[ Pobierz całość w formacie PDF ]

namiestnikowski tron, przykryty czarnym suknem, a wyżej bielił się tron królewski.
- Tędy, mój panie - odzwierny w czarnych szatach wskazał mu drogę ruchem ręki. -
Pozwól, że cię poprowadzę.
Poszli lewą nawą, wzdłuż kolumnady, mijając posągi z białego marmuru. Ich kroki
odbijały się echem pod złotym sklepieniem sali.
Nic się tu nie zmieniło od czasów, kiedy jako Thorongil kroczył tędy u boku
Ectheliona.
Nic a nic.
Jedynie ten kir spowijający tron Namiestnika...
Wspięli się po wąskich, krętych schodach na pierwsze piętro. Przy czarnych
drzwiach, okutych srebrnymi zdobieniami imitującymi splątane gałęzie stał drugi
odzwierny. Na widok Aragorna skłonił sztywno głowę, a potem, z ceremonialnym
namaszczeniem, zapukał drewnianą laską w drzwi, trzykrotnie. Wrota otworzyły się
bez jednego choćby skrzypnięcia i Aragorn wszedł do środka.
Imrahil siedział za długim, masywnym stołem, a Eomer stał przy oknie, z założonymi
do tyłu rękami. Obaj odwrócili się ku wchodzącemu, pozdrawiając go uśmiechami i
ukłonami.
Książę Dol Amroth ubrany był w prostą, ciemnoniebieską tunikę bez żadnych
ornamentów czy haftów. Jedyną ozdobą jego stroju była duża brosza ze stylizowanym
białym łabędziem spinająca koszulę pod szyją. Przyszły król Rohanu zaś miał na sobie
swoje zwyczajowe ubranie, w którym się chyba urodził  misterną kolczugę założoną na
skórzany kaftan w odcieniach czerwieni i brązu, a włosy splótł w jeden warkocz,
odrzucony na plecy.
- Gdzie jest Boromir?- zapytał Aragorn, bo syna Denethora nigdzie nie było widać.
- Na górze. Poszedł po mapy  wyjaśnił Imrahil.- Zaraz wróci.
- Jak on się ma? - Aragorn ściszył głos.
Imrahil z zatroskanym wyrazem twarzy pokręcił głową na znak, że nie najlepiej.
- Nie mogę pojąć, w jaki sposób ludzie mogli zbudować takie miasto bez pomocy
czarów - odezwał się Eomer od okna, kontemplując widok z młodzieńczym
entuzjazmem. - Tak po prostu zbudowali je kładąc kamień na kamieniu?...
- Numenorejczycy dysponowali ogromną wiedzą i kunsztem - odparł Imrahil z
uśmiechem. - Z tamtego okna możesz zobaczyć ruiny Osgiliath, panie marszałku.
Eomer skwapliwie przesunął się w lewo i wychylił, by jak najwięcej dojrzeć.
- Ogromne...- szepnął z podziwem.
- Minas Tirith było zaledwie *zwykłą* strażnicą - ciągnął Imrahil. - Jednym z
posterunków. A Osgiliath za czasów swej świetności było jedynie bladym cieniem
chwały Numenoru...-
Przerwało mu trzykrotne pukanie do drzwi.
Przybył Gandalf wraz z synami Elronda.
- Jak długo potrwa ta narada?- zagadnął Elrohir, kiedy tylko wszyscy się przywitali.
- Nie wiem - odrzekł Aragorn. - Zapewne nie bardzo długo. Dlaczego pytasz?
- Bo myśli tylko o tym, kiedy będzie mógł zniknąć w bibliotece - westchnął Elladan.
- No i czegóż to się krzywisz, mój drogi bracie. Nalegaliście z Estelem, żebym się
oszczędzał, więc nie rozumiem dlaczego nie mogę się pooszczędzać w bibliotece?
- Jeśli o mnie chodzi, oszczędzaj się gdzie chcesz - Elladan wzruszył ramionami.
- Ojciec mówił, że w Minas Tirith mają zacne zbiory. - Oczy Elrohira aż błyszczały od
nieskrywanego entuzjazmu. - Wiedziałeś, że jest tu pierwotna wersja Kompendium z
notacjami samego Maglora najprawdopodobniej?
- To to dzieło, o którym mówisz nawet przez sen, tak?
- Wyobrażasz sobie? Spojrzeć na uwagi, które *on* być może spisał własną ręką?
- Bracie, martwię się o ciebie, ty zaczynasz mieć wypieki...
- Widzę, że jesteśmy w komplecie - zabrzmiał znajomy głos. - Witajcie, panowie.
- Witaj, Boromirze - Aragorn obejrzał się nieco zaskoczony, bo nie słyszał kroków.
