[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sypialnia była przestronna i urządzona z przepychem. Blask słońca wpływał
przez otwarte okno i złocił piękny jasny dywan. Na wielkim rzezbionym łóżku
leżała Rosaleen. Spała na pozór. Jej długie ciemne rzęsy dotykały policzków;
głowa spoczywała na poduszce w naturalny sposób. W dłoni ściskała zgniecioną
małą chusteczkę. Pani Cload czyniła wrażenie dziecka, które płacz ukołysał do
snu.
Poirot chwycił jej rękę, poszukał tętna. Lodowaty chłód potwierdził
narzucające się nieodparcie przypuszczenie.
Nie żyje od pewnego czasu zwrócił się mały Belg do panny Marchmont.
Umarła we śnie.
Mój Boże! Proszę pana& pokojówka rozszlochała się na dobre. Co my teraz
zrobimy?
Kto był jej lekarzem?
Wuj Lionel odpowiedziała Lynn.
Proszę zatelefonować zaraz do doktora Cloada polecił służącej Poirot.
Zapłakana kobieta wyszła, a mały Belg jął myszkować po pokoju. Na szafce
nocnej stało tekturowe pudełeczko z napisem: Jeden proszek dziennie przed
snem . Ujął je przez chustkę i otworzył. Pozostały jeszcze trzy proszki.
Następnie podszedł do kominka, obejrzał półkę nad nim i ruszył w stronę damskiej
sekretery. Krzesło było od niej odsunięte. Na blacie leżał otwarty bibularz i
ćwiartka białego papieru zagryzmolona niewprawnym, jak gdyby dziecinnym
charakterem pisma.
Nie wiem co począć& Tak dłużej być nie może& Zgrzeszyłam ciężko& Muszę
powiedzieć o tym komuś& Muszę odzyskać spokój& Na początku nie chciałam tak
grzeszyć. Nie wiedziałam, co z tego będzie& Muszę napisać, że&
Następny wyraz ginął pod kleksem. Pióro leżało w poprzek kartki, jak je
rzucono. Poirot przyglądał się skreślonym nieudolnie zdaniom. Lynn stała obok
łóżka. Nie mogła oderwać wzroku od zmarłej.
Wtem drzwi otwarły się z trzaskiem i do pokoju wbiegł Dawid Hunter.
Dawid! Lynn skoczyła ku niemu. Wypuścili cię! Jak to dobrze!
Nie słuchał. Brutalnym gestem usunął ją z drogi i bez tchu pochylił się nad
nieruchomą białą postacią.
87
Rosa, Rosaleen& szepnął i dotknął zimnej dłoni. Pózniej odwrócił się i
spojrzał na Lynn Marchmont.
Jego twarz gorzała niepohamowanym gniewem. Głos brzmiał głęboko, groznie.
A więc zabiliście ją mimo wszystko. Usunęliście przeszkodę. Ja byłem
pierwszy! Posłaliście mnie do kryminału pod fałszywym zarzutem. Pózniej
zrobiliście naradę i ją sprzątnęli z drogi. Kto jest winien? Wy wszyscy czy
tylko jedno z was? Mniejsza o to! Odpowiedzialni jesteście wszyscy! Chcieliście
tych przeklętych pieniędzy. Teraz je macie. Macie dzięki jej śmierci! Koniec
waszym kłopotom, podli złodzieje, mordercy! Nie martwcie się. Będziecie bogaci.
Nie mogliście jej dosięgnąć, póki ja byłem w pobliżu. Wiedziałem, jak pilnować
siostry. Ona nie potrafiła nigdy dbać o siebie. Została sama, no i
skorzystaliście z okazji urwał, zachwiał się lekko i rzucił stłumionym,
drżącym głosem. Mordercy& mordercy!
Nie, Dawidzie zawołała Lynn. Mylisz się. Nikt z nas jej nie zabił. Nikt
z nas nie popełniłby takiej zbrodni.
Zabił ją ktoś z was, Lynn Marchmont. Wiesz o tym równie dobrze, jak ja.
Przysięgam, że to nie my! Przysięgam, Dawidzie!
Może i nie ty& nie wy& szaleństwo występowało w jego wzroku.
Nie my, Dawidzie! Gotowa jestem przysiąc. Poirot postąpił krok naprzód i
zakasłał dyskretnie. Hunter odwrócił się gwałtownie w jego stronę.
Sądzę odezwał się słynny detektyw że pańskie podejrzenia są nieco zbyt
dramatyczne. Czemu zakładać z góry, że pani Cload została zamordowana?
A pan jest innego zdania? Czy to wskazał postać spoczywającą na łóżku
sprawia wrażenie śmierci naturalnej? Rosaleen cierpiała na nerwy, ale poza tym
była zdrowa. Serce miała w porządku.
Wczoraj wieczorem podjął Poirot zanim się położyła, pisała przy tej
sekreterze&
Dawid zrobił kilka spiesznych kroków i pochylił się nad arkusikiem papieru.
Nie dotykać! ostrzegł go Poirot.
Młody człowiek cofnął wyciągniętą rękę i odczytał luzne zdania stojąc bez
ruchu. Pózniej odwrócił głowę i spojrzał bystro na małego Belga.
Podejrzewa pan samobójstwo? zapytał. Ale dlaczego Rosaleen miałaby
odebrać sobie życie?
Odpowiedział mu nie Poirot, lecz komisarz Spence, który od pewnego czasu stał
w drzwiach sypialni.
Przypuśćmy, że w zeszły wtorek wieczorem pani Cload nie była w Londynie,
lecz w Warmsley Yale. Przypuśćmy, że odwiedziła człowieka, który ją szantażował.
Przypuśćmy, że zabiła go pod wpływem chwilowego szału&
Dawid odwrócił się i spojrzał na policjanta. Z jego oczu wyjrzała twarda
nienawiść.
W zeszły wtorek moja siostra była w Londynie. O jedenastej zastałem ją w
naszym mieszkaniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]