zawołał Witek prędko, aż Antek drgnął ze strachu.
Mroczało już na świecie.
Zmierzch sypał się na wieś, jako ten popiół niewystudzony i od ukrytego zarzewia rudawy jeszcze -
zorze dogasały, bladły od tych chmur burych, które wiatr gnał i zwalał na zachód, i stożył w góry
przeogromne. Zimno się robiło, ziemia tężała, powietrze czyniło się ostre, rzezwe jak przed
przymrozkiem i takie słuchliwe, że tupot i ryki pędzonego do wodopoju inwentarza szły głośniej, a
skrzypy wrótni i studziennych żurawi, rozmowy, krzyki dzieci, szczekania leciały wyrazniej przez staw;
gdzieniegdzie błyskały już okna i padały na wodę długie, porwane, drgające odbicia świetliste... a spoza
lasów wychylał się z wolna ogromny, czerwony księżyc w pełni, aż łuny biły nad nim, jakby pożar
buchał gdzieś w głębi lasów.
Boryna przyodział się w zwyczajne szmaty i poszedł w podwórze do gospodarstwa, zajrzał do koni, do
krów, do stodoły, a nawet i do prosiaków, skrzyczał Kubę za coś i Witka również, że cielęta wylazły z
gródki i łaziły pomiędzy krowami, a gdy wrócił do izby swojej, już tam czekali nań wszyscy... Milczeli,
ino wszystkie oczy podniosły się na niego i opadły wnet, bo przystanął na środku, obejrzał się po nich i
zapytał drwiąco:
- Wszystkie! Jak na sąd jaki!
- Nie na sąd, ino do was przyślim z proszeniem - rzekła nieśmiało kowalowa.
- A czemuż to i twój nie przyszedł?...
- Robotę ma pilną, to ostał w domu...
- Juści... robotę... juści... - uśmiechnął się domyślnie, zrzucił kapotę i jął zzuwać buty, a oni milczeli,
nie wiedząc, od czego zacząć. Kowalowa chrząkała i przyciszała dzieci, bo się brały do baraszkowania,
Hanka siedziała na progu i karmiła chłopaka, a latała niespokojnymi oczami po twarzy Antka, któren
siedział pod oknem i układał sobie w głowie, co ma rzec, a drżał cały ze wzruszenia i niecierpliwości.
Jedna Józia spokojnie obierała ziemniaki pod kominem, przyrzucała drewek na ogień i ciekawie
poglądała po wszystkich, bo nic wymiarkować nie mogła .
- Czego chcecie, mówcie! - zawołał ostro, zniecierpliwiony milczeniem.
- A to... mów, Antek... a to przyślim wedle tego zapisu... - jąkała kowalowa.
- Zapis zrobiłem, a ślub w niedzielę... to wam rzeknę
- To wiemy, ale nie o to przyślim -
- A czego?
Zapisaliście całe sześć morgów!
- Bom tak chciał, a zechcę, to w ten mig zapiszę wszystko...
- Jak wszystko będzie wasze, to zapiszecie! - powiedział Antek.
- Dziecińskie, nasze.
- Głupiś jak ten baran! Grunt jest mój i zrobię z nim , co mi się spodoba!
- Zrobicie abo i nie zrobicie...
- Ty mi wzbronisz, ty!
- A ja, a my wszystkie, a nie, to sądy wam wzbronią! - krzyknął, bo już nie mógł ścierpieć i buchnął
zapamiętałością.
- Sądami mi wygrażasz, co? Sądami! Zamknij ty gębę, pókim dobry, bo pożałujesz! - krzyczał
przyskakując do niego z pięściami.
- A ukrzywdzić się nie damy! - wrzasnęła Hanka podnosząc się na nogi.
- A ty czego? Trzy morgi piachu wniesła i starą płachtę, a będzie tu pysk wywierała?
- Wyście i tyla Antkowi nie dali, nawet tych jego morgów matczynych, a robimy wam za parobków, jak
te woły.
- Sprzątacie za to z trzech morgów.
- A odrabiamy wam za dwadzieścia abo i więcej!
- Jak wam krzywda, idzcie se poszukać lepiej!
- Nie pójdziem szukać, bo tu jest nasze! Nasze po dziadach pradziadach! - zawołał mocno Antek.
Stary uderzył go oczami i nic nie odrzekł, przysiadł przed komin i pogrzebaczem tak dziabał w głownie,
aż iskry się sypały - zły był, ognie chodziły mu po twarzy i włosy mu cięgiem spadały na oczy, jarzące
jak u żbika...ale się jeszcze hamował, choć ledwie i zdzierżał....
Długie milczenie zaległo izbę, że ino te przysapki a dychania prędkie słychać było. Hanka szlochała z
cicha i pohuśtywała dziecko, bo skamleć poczęło.
- My nie przeciwni ożenkowi, chcecie, to się żeńcie...
- A przeciwcie się, dużo o to stoję!...
- Ino zapis odbierzcie - dorzuciła przez łzy Hanka.
- Zmilkniesz ty, a to, psiachmać, jazgocze cięgiem jak ta suka! - rzucił z taką mocą pogrzebacz w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]