Syn Denethora energicznie przeszedł przez komnatę i rzucił pergaminy i pozwijane
mapy na stół. Był porządnie ogolony, nieskazitelny w każdym calu i od stóp do głów
odziany w czerń. Prostą, aksamitną szatę zdobił dyskretny haft ciągnący się niczym
srebrna gałązka wokół kołnierzyka i nie licząc klamry od pasa był to jedyny jasny
akcent stroju. Czarne były i spodnie, wysokie buty z cienkiej skóry i pas.
- Siadajcie, proszę.
Zasiedli więc, wybierając takie miejsca, jakie mieli pod ręką. Wszystkie siedziska były
jednakowe. Jedyne wyróżniające się, wysokie i pięknie rzezbione krzesło odstawiono na
bok, pod ścianę. Aragorn usadowił się między Imrahilem i Gandalfem, mając
naprzeciwko Elladana i Eomera.
- Tradycja nakazuje - zaczął Boromir formalnym tonem - by tego typu spotkanie
rozpoczynała osoba najstarsza wiekiem. Oddaję ci więc głos, mości czarodzieju.
Aragorn przymrużył lekko oczy. Sprytnie. Pierwszy głos w tej naradzie i tak należał
do Gandalfa, jako do tego, kto najbardziej i najdłużej z nich wszystkich zaangażowany
był w walkę z Nieprzyjacielem. Zasłaniając się tradycją Boromir oddał mu glos bez
konieczności powoływania się na zasługi czarodzieja. W ten sposób nie uchybiając
etykiecie dał jednocześnie wyraz swej niechęci.
Gandalf, na pozór niewzruszony, skinął głową a następnie złączył dłonie w geście
zamyślenia.
- Chcę, oczywiście za twoją zgodą, panie - rzekł zwracając się do Boromira. -
przekazać wam słowa Namiestnika Gondoru, które wypowiedział w mojej obecności.
Aragorn niespokojne zmarszczył brwi, spoglądając na Boromira, który zamarł.
- A jeśli powiem  nie - wycedził syn Denethora lodowatym tonem - to czy cokolwiek
to zmieni w twym postanowieniu?
- Jeśli powiesz  nie - odpowiedział Gandalf spokojnie - zachowam te słowa dla
siebie.
Boromir zawahał się. Widać było, że ma ogromną ochotę się nie zgodzić, a
jednocześnie ciekawość walczy w nim z niechęcią. Chciał wiedzieć możliwie jak
najwięcej o Denethorze i szkoda mu było zmarnować taką okazję.
- Jeśli w niczym nie uchybi to czci mego ojca  rzekł wreszcie - wyrażam zgodę.
Gandalf skinął głową.
- Denethor rzekł:  Na krótko, na jeden dzień może, zatriumfujesz na polu bitwy. Ale
przeciwko potędze, która rozrosła się w Czarnej Wieży nic nie wskórasz . Nie wzywam
was, za jego przykładem, do rozpaczy, ale do rozważenia zawartej w tych słowach
prawdy. Kryształy nie kłamią. Nawet władca Barad-Duru nie umie ich do tego zmusić.
Może jednak podsuwać słabszemu duchem człowiekowi te widoki, które sam wybierze,
lub też narzucić mu błędne ich rozumienie. Mimo wszystko nie wątpię, że Denethor,
gdy zobaczył potężne siły zgromadzone przeciw nam w Mordorze i wciąż narastające -
zobaczył rzeczy prawdziwe.
I czarodziej zaczął mówić o braku szans na zwycięstwo w otwartym polu, o ich
szansach, o jedynej nadziei, jaką jest zniszczenie Pierścienia.
Aragorn słuchał uważnie i jednocześnie dyskretnie obserwował Boromira.
Syn Denethora, jako jedyny, nie patrzył na mówiącego czarodzieja tylko utkwił
wzrok w mapach na stole. Jedną dłonią podparł podbródek, drugą położył na oparciu
krzesła i lekko bębnił po nim palcami, jakby był zniecierpliwiony. Zwiatło padające z
okna jeszcze pogłębiło cienie na jego twarzy i podkreśliło bladość, a czerń ubioru i siwe
pasma we włosach dodawały mu lat. I choć z twarzy nie był podobny do ojca, coś w
jego sposobie mówienia, poruszania się i chłodzie, jaki wprost od niego bił, nasuwało
natychmiastowe skojarzenie ze starym Namiestnikiem. Zwłaszcza, że  świadomie bądz
nieświadomie- przybrał też charakterystyczną pozę ojca. Denethor tak samo układał
ręce, kiedy przysłuchiwał się obradom. Aragorn zerkał na Boromira i nie mógł się
oprzeć wrażeniu, że czas się cofnął i ma przed sobą młodego Denethora. Brakowało
tylko Ectheliona i wspomnienie z dawnych narad byłoby kompletne.
- A więc radzisz zamknąć się w Minas Tirith, Dol Amroth albo w Dunharrow 
odezwał się Imrahil, gdy tylko Gandalf skończył mówić. - I siedzieć tam, jak dzieci w
zamku z piasku, gdy nadciąga fala przypływu? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •