[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miękkim szkarłatnym blaskiem. Chwilę pózniej światło skupiło się na czubku kości, po czym wybuchło
skwierczącą purpurową iskrą. Iskra uniosła się w górę, zawahała i zaczęła powoli opadać w dół.
Zatrzymała się naprzeciw tunelu, z którego właśnie wydostał się Ryld, i zgasła.
Kapłan odwrócił się i przekazał na migi komuś stojącemu za nim w tunelu:
- Poszli tamtędy.
Ryld obserwował w milczeniu, jak kleryk i dwaj dobrze uzbrojeni mężczyzni opuszczają się w
dół. Kleryk i jeden z wojowników po prostu spłynęli za pomocą magii, ale drugi wojownik musiał
schodzić wąskim załomem komina, zapierając się plecami o jedną, a rękami i nogami o drugą ścianę. Z
taktycznego punktu widzenia był to odpowiedni moment, żeby uderzyć albo uciekać, ponieważ stękanie i
szuranie, jakie wydawał gramolący się w dół mężczyzna, musiało zagłuszyć ucieczkę fechmistrza
tunelem, który właśnie opuścili nieznajomi.
Rylda nie obchodził los Quenthel Baenre. Towarzyszył jej, ponieważ taki otrzymał rozkaz. Valas
potrafił się o siebie zatroszczyć w walce, a Danifae pochodziła z innego miasta i była mu obojętna. Ale
Pharaun, chociaż był potężnym magiem, walczył właśnie z demonem. Z łatwością padnie ofiarą tych
trzech...
Odrzucając do tyłu piwafwi, Ryld strzelił z kuszy do kleryka. Mały bełt trafił drowa w policzek,
znacząc go w poprzek czerwoną bruzdą. Gdy tylko potężna trucizna grotu dostała się do jego
krwioobiegu, kleryk zawisł w powietrzu i został zmuszony do chwycenia się wylotu mijanego korytarza,
gdyż opuściła go moc lewitacji. Wczołgawszy się do niego, legł na podłodze, trzęsąc się i poruszając
ustami w niemej modlitwie.
Ryld dotknął broszy i runął w dół jak kamień. Spadając, obrócił się, jednocześnie dobywając
krótkiego miecza i robiąc wymach nogą w chwili, gdy mijał schodzącego w dół drowa. Zaklinowany
pomiędzy ścianami komina mężczyzna nie był w stanie zrobić nic oprócz zamknięcia oczu. Wymierzony
w twarz kopniak odrzucił mu do tyłu głowę, która uderzyła z głośnym hukiem o ścianę. Chwilę pózniej
jego nieprzytomne ciało runęło w dół w ślad za Ryldem.
Odpychając się od ściany, Ryld aktywował ponownie magię broszy, hamując upadek.
Nieprzytomny drow minął go, lądując z głuchym łoskotem łamanych kości na ziemi. Tymczasem
lewitujący wojownik dobył broni - nabijanego kolcami buzdygana.
Ryld opadał w jego stronę z krótkim mieczem w ręku. Jego przeciwnik krzyknął coś - słowo-
rozkaz - i głowica jego buzdygana zapłonęła jasnym, magicznym światłem. Oślepiony nagłą jasnością
Ryld instynktownie umknął w bok. Usłyszał jak buzdygan uderza z hukiem w ścianę obok jego głowy.
17
Wymierzył następnego kopniaka, ale chybił. Wojownik był przyzwyczajony do walki w świetle
słonecznym i z łatwością uchylił się przed uderzeniem.
Przeklinając, Ryld wezwał magiczną ciemność, która wypełniła komin. %7ładen z nich nic nie
widział, więc żeby zlokalizować przeciwnika, obaj musieli uważnie nasłuchiwać cichego szelestu
materiału i pancerza zagłuszanego przez modlitwy kleryka.
Podmuch powietrza ostrzegł Rylda przed kolejnym ciosem buzdygana. Wywinął się gwałtownie
w bok, niechcący zsuwając się nieco w dół. Prawą ręką otarł się o ścianę komina i sekundę pózniej
buzdygan wyrżnął go w łokieć, pozbawiając czucia w ręce od barku aż po koniuszki palców. Spróbował
się zamachnąć, ale miecz wyśliznął mu się z palców.
Buzdygan uderzył po raz drugi, trafiając go w żołądek. Napierśnik Rylda uchronił go przed
kolcami, ale siła ciosu wydarła mu z gardła stęknięcie. Jego przeciwnik był lepszy niż się spodziewał.
Usłyszał, że jego miecz uderzył z brzękiem w dno komina, daleko w dole. Tymczasem modlitwa
kapłana przeszła z szeptu w głośny śpiew. Kleryk starał się zneutralizować truciznę za pomocą magii, co
oznaczało, że Ryld będzie się musiał wkrótce zmierzyć z dwoma napastnikami. W wąskim kominie
przewieszony przez plecy fechmistrza wielki miecz był bezużyteczny. Nie był w stanie nim wymachiwać.
To oznaczało bliskie zwarcie. Bardzo bliskie.
Słysząc oddech przeciwnika, Ryld odepchnął się kopniakiem od ściany i ułożył płasko w
powietrzu. Jego palce otarły się o kolczugę, a zaraz potem usłyszał zbliżający się buzdygan. Przesunął
się, ale broń trafiła go w ramię. Od obrażenia uchronił go noszony na palcu pierścień w kształcie smoka -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]